Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć w drodze małżeństwa Woźniaków. "Żegnamy Cię, Wojtku, koledzy z Tygodnika Ostrołęckiego"

Barbara Milewska-Foss
Jechali w kierunku Olsztyna, minęli Szczytno. Z naprzeciwka nadjechał tir. W okolicach Kośna nagle przed złotą toyotę yaris państwa Woźniaków wyskoczył jeleń. Chcąc uniknąć zderzenia ze zwierzęciem pani Zofia zaczęła gwałtownie hamować. Potrąciła jelenia. Straciła panowanie nad kierownicą, samochód znalazł się na przeciwnym pasie ruchu, po którym jechał tir.

Kierowca ciężarówki usiłował uniknąć zderzenia, bezskutecznie. Toyota zderzyła się prawie czołowo z tirem. Zofia Woźniak zginęła na miejscu, Wojciech Woźniak po próbie reanimacji zmarł na miejscu wypadku. Tyle suchy komunikat policyjny.

- To prawda, to prawda??? - krzyczała do słuchawki córka Ewa z dalekiego Egiptu. Bardzo chciałabym zaprzeczyć.

Policja do wieczora poszukiwała kontaktu z rodziną. Syna Adama, lekarza warszawskiego szpitala szukali współpracownicy. Właśnie kończył urlop. Dyrektor muzeum, w którym pracowała pani Zofia a przez wiele lat również Wojciech Woźniak, z Włoch podawała mi numery komórek do dzieci państwa Woźniaków. Policjanci dziękowali za pomoc w poszukiwaniach rodziny.

Słoneczny weekend przerwała tragiczna wieść, kolejna rodzinna tragedia na drodze. Przed czterema laty dotknęła rodzinę doktora Jerzego Olszewskiego, który zmarł w wyniku wypadku na drodze koło Szczytna, wcześniej rodzinę dyrektora BGŻ Marka Stepnowskiego, który zginął w 1998 roku wraz z całą rodziną Laskach na drodze do Pułtuska.

Wojciech Woźniak (1946-2003)
Janusz Wojciech Woźniak urodził się w Sokołowie Podlaskim. Kończył technikum poligraficzne w Warszawie, studiował filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1970 roku pracował w Liceum Ogólnokształcącym w Ostrołęce. W maju 1975 został sekretarzem propagandy Komitetu Miejskiego PZPR i funkcję tę pełnił do 30 września tegoż roku, po czym przeszedł do pracy w nowo tworzonym Urzędzie Wojewódzkim, gdzie w latach 1975-1977 był zastępcą dyrektora wydziału kultury. W 1977 roku przeszedł do pracy w Wojewódzkim Domu Kultury do działu wydawnictw, gdzie pracował do jesieni 1982 roku, kiedy zaczął pracę w powstającym "Tygodniku Ostrołęckim".

Z TO odszedł w 1987 roku do pracy w muzeum, gdzie był kierownikiem działu sztuki. 30 czerwca 1990 roku został wybrany przewodniczącym Rady Wojewódzkiej SdRP. Ostatnio nie należał do żadnej partii. Radny Rady Miejskiej pierwszej kadencji. Był pierwszym prezesem Ostrołęckiego Towarzystwa Muzycznego im. Grażyny Bacewiczówny, redaktorem naczelnym miesięcznika samorządowego "Ratusz Ostrołęcki".

Ostatnio pracował w Ostrołęckim Centrum Kultury jako redaktor naczelny "Pracowni", pisma które wydawał od 1990 roku.
Był autorem zbiorów szkiców i felietonów, m.in: "Poeci znad Narwi" (1994), "Szkice ostrołęckie" (1989), "Mit wolnego Kurpia w literaturze" (1984), "Ścieżka i beton" (1985).

Żona Zofia, miała 56 lat, pracowała w muzeum w Ostrołęce.

Będzie Go w Ostrołęce brakować

Wojciech Woźniak sporą część swego życia poświęcił "Tygodnikowi Ostrołęckiemu". Był w gronie tych, którzy pracowali tu od początku. Współtworzył "Tygodnik", był przez pewien czas sekretarzem redakcji. Jako dziennikarz napisał wiele tekstów dotyczących szeroko pojętej kultury. Wciąż zabiegał o to, aby "Tygodnik" nie zamykał się w opłotkach lokalności, aby trafiał nie tylko do masowego odbiorcy, ale także do czytelników rozczytanych i kochających poezję. W ich pamięci pozostanie jako autor felietonów z cyklu "Czytane pędem". Z czasów "tygodnikowych" pamiętamy Wojtka jako dziennikarza sumiennego i bardzo wrażliwego na słowo.
Wojtek był dla niektórych z nas najpierw belfrem, potem stał się kolegą z pracy. Pamiętamy Go jeszcze z wcześniejszych, uczniowskich czasów jako polonistę ostrołęckiego liceum. Tu właśnie, On i Jego żona, rozpoczynali swe kariery zawodowe. Szkoda, że tak szybko i tak nagle odszedł. Będzie Go w Ostrołęce brakować.
Żegnamy Cię, Wojtku, koledzy z "Tygodnika Ostrołęckiego"

Aldona Rusinek: Wspomnienie o profesorze-koledze

Moje pierwsze spotkanie z Wojtkiem Woźniakiem do dziś wspominam ze wstydem. Byłam maturzystką w Liceum Ogólnokształcącym, a on młodym, nowym nauczycielem języka polskiego. Prowadził z nami tak zwane fakultety. Na pierwszych zajęciach zaproponował analizę wiersza Zbigniewa Herberta "Pan Cogito czyta gazetę" (Herberta wówczas w obowiązkowym programie lektur szkolnych nie uwzględniano). Pierwsze pytanie profesora brzmiało: co znaczy słowo cogito? W klasie zapadła martwa cisza.

Nikt z nas, zdeklarowanych humanistów, bo tacy uczęszczali na ten fakultet, mimo że uczyliśmy się przez dwa lata łaciny, nie znał znaczenia tego słowa. Opuszczone ze wstydem głowy. Zdumienie i zdenerwowanie profesora. Wysłał mnie i koleżankę do biblioteki, byśmy sprawdziły w łacińsko-polskim słowniku, że cogito znaczy myślę. To słowo było słowem - kluczem naszych zajęć fakultatywnych, bo Wojtek Woźniak wymagał od uczniów przede wszystkim wymiany myśli i dyskusji.

Po latach spotkaliśmy się z Wojtkiem w redakcji nowo powstałego "Tygodnika Ostrołęckiego". Oboje pisywaliśmy o kulturze. Ja raczej okolicznościowo, Wojtek z wielką wnikliwością drążył społecznokulturalne problemy z właściwego sobie, niezmiennego przez lata punktu widzenia, które zasadzało się przede wszystkim na przekonaniu, że prowincja to nie miejsce odległe od centrów kultury, ale ograniczone horyzonty myślenia. Prowincja tkwi w nas - przekonywał zawsze Wojtek Woźniak.

"Prowincjonalna pycha wobec ludzi, realizujących swoje ambicje intelektualne mimo pozostawania w kręgu lokalnym, powoduje, że możliwości kreacyjne społeczności ČmiejscowychÇ pozostają mimo różnych podniet formalnych w stanie uśpienia. Żeby mogło być inaczej, pierwszym warunkiem musi być umiejętność doceniania w wymiarze społecznym rzeczy powstających ČtutajÇ, czyli - powstanie partnerstwa intelektualnego. I w kręgu lokalnym mogą powstawać dzieła dużej miary" - pisał w jednym z felietonów z cyklu "Czytane pędem" na łamach "Tygodnika Ostrołęckiego" w 1985 roku.

Wierny temu przekonaniu, kilka lat później, jako twórca i wydawca ambitnego kwartalnika społeczno-kulturalnego "Pracownia", wprowadził Ostrołękę na mapę literacką Polski. Znacznie rzadziej ostatnio spotykaliśmy się z Wojtkiem - zabiegani w różne strony - na imprezach kulturalnych czy towarzyskich. Za każdym razem jednak, kiedy się spotkaliśmy ubolewał, że nie pisuję już o kulturze, mówiąc, że lubi czytać moje dziennikarskie teksty. Traktowałam to jak najwyższy komplement, bo Wojtek był dla mnie zawsze, począwszy od tej niefortunnej szkolnej lekcji wielkim autorytetem intelektualnym.

Przez lata inspirował spotkania z pisarzami z różnych stron Polski w klubie "Oczko", na których zawsze interesująco, choć w stałym, wąskim gronie, dyskutowano o literaturze, kulturze, problemach społecznych. Ostatnio rozpoczął cykl spotkań "Ostrołęckie czytanie", na których prezentowano utwory miejscowych poetów. Dostrzegał urodę i wartość w ludziach prostych, a bogatych duchem, w literackich talentach młodych ludzi, które bezbłędnie wyczuwał i promował. Myślał o spotkaniach na temat interesujących, a nieznanych miejscach i faktach z dziejów miasta. Nie zdążył.

Nie zdążył też odwiedzić jeszcze wielu miejsc w Polsce, mało znanych, a interesujących historycznie i kulturowo, po których oboje z Zosią, z autentycznej fascynacji podróżowali.

Nie opowie już z niekłamanym zachwytem o kolejnych perygrynacjach po pograniczu kultur, czyli wschodnich terenach Polski, gdzie tak bardzo lubili z Zosią jeździć i dokąd wybrali się w ostatnią podróż życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki