Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rajmund Chojnowski żyje dzięki policjantom. Gdyby nie ich błyskawiczna pomoc...

Andrzej Mierzwiński
Fot. A. Mierzwiński
Mężczyzna nie zapomniał, komu zawdzięcza życie.

Gdyby nie błyskawiczna i fachowa reakcja policjantów, Rajmund Chojnowski, nie przeżyłby zawału serca. Wrażliwego serca - trzeba dodać. Mężczyzna, po wyzdrowieniu, nie zapomniał, komu zawdzięcza życie.

Cotygodniowa odprawa z udziałem naczelników i kierowników komórek organizacyjnych Komendy Powiatowej Policji w Ostrowi Mazowieckiej, 15 września miała niecodzienny przebieg. Jej głównymi bohaterami było starsze małżeństwo oraz młody, wyraźnie zażenowany posterunkowy.

Spotkanie w KPP było finałem akcji reanimacyjnej, jaką na miejskim targowisku przeprowadzili w ostatnich dniach grudnia ubiegłego roku funkcjonariusze z patrolu: sierżant Krzysztof Jażdżyk oraz posterunkowy Paweł Prusiński (pisaliśmy o tym w TO nr 1/2009). Dzięki ich błyskawicznej reakcji i umiejętnościom został wówczas uratowany starszy mężczyzna z zawałem serca. Potwierdzili to lekarze, którzy zajęli się chorym w ostrowskim szpitalu.

Nic mnie nie bolało

Tym mężczyzną, jest 88-letni Rajmund Chojnowski, mieszkaniec Paproci Małej (gmina Szumowo), położonej niedaleko Andrzejewa.
Nigdy wcześniej nie narzekał na serce. Miał wprawdzie pewne problemy z nadciśnieniem, ale brał lekarstwa i wydawało się, że wszystko jest w porządku. Tamtego feralnego dnia również nic nie wskazywało, że może zakończyć się aż tak dramatycznie.

Jak co tydzień pan Rajmund wybrał się na targ do Ostrowi.
- Nic mnie nie bolało, nic nie dolegało, bo wtedy w ogóle bym nie pojechał - wspomina dziś Chojnowski.
Również jego bliscy nie zauważyli, aby działo się z nim tamtego dnia coś złego. Po drodze do Ostrowi zabrał jeszcze córkę z Andrzejewa i dalej... nic nie pamięta. Ani jak dojechał na targowisko, ani kiedy poczuł się źle.

O tym, że był to zawał, dowiedziała się dopiero na trzeci dzień, gdy chory zaczął odzyskiwać przytomność. Pierwsza wizyta u męża w ostrowskim szpitalu nie była jednak zbyt obiecująca.
- Był jakby trochę przytomny, ale nie można było się z nim w ogóle dogadać - mówi pani Teresa. - Mąż żył w tym czasie w zupełnie innej rzeczywistości.

Coś, jakby czarna małpa

- Przedstawiały mi się różne rzeczy - wspomina Rajmund Chojnowski. - Widziałem siebie, jak leżę przykryty kocem na szpitalnym łóżku, a nade mną pochylają się jakieś białe postacie. Obok biega jakaś czarna sylwetka, coś jakby małpa. A tam w rogu stała taka oszklona szafa czy skrzynia. I nagle słyszę męski głos, który każe temu czarnemu wejść do środka. Wszedł, ale wyglądał z niej i ciągle patrzył na mnie. Gdy przyjechała rodzina, kazałem im zobaczyć, czy tego czarnego tam nie ma. Albo mi się to śniło, albo przedstawiało.

Po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu w Ostrowi Mazowieckiej pan Rajmund został skierowany do Anina, gdzie wykonano mu koronarografię. Potem wrócił znów do ostrowskiego szpitala i gdy jego stan był już zadawalający, w lutym wypisano go do domu.

O tym, kto uratował mu życie, dowiedział się z artykułu w TO, który zresztą cały czas nosi przy sobie.
- I doktor Krzyżanowski, i lekarka z pogotowia mówili mi, że gdyby nie ci chłopcy, to nie miałbym szans wyjść z życiem z tego zawału - mówi Chojnowski. - Chciałem ich poznać i osobiście podziękować im za życie.

Więcej na ten temat przeczytacie w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki