Głównym oskarżonym był 50-letni Mirosław S., właściciel jednego z ostrołęckich komisów samochodowych. Mąż kandydatki do rady miasta z komitetu wyborczego "Nowa Ostrołęka z Rafałem Dymerskim".
Wszystko zaczęło się 21 listopada zeszłego roku, w dniu wyborów. W ramach policyjnych działań pod kryptonimem "Samorząd 2010", funkcjonariusze zatrzymali przed lokalem wyborczym w I LO cztery osoby, które przyjechały tam samochodem na tablicach z powiatu łomżyńskiego (jak się później okazało, auto należało do Bogu ducha winnego mężczyzny, które wstawił je w Ostrołęce do komisu).
Policjanci znaleźli przy zatrzymanych także kartki z nazwiskami trzech osób: żony Mirosława S. - kandydatki do rady miasta oraz konkretnej kandydatki do Sejmiku Mazowsza i kandydata na prezydenta miasta.
Policjanci ustalili w śledztwie jak wyglądał proceder kupowania głosów przez Mirosława S. Otóż "wyborców swojej żony" werbował pod jednym ze sklepów przy ul. Padlewskiego. Nie przypadkiem - znajduje się on w pobliżu bloków socjalnych, tak zwanego "Pekinu". Stamtąd Mirosław S. dowoził "wyborców" do I LO, po drodze pisał im na kartce (wyrwanej z książki serwisowej auta) nazwiska osób, na które mają zagłosować. Po wyjściu z lokalu "wyborca" mógł wybrać - czy chce za to 20 zł, czy flaszkę.
Mirosław S. wykazał się dużą dozą zaufania. Z lektury akt sądowych wynika, że jeden z "wyborców" w ogóle nie zagłosował, bo okazało się, że nie ma go na liście wyborców a inny i tak zagłosował tak jak chciał, a nie tak jak żądał od niego Mirosław S.
Na zatrzymaniu czterech osób na gorącym uczynku się nie skończyło. Ostatecznie prokuratura postawiła zarzuty siedmiu osobom: Mirosławowi S. (kupowania głosów) oraz sześciu mężczyznom, którzy mieli bądź to sprzedać swój głos wyborczy (za 20 zł lub pół litra) bądź to ułatwić taki proceder innym poprzez poinformowanie, w jaki sposób mogą sprzedać swój głos.
Czterej oskarżeni przyznali się do winy i złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze - dostali wyroki grzywny i ograniczenia wolności. Dwaj inni zaprzeczyli, jakoby sprzedawali swoje głosy. Sam Mirosław S. konsekwentnie nie przyznawał się do winy.
I właśnie przeciwko tym trzem osobom toczył się proces przed ostrołęckim sądem. Mirosław S. tłumaczył że jest niewinny. Pod I LO miał się pojawić tylko po to, żeby… poprawić wiszący nieopodal plakat żony. Zatrzymanych z nich mężczyzn nie zna, a fakt, że jeden z nich siedział w jego samochodzie tłumaczył swoim dobrym sercem - chciał go po prostu podwieźć.
Mężczyźni, którzy wcześniej przyznali się do winy i poddali karze, w procesie przeciwko Mirosławowi K. nie byli już tak wylewni. Tłumaczyli się głównie niepamięcią, a kiedy odczytano im wcześniejsze zeznania, że… zeznawali pod presją policjantów, albo że swoje pierwsze zeznania składali w stanie szoku. Dla sądu nie miało to jednak większego znaczenia. Zeznania innych świadków i dowody materialne (kartki z nazwiskami wyrwane ze znajdującej się w samochodzie książki) uznał on za wystarczające dowody.
Mirosław S. usłyszał nieprawomocny wyrok - dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Na kary więzienia w zawieszeniu odpowiadali razem z nim także Zygmunt i Marcin F. (ojciec i syn), którzy byli oskarżeni o ułatwianie procederu korupcji wyborczej. Mężczyźni, którzy wcześniej poddali się karze to: Mateusz C., Robert D., Maciej G. i Przemysław K.
W procesie Mirosława S. - jako świadek - zeznawał też Rafał Dymerski, z którego to komitetu startowała do rady żona Mirosława S. (sam Dymerski kandydował i do rady miasta i na prezydenta - w pierwszym przypadku z powodzeniem, jest radnym).
Dymerski zeznał przed sądem, że Mirosława S. nie zna, widział go raz, z żoną, na jednym ze spotkań kandydatów do rady miasta z jego komitetu. Dodał też, że "pouczałem w moim komitecie, żeby nawet suwenirów nie dawać."
Z zeznań Dymerskiego wynika także, że to dzięki niemu mogło dojść do ujawnienia procederu korupcji wyborczej. "Dwa dni przed wyborami na spotkaniu przedwyborczym w restauracji "Kwadrans" dowiedziałem się od pewnej osoby, że na ul. Padlewskiego pod sklepem, są kupowane głosy. Przekazałem tę informację policji" - zeznawał Dymerski. - "Plotki chodziły po mieście, że na każdą partię kupowali głosy, ale powtarzać te plotki byłoby kłamstwem".
Żona Mirosława S. nie odpowiadała za proceder swojego męża. Odmówiła składania zeznań w sprawie męża. Dodajmy jeszcze, że w wyborach samorządowych uzyskała 43 głosy. W lokalu wyborczym w I_LO (pod którym policja zatrzymała jej męża) - 17.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?