Każdy dzień upływa mu na walce. Walce o oddech. Jan Szafaryn z Ostrołęki w najgorszych koszmarach nie spodziewał się, że lek, który ratował jego serce, tak nagle zniszczy mu płuca. Dziś ma żal do lekarzy, że tej okrutnej choroby nie zdiagnozowali u niego w odpowiednim momencie.
Każdy ruch to wyzwanie
- Proszę mi pomóc - głos w słuchawce brzmiał bardzo ciężko. - Nie wiem, czy w ogóle mam szansę na przeszczep płuc. Z kliniki w Zabrzu nie dostałem jeszcze żadnej odpowiedzi. Czas mija, a przeszczep to moja jedyna szansa na przeżycie - mówił zdyszany i zrozpaczony.
Spotkaliśmy się z mężczyzną. Pan Jan praktycznie się nie porusza. Głównie leży w łóżku. Trudno się dziwić. Każdy ruch to dla niego ogromny wysiłek. Każde słowo wypowiada z trudem. W nosie ma rurki. Przez 24 godziny jest podłączony do koncentratora z tlenem. Nie może bez niego funkcjonować. Koncentrator zapewnił mu szpital. Ale mężczyźnie ciągle jest duszno. Ubiega się o koncentrator z wyższym, niż 5 litrów na minutę, stężeniem tlenu. Dyrekcja szpitala obiecała mu to załatwić.
Pan Jan ma 62 lata. Jeszcze dwa lata temu przez myśl mu nie przeszło, że dotknie go tak ciężka choroba. Mężczyzna, oprócz tego że ma niewydolne serce, cierpi na postępujące włóknienie płuc - chorobę, która z dnia na dzień bezlitośnie mu je wyniszcza. Głęboko w miąższu płuc powstały zbliznowacenia i zgrubienia. Organizmowi coraz trudniej jest pozyskać odpowiednią ilość tlenu.
Wszystko zaczęło się w 1997 roku, kiedy mężczyzna mieszkał jeszcze w Sochaczewie. Miał zawał. Lekarze uratowali mu życie, ale serce zostało przez zawał zniszczone. Od tamtej pory musiał pozostawać pod stałą kontrolą kardiologa. Dostał lek przeciwko arytmii komorowej serca - Amiodaron (jego nazwa handlowa to m.in. Opacorden, Cordarone).
Od 1998 roku pan Jan jest pod opieką ostrołęckich lekarzy kardiologów z poradni kardiologicznej. Lekarze przepisywali mu Amiodaron, by pacjent mógł w miarę normalnie ze swoim schorzeniem funkcjonować.
Włóknienie bez podejrzeń
- Ale żaden z tych lekarzy nie skierował mnie na prześwietlenie płuc. Nawet nie podejrzewali, że może dziać się w nich coś złego - żali się pacjent.
Wielokrotnie, z powodu niewydolności serca, trafiał do szpitala. W 2001 roku medycy rozpoznali u niego "ograniczenie sprawności wentylacyjnej płuc". Ale w prześwietleniu płuc nie zauważono żadnych niepokojących zmian. To zmieniło się pięć lat później. Wówczas rozpoznano u niego POCHP - Przewlekłą Obturacyjną Chorobę Płuc.
W lipcu 2008 roku - rozpoznanie było takie samo. Ale już w październiku tego samego roku lekarze zdiagnozowali u niego poamiodaronowe zwłóknienie płuc. Uczynili to lekarze z zakładu diagnostyki inwazyjnej układu krążenia i hemodynamiki w ostrołęckim szpitalu, gdzie pacjent miał wykonywaną koronarografię serca.
- Dopiero z tamtej karty wypisu, po raz pierwszy dowiedziałem się, że mam to schorzenie - żali się nasz rozmówca.
Jedyny ratunek to przeszczep
Mężczyzna postarał się o przyjęcie do Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc przy ul. Płockiej w Warszawie. Tam lekarze wykonali mu szereg specjalistycznych badań.
- Powiedzieli, że przyjechałem za późno - podkreśla.
Okazało się, że jego stan jest ciężki, a jedynym ratunkiem jest przeszczep płuc. Lekarze z Warszawy przesłali dokumentację medyczną pacjenta do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. To jedyny ośrodek w Polsce, w którym wykonuje się przeszczepy płuc. Mężczyzna nie przeszedł jednak wstępnej kwalifikacji. Lekarze z Zabrza orzekli, że ma za słabe serce, by móc przeżyć taką operację...
Cały tekst tylko w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?