MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wolność miała zapach benzyny

Anna Suchcicka
Aleksander Drwęcki
Aleksander Drwęcki Fot. A. Suchcicka
- W Przasnyszu II wojna światowa zakończyła się w południe 17 stycznia. Tego dnia trzymał mróz około 12 stopni, padał niewielki śnieg, a powietrze pachniało benzyną - wspomina 85-letni Aleksander Drwęcki.

Aleksander Drwęcki
(fot. Fot. A. Suchcicka)

"Dziś będzie noc cudów" - takie hasło nadał trzykrotnie przez telefon w ostatnią noc sierpnia 1939 roku porucznik Bronisław Niski, komendant obrony cywilnej w Przasnyszu. Wiadomość nadana przez komendanta oznaczała początek wojny. Pierwszy pocisk artyleryjski Niemcy wystrzelili na Chorzele o godz. 4.30. Do Przasnysza wojska niemieckie weszły 3 września ok. godz. 17.00. Po czterech dniach walki do powiatu przasnyskiego wkroczyła administracja wojskowa i żandarmeria. Twarde rządy okupantów trwały do 17 stycznia 1945 roku.

Od Różana do Germanii

Nadzieje przasnyszan na wyzwolenie pojawiły się w drugiej połowie lipca 1944 roku, gdy II Białoruski Front zatrzymał się na linii Narew-Bug. Walki tam toczone trwały niemal pół roku. Powiat przasnyski, jako teren przyfrontowy, był szczególnie interesujący dla wojsk radzieckich. Pod Żelazną został zrzucony 9-osobowy oddział wywiadowczy mjra Orlowa. Jego zadaniem było rozpoznanie zaplecza frontu niemieckiego.
- Radziecka grupa nawiązała współpracę z wywiadem AK i dzięki temu udało się naprowadzić bombowce radzieckie na niemiecki obóz wojskowy stacjonujący na poligonie w Mchowie. Spaliły się dwa baraki z amunicją i trzy zbiorniki z benzyną wyleciały w powietrze. Rosjanie zbombardowali też tory i stację kolejową na trasie Jastrząbka-Szczytno - opowiada Aleksander Drwęcki, były żołnierz AK.
Do ostatecznej rozgrywki wyzwoliciele ruszyli 13 stycznia 1945 roku z przyczółka różańskiego. Nad Przasnyszem zaczęły krążyć "kukuruźniki" - małe dwupłatowe samoloty, które mogły na krótko wyłączyć silnik i bezszmerowo nadlecieć nad cel.
16 stycznia niemieckie władze wojskowe poleciły mieszkańcom Przasnysza opuścić miasto.
Nie wszyscy posłuchali, część osób schroniła się w piwnicach i wcześniej przygotowanych schronach ziemnych.
Aleksander Drwęcki w tym czasie ukrywał się w Klewkach. W nocy z 16 na 17 stycznia przysłuchiwał się dochodzącym z Przasnysza odgłosom nalotów i bombardowania, a nad ranem usłyszał czołgi. To korpus pancerny gen. Wolskiego przebijał się od strony Leszna, południowymi rubieżami Przasnysza, pomiędzy lasem rostkowskim i szosą mławską w kierunku Czernic Borowych, gdzie miał stoczyć bitwę.
- Gdy zaczęło się rozwidniać, trasą, którą wcześniej przemierzyły czołgi, zaczęła nadciągać piechota radziecka w białych kombinezonach. A potem, ok. godz. 8.30, do Klewek przybyła artyleria radziecka. Artylerzyści ustawili się nad rzeką Węgierką i zaczęli strzelać. Artyleria niemiecka umilkła po zaledwie kilku salwach. Potem do wsi weszła piechota radziecka. Pytali: "kak daleko do Germanii?" i strzelali z karabinów do pojedynczych żołnierzy niemieckich, którzy uciekali polami w kierunku Chorzel - wspomina Drwęcki.

Wysadzili za sobą mosty

Około godz. 11.00 Klewki zadrżały - to w Przasnyszu Niemcy wysadzali mosty. Aleksander Drwęcki ma w swoich zbiorach relację nauczycielki z Przasnysza o tamtych wydarzeniach. Stanisława Jastrzębska była jedną z osób, które nie usłuchały rozkazu władz niemieckich i zostały w Przasnyszu. Gdy naloty zaczęły się nasilać, razem ze swoją matką, udała się do schronu wojskowego. Zastała w nim sześciu żołnierzy niemieckich i kilkunastu cywilów. Żołnierze okazali się saperami, którym rozkazano wysadzić mosty. "By ustrzec nas przed ogłuchnięciem, kazali nam otworzyć usta, a potem, manipulując urządzeniami w skrzynkach, wysadzali jeden most po drugim. Potem uciekli" - czytamy w relacji Stanisławy Jastrzębskiej. Gdy znikli saperzy, ludzie ukryci w schronie usłyszeli rozkaz, by wyjść. Rozkaz został wydany po rosyjsku. Tak przyszła wolność, ale nie spokój. Rosyjskie patrole po przegnaniu Niemców ruszyły w miasto, szukając broni, dokumentów, kosztowności i żywności. Rozbijały drzwi domów i sklepów. Rosyjscy saperzy szukali w piwnicach i na ulicach min i niewypałów, inni stawiali na Węgierce drewniany most, a jeszcze inni rozbierali kamienną barykadę postawioną przez Niemców w listopadzie na ulicy Piłsudskiego.

Radość była krótka

Cały powiat przasnyski został wyzwolony 19 stycznia. 18 stycznia wolność odzyskały podprzasnyskie wioski - m.in. Mchowo, Bartniki, Polny Młyn i wioski na trasie do Jednorożca. Wolność niósł korpus kawalerii generała Oślikowskiego, tocząc krwawe boje.
Mieszkańcy zaczęli wracać do swoich domów i mieszkań. Wracali ukrywający się partyzanci i uciekinierzy. Zabijali okna bez szyb deskami, tekturą lub zasłaniali kocami, zbierali zabitych...
- Cieszyliśmy się, że Niemcy przegrali wojnę. Myśleliśmy, że nie będzie już więcej wysiedleń i aresztowań. Ale radość była krótka. W nocy z 17 na 18 stycznia NKWD aresztowało ok. 300 osób, głównie żołnierzy AK. Najwięcej ludzi aresztowano w Seborach-Romanach i Kakach-Mroczkach. Aresztowanych wywieziono do łagru nr 26 w Skopinie. Wielu z nich zostało tam na zawsze. Tak zostali potraktowani koalicjanci walki z faszyzmem - mówi, nadal z goryczą, Aleksander Drwęcki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki