Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika została potrącona na pasach. Winnych nie ma...

Beata Dzwonkowska
Monika i Anna Brzozowskie nie mogą uwierzyć, że sprawca wypadku pozostaje bezkarny.
Monika i Anna Brzozowskie nie mogą uwierzyć, że sprawca wypadku pozostaje bezkarny. Fot. B. Bębenkowska
Prokuratura umorzyła dochodzenie, bo nie widzi winy kierowcy, jednak matka dziewczyny nie poddaje się. Chce ukarania sprawcy.

Monika nie może uwierzyć, że z ofiary, stała się winną potrącenia. Dobrze pamięta dzień wypadku. To był deszczowy czwartek, 1 października 2009 roku. Monika Brzozowa ze swoją koleżanką, Iwoną, opatulone w kaptury szły z przasnyskiego liceum, w którym się uczą, w stronę dworca PKS.

Bez policji i karetki

Musiały przejść na drugą stronę ulicy Piłsudskiego. Dziewczyny szybkim krokiem weszły na jezdnię i kiedy były już na drugim pasie jezdni, rozległ się huk i poczuły uderzenie. Monikę potwornie rozbolała prawa ręka. Iwona miała tylko lekkie potłuczenia. Wpadł na nie duży samochód, Iveco Daily.

- Kierowca, Artur W., zatrzymał się i podszedł do dziewcząt. Za nim jechał jego znajomy, jak się później okazało, właściciel Iveco, Leszek Ś. To właśnie on postanowił zabrać dziewczyny do szpitala. Nie wezwano na miejsce wypadku ani karetki, ani policji - opowiada nam o zdarzeniu Anna Brzozowa, matka potrąconej dziewczyny. - Panowie tłumaczyli nam później, że to dziewczyny nie chciały karetki.

- To nieprawda, żadna z nas tego nie powiedziała - zaprzecza Monika. Ze złamaną i nie uruchomioną ręką wsiadła do samochodu Leszka Ś. Jej koleżanka miała tylko lekkie stłuczenie głowy. Kierowca, który potrącił dziewczyny nie pojechał z nimi do szpitala. Pojechał do domu odstawić samochód.

- Artur W. przyjechał do szpitala potem, swoim samochodem, żeby zobaczyć jak czują się dziewczyny. Już wtedy jego znajomy wezwał policję. Była chwila, że go widziałam. Pierwszy i ostatni raz, bo potem nie zainteresował się losem córki - twierdzi pani Anna.

Monika doznała urazu głowy i miała złamany trzon kości ramieniowej w prawej ręce.
Policja, mimo że pojechała na miejsce zdarzenia, nie doszukała się śladów wypadku. Nie było już przecież tam samochodu, w deszczowy dzień na jezdni nie znaleziono śladów hamowania. Samochód policjanci obejrzeli dopiero dzień później. Były na nim widoczne wgniecenia.

Sprzeczne zeznania

Zeznania osób biorących udział w wypadku są rozbieżne. Artur W. zeznał, że dziewczyny wtargnęły gwałtownie na jezdnię przed oznakowanym przejściem dla pieszych, przebiegły przez przejście po skosie.

Tę wersję potwierdza świadek i jednocześnie znajomy Artura W., Leszek Ś. Inaczej zeznają dziewczyny. Twierdzą, że przechodziły przez jezdnię po pasach. Policja dopatrzyła się jednak rozbieżności w zeznaniach obu nastolatek, co miało znaczny wpływ na postanowienie o umorzeniu dochodzenia.

Otóż Monika zeznała: "Gdy się zatrzymałyśmy, aby przekroczyć ulicę, to z mojej lewej strony nadjeżdżał, od strony Lidla, samochód (…), zatrzymał się przed przejściem, aby nas przepuścić" (cytat z zeznania świadków - przyp. red.). Iwona zeznała natomiast: "Oceniłam, że zdążymy bezpiecznie przekroczyć jezdnię. Weszłyśmy na jezdnię szybkim krokiem. Z naszej lewej strony nie widziałam żadnego samochodu."

Obszerny materiał na ten temat znajdziecie w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego - wydanie Przasnyskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki