MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Napadli i okradli

Ewa Pyśk
Jan Malon pokazuje wybite szyby w oknach
Jan Malon pokazuje wybite szyby w oknach Fot. A. Wołosz
Pięciu zamaskowanych mężczyzn napadło na dom Jana Malona w Piaseczni. Powybijali okna, zdemolowali drzwi wejściowe, grozili gospodarzowi śmiercią. Łupem bandytów padło 5700 zł, które Jan Malon miał w kieszeni kurtki.

Jan Malon pokazuje wybite szyby w oknach
(fot. Fot. A. Wołosz)

W niedzielę, 11 stycznia, w całej Polsce grała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Poza tym, była to niedziela jakich wiele. Jan Malon rano pojechał do kościoła parafialnego w Kadzidle. Po mszy odwiedził jeszcze brata w Kadzidle, zajechał też na stację benzynową, żeby zatankować samochód.
- Miałem przy sobie sporo pieniędzy - opowiada gospodarz. - W kieszeni kurtki było 5700 zł. To były pieniądze, które z żoną zebraliśmy na komputer dla syna.
Jak wspomina mężczyzna, ze zwitka pieniędzy wyjął banknot i zapłacił nim za paliwo.
- Pieniądze musiał zobaczyć pracownik stacji - przypuszcza Jan Malon.

Taranem w bramę

Po południu Malon wrócił do domu w Piaseczni. Zabrali się z żoną do oporządzania bydła. Około 18.00, kiedy gospodarz był na podwórzu, zobaczył jadący drogą samochód, który raptownie skręcił w stronę jego domu.
- Ruszył na moją bramę, rozwalił ją i wjechał na podwórko - opowiada Jan Malon. - Wyskoczyło z niego pięciu chłopaków. Na głowach mieli "zaciągnięte" swetry i kurtki tak, że nie było im widać twarzy.
Rzucali w gospodarza puszkami po piwie.
- A wy coście tak chłopaczki przez tę bramę wjechali? Pytam - relacjonuje niedzielne zdarzenie mężczyzna. - Oni na to: "dawaj pieniądze".
Jan Malon stał na podwórku, w pobliżu schodów i drzwi wejściowych do domu. Jak mówi, chciał uciec do mieszkania, ale przypomniał sobie, że drzwi są zamknięte na klucz. Cofał się jednak w kierunku drzwi, podczas gdy napastnicy wykrzykiwali w jego kierunku swoje żądania.
- Dawaj pieniądze - wołali w kółko. Hałas usłyszała żona i syn Malona.
- Szarpaliśmy się tak cały czas. Ja krzyknąłem, żeby syn wypuścił psy - relacjonuje Malon. - One, choć młode, wyglądają groźnie, więc się przestraszyli i zaczęli uciekać.
W czasie, kiedy gospodarz szarpał się z napastnikami, żona dzwoniła na policję.
- Jak psy wyleciały i zaczęli uciekać, to jeszcze krzyczeli, że "jak policji zameldujesz, to zginiesz" - opowiada Malon. - Jak się szarpaliśmy, to mi kurtkę ściągnęli, potem widziałem, jak z boku leżała.
Kilkanaście minut później przyjechała policja. Sprawców napadu nie było i nie było też teoretycznie strat. Jan Malon wziął rzuconą na bok kurtkę.
- Pytam żonę, czy ma pieniądze? A ona na to że ma - opowiada gospodarz. - Ale ona tylko te drobne wzięła. Policja pojechała, ja zaglądam do kurtki, a tam tych pięciu tysięcy nie ma.

Napad po raz drugi

Policja zdążyła odjechać, kiedy napastnicy pojawili się w gospodarstwie Malonów po raz drugi. Samochód postawili kilkaset metrów dalej. Byli we czterech i zachowywali się jeszcze bardziej agresywnie. Wytłukli szyby w oknach, kopali i bili w drzwi wejściowe.
- Mówili, że chałupę podpalą - opowiada Malon.
Malonowie po raz drugi wezwali policję.
- Czułem, że byli pijani - mówi Jan Malon.
Doszło znowu do szarpaniny, gospodarzowi udało się ściągnąć kurtki z głów sprawców.
- Ja ich znam, oni stąd przecież - mówi gospodarz.
Policja przyjechała ponownie, ale mężczyźni zdążyli uciec do pobliskiego lasu. Malon razem z policją poszli do samochodu napastników, który stał jeszcze w pobliżu.
- Kierowca... spał - opowiada Malon.
Policja zatrzymała zaskoczonego mężczyznę. Opinia Malona, że sprawcy byli pijani, potwierdziła się - kierowca miał w wydychanym powietrzu 3 promile alkoholu. Jednak, według zeznań poszkodowanego i jego rodziny, napastników było pięciu. Pozostali uciekli. Jan Malon podał policji ich nazwiska.
Więcej już sprawcy nie nachodzili domu Malonów.

Śledztwo w toku

U Jana Malona byliśmy dzień po zdarzeniu, w poniedziałek 12 stycznia. Powybijane szyby pozasłaniane były styropianem, podobnie drzwi. Gospodarz był rozżalony i rozgoryczony, głównie mało sprawnym, jego zdaniem, działaniem policji.
- Przecież dałem im ich nazwiska - mówił Malon. - Dlaczego jeszcze nie siedzą?
Na posterunku policji w Kadzidle powiedziano nam, że sprawa jest w toku. Policja zabezpieczyła nóż, który na miejscu zdarzenia pozostawili sprawcy.
Do wtorku 13 stycznia policja zatrzymała kolejnych czterech mężczyzn, podejrzanych o napad na dom Jana Malona.
- Prokurator rejonowy w Ostrołęce zastosował wobec pięciu mężczyzn środek zapobiegawczy w postaci dozoru policyjnego - powiedział Marek Tołwiński, zastępca prokuratora rejonowego w Ostrołęce.
Mężczyznom zarzucono przestępstwa, określone artykułami 280 i 288 kodeksu karnego: kradzież z użyciem przemocy, zniszczenie cudzej własności. Grozi im za to do 12 lat pozbawienia wolności.
Żaden z zatrzymanych mężczyzn nie był wcześniej karany. Wszyscy podczas napadu na dom Malonów byli pijani.
Jak twierdzi Jan Malon i jego żona, nigdy nie wchodził z nimi w konflikt, utrzymywali bardzo poprawne stosunki sąsiedzkie.
- Żadnej złości nie mam do nikogo, z nikim wojen nie prowadzę - mówi poszkodowany.
W Kadzidle o Janie Malonie mówią, że ludzie mu zazdroszczą, bo prowadzi różne interesy.
- Żyję z gospodarki i na swoje uczciwie zapracowałem - twierdzi Jan Malon.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki