MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nauczyłem się pokory

Jarosław Sender
O doświadczeniach w kierowaniu gminą rozmawiamy z "najstarszym" wójtem w powiecie

Niedawno powiat makowski obchodził 10-lecie reaktywowania. Pan na tym fotelu w Urzędzie Gminy Karniewo jest dłużej niż 10 lat. Podobno najdłużej w całym powiecie...
- W tym roku mija 20 lat pracy mojej pracy tutaj. Najpierw jako naczelnika gminy, od 1999 roku - jako wójta.

Wyjątkowo wytrwale się Pan trzyma, zważywszy, że nie pochodzi Pan stąd. Jest Pan "ptokiem" z gór.
- Do Karniewa przywędrowałem z południa Polski - za żoną. Razem studiowaliśmy w Krakowie. To była moja żona "juwenaliowa", a potem kościelna. W Krakowie się poznaliśmy, tam urodziło nam się dwoje dzieci. Ale żona ze względów zdrowotnych źle się czuła na południu. I chyba chciała być bliżej rodzinnych stron. Dostała pracę i mieszkanie w Makowie. I ściągnęliśmy tu razem.

Jak Pan został przyjęty?
- Miałem wielkie szczęście, że trafiłem tutaj na ludzi, którzy wspaniale mnie przyjęli i z całym zrozumieniem współpracowali dla dobra tej gminy, sukcesywnie ją rozwijając. Kiedy objąłem stanowisko naczelnika, był 1989 rok. Rok szczególny, rok przełomu. Wszyscy byli pełni optymizmu, energii, nadziei. I były pieniądze na rozwój nowej samorządności - choć z innych źródeł, niż dzisiaj. Ale gminy nie były organizacyjnie, technicznie przygotowane do budowania nowej infrastruktury. Wtedy przepadły wielkie szanse, które później latami trzeba było nadrabiać. Nasza gmina nie miała żadnej dokumentacji - na wodociągi, na drogi, na telefony. Gmina właściwie była dziewicza. Nie miała żadnej infrastruktury. Nawet na papierze. Ale miała wspaniałych ludzi - ma do dzisiaj - pełnych entuzjazmu. To byli radni kolejnych kadencji, zarządy gmin, dyrektorzy szkół, którzy wierzyli we wspólne możliwości.

Od czego zaczynaliście?

- Od wodociągów. Nasza gmina ma bardzo dobre gleby. Podstawą jest rolnictwo nastawione na produkcję żywności. Więc łatwy dostęp do wody był zadaniem numer jeden. A musieliśmy tej wody szukać. Wraz ze współpracownikami - Maciejem Bonisławskim, Stanisławem Myszką, Kasprzakiem - zawsze byliśmy zgodni, że najpierw budujemy wszystko to, co pod ziemią, a potem na powierzchni. Po wodociągach przyszedł więc czas na telefony, potem na drogi, które budujemy do dziś. Wdzięczni jesteśmy mieszkańcom za zrozumienie dla tej kolejności rzeczy. Dzisiaj nasze główne inwestycje, to właśnie drogi. No i chcielibyśmy poprawiać wizerunek gminy. Złożyliśmy wnioski o pieniądze unijne - na przebudowę ul.Szkolnej, wjazdowej do Karniewa. Na modernizację ośrodka zdrowia, który jest marną wizytówką Karniewa, widoczną z międzynarodowej trasy. I na rewitalizację centrum gminy. Wnioski te wstępnie zostały przyjęte, czekamy na ostateczne decyzje dysponentów pieniędzy.

W tym XX-leciu musiał Pan także, wraz z radnymi, podjąć trudną decyzję o przynależności do powiatu, w 1999 roku. Nie było to łatwe.

- O dobrą gminę wszyscy się biją. To nie żart. Bo to gmina z dobrymi ziemiami, z dobrymi gospodarzami. To gmina zasobna - przede wszystkim w dobrych ludzi. Więc nas kuszono z różnych stron. Najpierw wojewódzkich, potem powiatowych - gdy odradzały się powiaty. Przysta-liśmy do Makowa, bo zawsze historycznie byliśmy z Ziemią Makowską związani. Ale część gminy ma bliżej i poręczniej do Pułtuska.

Najtrudniejsze czasy dla gminy?

- Ostatnie lata, z każdym rokiem są trudniejsze. Bo coraz bardziej polityka wchodzi do gmin.

Ale to przyjazna, bliska Panu polityka - peeselowska, ludowa, która dominuje w Ziemi Makowskiej. Jest Pan członkiem PSL-u.

- Cieszę się, że akurat ludowcy są dobrze umocowani w naszym powiecie. Myślę, że są to ludzie wywodzący się przecież przede wszystkim ze wsi, których rodzice nauczyli pracować. Jak dobrzy gospodarze, zabiegamy o swoje. O swoje gminy. I , można powiedzieć, bezpośrednio, po chłopsku, potrafimy się dogadywać z ludźmi.

Czy będzie Pan kandydował w kolejnych wyborach?

- Kabotyństwem byłoby mówić, że nie. Kiedy proponowali mi dziesięć lat temu kandydowanie na starostę - wtedy faktycznie się wahałem. I odmówiłem. Bo chciałem w gminie zrobić to, co zacząłem. Miałem zobowiązania wobec gminy. Mam je nadal, bo wciąż jest wiele do zrobienia. Więc pewnie będę startował.

W ciągu XX-lecia miał Pan wielu konkurentów w wyborach?

- Zawsze byli jacyś kontrkandydaci. Czasami bardzo silni. Ostatnie wybory pokazały mi, że człowiek nie może być zbyt pewnym siebie i zarozumiałym. Bo ludzie mają oczy i swój rozum. I bacznie się przygladają. Powiedzieli mi - poprzez to, że wygrałem dopiero w drugiej turze: więcej pokory, więcej skruchy, mniej wody sodowej. To bardzo dobra lekcja życia.

Na naszym forum internetowym już zapowiadają, że będzie Pan startował, ale na papieża już pan nikogo nie nabierze.

- U papieża byłem w 2004 roku, dwa lata przed wyborami. I nie miało to nic wspólnego z kampanią, ani jakąkolwiek koniunkturą. Pochodzę z południa Polski, i jak wszyscy górale jestem bardzo wierzący, choć nie obnoszę się z tym zbyt nachalnie. I Panu Bogu się nie narzucam. Au-diencja u papieża była dla mnie wielkim osobistym przeżyciem, ale byłem również bardzo szczęśliwy, gdy Ojciec Święty zapytał skąd jesteście. A, z Karniewa - i pobłogosławił całą gminę.

Na czym więc Pan pojedzie do wyborów za dwa lata?

- Na tym, co dotychczas zrobiłem i co mam zamiar jeszcze przez dwa lata zrobić. I na pouczającym doświadczeniu ostatnich wyborów. Myślę, że gołym okiem widać, jak zmienia się nasza gmina.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Aldona Rusinek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki