Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strusie pod Orłem

Aldona Rusinek
Arkadiusz Rosiński ze swoimi strusiami
Arkadiusz Rosiński ze swoimi strusiami A. Rusinek
Przy drodze z Ostrowi do Małkini, na skraju wsi Orło zwraca uwagę placówka Nadleśnictwa Ostrów Mazowiecka, gdzie za płotem dumnie paradują wielkie, czarne strusie. Właścicielem hodowli egzotycznych, choć coraz bardziej zadomowionych także u nas ptaków, jest leśniczy Arkadiusz Rosiński. Na hodowlę strusi zdecydował się przed rokiem.

- Przede wszystkim z ciekawości. Struś to jednak co innego niż swojska kura. Potężny, egzotyczny ptak. Poza tym fermy strusie zaczęły być modne, słyszało się o możliwościach sporego zarobku. Ale z tym zarobkiem nie najlepiej - mówi leśniczy.
Zwłaszcza początki hodowli były niezbyt fortunne. Rok temu kupił siedem pisklaków z fermy pod Wrocławiem. Okazały się strasznie słabowite. Źle zniosły zmianę otoczenia.
- Struś wszystkiego się boi, stąd chyba przysłowie, że chowa głowę w piasek. Taki duży, a bardzo podatny na stres. Tych siedem pisklaków padło mi w ciągu tygodnia. Nie wiedziałem co robić, bo za każdego zapłaciłem po 350 złotych. Zdecydowałem się jednak jeszcze raz zaryzykować. Znalazłem hodowcę pod Stoczkiem Węgrowskim. Kupiłem 12 kilkutygodniowych piskląt, jeszcze drożej, bo po 400 złotych, ale hodowca miał dobrą renomę. I te prawie wszystkie się chowają. Choć jednego musiałem zabić, bo się rozchorował, nakarmiony jakimiś świństwami przez zwiedzających. A drugi sam się zabił - z rozpędu uderzył w drzewo.
- Strusie do trzech miesięcy są bardzo nieodporne, łapią wszelkie infekcje, nawet przeziębienie i grypę od ludzi. Trzeba je przed tym chronić i wzmacniać witaminami. Potem są już odporne na wszystko, nawet na mroźną polską zimę. Uwielbiają kąpać się w śniegu. Ale na lodzie nie dają sobie rady - opowiada hodowca.
Dziesięć strusi w zagrodzie to już roczniaki. Ważą po 100 kilo, choć z długimi nogami i szyjami wydają się wysmukłe. Ale przez zimę zjadły kilka ton karmy, zboża i warzyw.
- Uwielbiają jeść z ręki. Wtedy zjadłyby wszystko. Jak sroki lubią błyskotki, sięgają po kolczyki w uszach, po pierścionki. Na szczęście ich dzioby nie są groźne, zabójcze natomiast mają pazury. Raz czy dwa musiałem uciekać. Żona w ogóle do nich się nie zbliża. Syn, odkąd mnie pogoniły też raczej nie wchodzi do zagrody. Mnie się na ogół słuchają, ale też muszę zachować ostrożność. Najgroźniejszy jest największy samiec, który najwyraźniej mianował się przewodnikiem stada. Gania pozostałych jak chce. W ubiegłym roku pobił się z innym samcem. Tamten ledwie przeżył. Bywają także agresywne w stosunku do obcych, zauważyłem też, że drażni je czarny kolor. Raz czy dwa wszedłem do zagrody w czarnej bluzie. Od razu mnie ganiały - dzieli się obserwacjami właściciel strusiej rodziny.
A przegonić je niełatwo, nawet takiemu biegaczowi, zwycięzcy różnych maratonów, jakim jest Arkadiusz Rosiński.
- Gdzie mi do nich! Już pisklaki biegają z prędkością 40 kilometrów na godzinę, a dorosłe strusie osiągają prawie dwa razy większą prędkość - mówi hodowca.
Tylko patrzeć, jak w Polsce zaczną być modne wyścigi strusi.
Czy takie ptaszysko, co syczy jak wąż a kopie jak koń da się polubić?
- Pisklaczki są bardzo sympatyczne. Ważą około kilograma i są zupełnie bezbronne. Ale rosną błyskawicznie. Mimo wszystko można się do strusia przywiązać, jak do każdego zwierzaka, choć nie przyłasi się to przecież jak pies - stwierdza leśniczy.
Strusie hoduje się dla mięsa i dla jaj. Hurtownie skupują mięso na eksport. Także w warszawskich ekskluzywnych restauracjach potrawy ze strusia i jajecznica ze strusiego jaja należą coraz częściej do delicji.
W ubiegłym roku płacono za żywiec 14 złotych za kilogram. Teraz już tylko 8 złotych - mówi Rosiński.
Domownikom leśniczego mięso strusie smakowało średnio.
- Jest inne, słodkawe. Może zresztą nie umieliśmy go odpowiednio przyrządzić. Żona zrobiła niezłą pieczeń, kiełbasa też była smaczna. Ale wędzonkę wyrzuciliśmy, bo miała jakiś dziwny zapach - opowiada bez entuzjazmu o kulinarnych doświadczeniach hodowca.
Mówi, że będzie jednak starał się utrzymać hodowlę, bo to jednak ciekawsze niż chowanie kur czy prosiąt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki