Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kłusownicy w akcji

epe
Myśliwi są zgodni: kłusownictwo to plaga
Myśliwi są zgodni: kłusownictwo to plaga Archiwum
Trzeba być bandytą, żeby zadawać tyle cierpienia żywemu stworzeniu. Nawet gdy jest ono tylko zwierzęciem. Łania podobno przez tydzień chodziła z metalowym drutem na szyi. Wnyk, w który się złapała, dusił ją przez dłuższy czas. Żeby skrócić cierpienia zwierzęcia, dobili je myśliwi.

- Kłusownictwo to plaga - mówią nam. - To nie tylko zaburzenie równowagi biologicznej naszych lasów. To zagrożenie dla wszystkich. Od grzybiarzy, po tych, którzy do lasu przyjadą sobie na spacer. Wyobraźmy sobie, że w taką metalową pułapkę złapie się dziecko. Skutki mogą być tragiczne.
Myśliwi z Koła Łowieckiego "Bór" w Długosiodle słyszeli o dziesięciu martwych dzikach znalezionych w lesie. Ciała zwierząt znajdowały się w stanie rozkładu, trudno więc było znaleźć ślady po strzałach. Nie wiadomo, czy nie zostały otrute. Nikt tych informacji nie potwierdza, ale jeżeli tak się dzieje, w lasach może pojawić się nowe zagrożenie. Inny rodzaj kłusownictwa. Łanię znaleziono w lesie, w okolicy miejscowości Piliki, w powiecie ostrołęckim. W zasadzie w każdym obwodzie myśliwi znajdują co roku 2-3 sztuki zwierzyny złapanej we wnyki. - Tyle znajdujemy - mówi Ryszard Modzelan, łowczy z Koła Łowieckiego "Sarna". - A ile jest takich przypadków, o których nie wiemy, albo tylko słyszymy?
Wnyki są różne: pułapki z drutu, pastuchy na zające, liny stalowe na grubszego zwierza.

Tysiąc wnyków na rok

- Mamy rocznie ponad tysiąc znalezionych wnyków - mówi Ryszard Łoziński, sekretarz koła "Sarna". - Teoretycznie jest tak, że wnyki nie każdy może znaleźć. Myśliwi znają ścieżki, zwyczaje zwierzyny. Na pewno łatwiej im jest znaleźć ślad wnyku lub samą pułapkę.
- Dwa razy w roku organizujemy akcje zbierania wnyków - opowiada Zbigniew Pożoga, myśliwy z koła "Bór" w Długosiodle. - Jedną organizuje wspólnie z nami nadleśnictwo, drugą my sami. Każde z kół łowieckich ma rocznie pozwolenie na odstrzał kilku sztuk zwierzyny: np. dwudziestu zajęcy, trzech sztuk grubszego zwierza, siedmiu dzików.
- Poszedłem z wnukiem do lasu - opowiada myśliwy z jednego z wyszkowskich kół. - I powiem szczerze, że tylko dzięki temu, że coś mnie tknęło, zauważyłem prymitywnie zrobiony wnyk. Po prostu kawał drutu. Tylko cudem nie nadział się mój wnuczek.
A wnyki zastawiane są w różnych miejscach. Kłusownicy to przeważnie mieszkańcy wsi. Mieszkają w okolicach lasów, znają ten teren, wiedzą, którędy chadza zwierzyna.
- Kłusują od starych do młodych - mówi Ryszard Łoziński. - Nawet małe dzieci stawiają druty na zające. O tym wiedzą przecież ich rodzice i godzą się na to. Poza tym, że to zwyczajna kradzież, to jeszcze zagrożenie.
Kłusownicy, w opinii myśliwych, kłusują albo dla przyjemności, albo z biedy. Często bywa tak, że to co złapią w lesie, to jedyne co przez kilka dni mogą włożyć do garnka.
- Tak właściwie mamy jednak związane ręce - mówi Zbigniew Pożoga. - Nie możemy przecież ciągle pilnować lasu. Jest też Straż Leśna, ale strażnicy, pracownicy nadleśnictw, mają mnóstwo swoich obowiązków.
- Kłusownika ponadto ciężko złapać - dodaje Ryszard Modzelan. - Żeby udowodnić mu przestępstwo, bo tym przecież jest kłusownictwo, trzeba go złapać na gorącym uczynku. A o to naprawdę jest trudno.
- Najgorsze jest to, że kłusują też myśliwi - opowiada Zbigniew Pożoga. - Mieliśmy dwa takie udowodnione przypadki, które zakończyły się w sądzie.
Stawianie i posiadanie wnyków to przestępstwo. Grozi za nie do pięciu lat pozbawienia wolności.

Z siekierą do lasu

Myśliwi opowiadają nam, że w przeszłości zdarzało się, że kłusownicy, widząc ich, zwyczajnie do nich strzelali.
- Na początku myślałem, że to mój kolega siedzi na ambonie - opowiada Ryszard Łoziński. - Szedłem do niego i nagle padł strzał.
Podobnie Zbigniew Pożoga.
- Ktoś do mnie strzelał - mówi. - Myślę, że po to, żeby mnie przestraszyć, bo gdyby chciał, strzał mógłby okazać się celny.
Wyposażenie kłusownika to siekiera i nóż. Z takim sprzętem wybierają się do lasu. Bez tego nie uda się odciąć złapanej we wnyk zwierzyny.
- Najgorsze jest to, że kłusownik rozstawia wiele wnyków, ale potem tego nie sprawdza - mówi Ryszard Modzelan. - Sprawdzą kilka, a resztę po prostu zostawiają. Jeżeli zwierzyna się złapie, a nikt jej nie znajdzie, ona się wykrwawia na śmierć, ginie w męczarniach.
Ryszard Łoziński opowiada o dziku złapanym w metalową pułapkę zastawioną przy drzewie. Zwierzę, próbując się uratować, praktycznie przegryzło pień dużej brzozy. Kiedy znaleźli je myśliwi, dookoła było mnóstwo krwi, a dzik miał kończyny odarte do kości.
- Myśliwi mogą tylko postraszyć - mówi Ryszard Modzelan. - A kłusownicy nam się odwdzięczają: niszczą paśniki, podpalają ambony, wywracają lizawki.
- Przecież i państwo na tym traci - ocenia Ryszard Łoziński. - Bo kłusownik jest złodziejem, kradnie to, co jest własnością nas wszystkich.
Pomysłem na walkę z kłusownikami jest projekt połączenia straży rybackiej ze strażą łowiecką. Pomimo jednak, że o tym projekcie mówi się już od dwóch lat, ciągle brakuje pieniędzy, żeby wprowadzić go w życie.
Jest jeszcze jedno zagrożenie, o którym mówią myśliwi. Psy i koty wypuszczane do lasów, to też kłusownicy. Ich właściciele, najczęściej mieszkańcy wsi, puszczają je samopas na noc do lasu, żeby się najadły. A te potem dziczeją, stają się leśnymi drapieżnikami, co staje się groźne i dla ludzi, i dla zwierząt.
Las nie jest więc jedynie miejscem, gdzie można pojechać, odetchnąć świeżym, zdrowym powietrzem. Może się okazać pułapką, oby nie tragiczną w skutkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki