MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Uroczystość w Rozworach gm. Rzekuń, 29.06.2024.

Beata Modzelewska
Beata Modzelewska
Przy remizie w Rozworach stoi obelisk, upamiętniający Sybiraków z rodzin: Choroszewskich, Kryszpinów i Kurpiewskich - deportowanych przez NKWD w 1941 roku. Przy tym pomniku (odsłoniętym uroczyście w 2021 roku - przyp. red.) w sobotę 29 czerwca 2024 roku grupa osób upamiętniła Sybiraków.

- Zebraliśmy się tutaj dzisiaj z okazji 83. rocznicy deportacji na Sybir grupy Polaków. Polaków z Rozwór, ale i z sąsiednich miejscowości. - rozpoczął uroczystość Kazimierz Kryszpin, pochodzący z Rozwór, prezes Koła Przyjaciół Sybiraków. - W sumie w czterech deportacjach wywieziono około 800 tysięcy, nawet do miliona osób. W 60 procentach byli to Polacy - przypomniał. - Dzisiaj spotykamy się. żeby uczcić pamięć, oddać hołd tym, którzy zostali na Syberii. Ale jednocześnie, co chciałbym podkreślić, oddać hołd, wdzięczność i pamięć tym, którzy przeżyli, którzy wrócili do kraju, do swoich rodzinnych stron i od razu powiem, że wśród nas są takie osoby. Osoby, które wróciły szczęśliwie. Jeśli pozwolicie, to chciałbym serdecznie powitać w imieniu nas wszystkich, grupę Sybiraków z Ostrołęki, z oddziału ostrołęckiego na czele z panią prezes Załuską i panem Bronisławem Kurpiewskim - rdzennym Sybirakiem. To właśnie on, mając 5 lat, brał udział w tej czwartej deportacji. Chciałbym serdecznie powitać także rdzenną Sybiraczkę Ninę Żyłko - jest sekretarzem zarządu oddziału łomżyńskiego. Witam też wiceprezesa oddziału łomżyńskiego - Danutę Komorowską. Oczywiście witam członków Koła Przyjaciół Sybiraków w Rozworach na czele ze Stanisławem Kurpiewskim i z naszym duchowym przywódcą - księdzem Mieczysławem Kobrzenieckim.

W uroczystości wzięli także udział samorządowcy - gminy Rzekuń i powiatu ostrołęckiego - oraz mieszkańcy.

Najpierw odegrany został hymn Sybiraków. Potem Hubert Krak odczytał fragment wspomnień Sybiraka - Stefana Kurpiewskiego. Przeczytajcie tę wstrząsającą opowieść z czasów wojny.

W nocy z 18 na 19 czerwca 1941 roku nasz dom został otoczony przez NKWD i rozległo się walenie do drzwi, z okrzykami "odkrywaj" (otwieraj - red.). Ojciec poszedł otwierać drzwi i został otoczony przez żołnierzy. Jeden rozmawiał z ojcem, a trzech wpadło do mieszkania. Gdy ojciec wrócił, kazał nam wszystkim wstawać i ubierać się, bo będziemy wywiezieni. Mama zaczęła krzyczeć, okropnie płakać, a z nią cała rodzina. Powstał sądny dzień, nikt nie mógł ruszyć się z miejsca, aż bojcy zaczęli wypędzać z łóżek. Kazano nam zabrać tylko to, co mamy w domu, ponieważ nikogo nie wypuszczano na podwórze, przy drzwiach i oknach stali enkawudziści. Na spakowanie się dali dwie godziny, tak że nie mogliśmy nic zabrać z wyjątkiem rzeczy, które mogliśmy założyć na siebie, i czegoś do jedzenia. Na prośbę ojca zezwolono zabrać pościel i trochę bielizny. I tak wśród płaczu i popędzania zebraliśmy się, nie wiedząc nic, co się wokół naszego domu dzieje. Gdy ktoś chciał wyjść ze swoją potrzebą, szedł za nim żołnierz. Czekaliśmy na samochód, który miał nas zabrać. Około godziny 3.00-4.00 rano podjechał samochód, wśród krzyku i płaczu załadowano nas. Proszę się nie dziwić naszej rozpaczy, ponieważ dorobek całego życia ojca, matki i całej rodziny, cały inwentarz, dom, budynki gospodarcze, całe gospodarstwo, w którym mieliśmy wszystko i wszystkiego pod dostatkiem, szło na zatracenie. Teraz dopiero zauważyliśmy, że oprócz naszej rodziny, w której brakowało tylko brata Bolesława, wywożone są jeszcze dwie. To jest pani Choroszewska z dwoma synami oraz sąsiedzi z drugiej strony ulicy - Kryszpin Mieczysław i jego siostra Stefania Kryszpin. Był 19 czerwca 1941 roku. Po załadowaniu na samochód zaraz ruszyliśmy, wśród płaczu wywożonych i mieszkańców wioski, którzy pozostali. Obstawa odjechała razem z nami. Zawieźli nas na stację kolejową Śniadowo, gdzie już stało bardzo dużo wagonów. Podwieźli nas do rampy i kazali szybko wyładować się z samochodu. Naokoło było bardzo dużo wojska, cały plac był zapchany ludźmi i tobołami, a wciąż jeszcze przywozili nowych. Wszystko otoczone było enkawudzistami. Około godziny 11.00 rozpoczęto załadunek. Przyjechało kilku oficerów z listami, według których kolejno rodzinami prowadzono do wagonów. Nasza rodzina trafiła do dużego wagonu, do którego wepchnięto aż 17 rodzin, w kilku rodzinach były i niemowlęta. W dodatku tyle tych tobołów - okazało się, że nie wszędzie podchodzono tak rygorystycznie do tego, co można i ile zabrać. W sumie po załadunku brakowało miejsca dla ludzi, więc każda rodzina siedziała, a w nocy spała na swoich tobołkach. O chodzeniu nie mogło być mowy. Duży problem sprawiało przejście do drzwi, w których była umieszczona rura blaszana zamiast ubikacji, w kształcie lejka tak szerokiego u góry, że gdy przyszło załatwić obie potrzeby naraz, trzeba było dużej wprawy, żeby trafić do rury. Towarzyszyły nam więc dość przykre zapachy, do których początkowo trudno się było przyzwyczaić, a ponadto trzeba było się załatwiać na oczach wszystkich. Dopiero dzięki współlokatorkom, które zabrały większość większy zapas bielizny pościelowej, zorganizowano zasłonę. Najgorzej było, gdy przyszła chęć załatwienia się nocą. To już była makabra. Załadunek zakończono przed wieczorem tak, że na zachód słońca wszystkie wagony były zaryglowane, a naokoło warty. Ktoś w tajemnicy dowiedział się od kolejarzy, że nad ranem mamy ruszać. I rzeczywiście tylko zaczęło się rozwidniać, podjechały parowozy i ruszyliśmy. Pomimo takich przeżyć, takiego zmęczenia - nikt nie spał. We wszystkich wagonach jak pociąg długi, rozlegał się krzyk rozpaczy, płacz, ludzie modlili się i śpiewali pieśni - "Kto się w opiekę odda panu swemu" i pieśń do Matki Boskiej Częstochowskiej. Jak kto mógł, tak żegnał się ze swoją ziemią, rodziną, z Polską, z ojczyzną. Drugi taki moment rozpaczy i pożegnania przeżyliśmy, gdy przekraczaliśmy granicę polsko-sowiecką, chociaż nikt dobrze nie wiedział, czy to naprawdę w tym miejscu była granica. Dalsza droga to już tylko liczenie dni i nocy, a potem to w ogóle straciliśmy rachubę dni. Tylko czekaliśmy, kiedy dadzą nam wodę, której zawsze było brak. Był czerwiec, potem lipiec, okropne gorączki, wagon przeładowany, duszno, wprost trudno było wytrzymać...

To fragment wspomnień Stefana Kurpiewskiego, opublikowanych przez Zarząd Główny Związku Sybiraków.

Potem delegacje złożyły kwiaty i zapaliły znicze pod obeliskiem. W dalszej części uroczystości wręczono odznaczenia i dyplomy.

Decyzją prezesa Zarządu Głównego Sybiraków, złotą odznakę Związku Sybiraków przyznano Stanisławowi Kurpiewskiemu.

Medale pamiątkowe (w 95. rocznicę powstania Związku Sybiraków) oraz dyplomy za zasługi wniesione w działalność Związku Sybiraków otrzymali:

  • Piotr Liżewski - starosta ostrołęcki
  • Bartosz Podolak - wójt gminy Rzekuń
  • ksiądz Bogusław Ofman - proboszcz parafii w Przytułach Starych

Ksiądz Ofman otrzymał też od sołtysa Rozwór Adama Mierzejewskiego pamiątkowy grawerton, na okoliczność 15. rocznicy objęcia probostwa.

- Księże proboszczu, serdecznie dziękujemy za 15 lat posługi kapłańskiej i życzymy wielu następnych lat - mówił sołtys.

Ksiądz proboszcz zaprezentował wydaną w 2023 roku Kronikę parafii pw. św. Antoniego Padewskiego w Przytułach Starych.

- Przychodząc tutaj w 2009 roku nie zakładałem, że napiszę kronikę. Choć przyznam, że wcześniej, gdy pracowałem w parafii w Łapach, napisałem kronikę. Co sprawiło, że zacząłem pisać? Jak objąłem parafię, postanowiłem zmienić meble w kancelarii. A żeby to zrobić, musiałem przejrzeć każdy dokument, który znalazłem, robiąc porządki w szafkach. A znalazłem sporo różnych dokumentów. Ułożyłem je chronologicznie i włożyłem do segregatora. Jeden z ważniejszych dokumentów pochodził z 1921 roku - to była ręcznie napisana informacja o postawieniu kaplicy pod wezwaniem świętego Antoniego Padewskiego (ksiądz pokazał ją uczestnikom spotkania - red.). Po co taka notatka powstała? Nie wiem. Ale dokument się zachował. Mijały lata. Rodziła się we mnie myśl, że skoro jest tyle dokumentów, może warto coś napisać. Protoplastą kroniki był Tadeusz Kowalczyk. Jego ojciec i matka pracowali we dworze u państwa Grochowskich. Jako 17-letni chłopak był świadkiem pochówku Marii Grochowskiej i często, jak przekazała mi jego rodzina, wspominał tamten czas. W 1982 roku zaczął pisać wspomnienia. Niestety, niewiele tego było. Oczywiście, pisząc kronikę, korzystałem także z opracowań historycznych. Poza tym spływały do mnie ciągle dokumenty, które mówiły o historii tego obszaru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki