Tomek Lendo w obwodzie donieckim (ZDJĘCIA)
Tomek Lendo podkreśla - obwód doniecki to jeden wielki misz masz. A o język ukraiński jest trudno.
- Kiedyś, za komuny, był tam rozwinięty przemysł. Ludzie ściągali tam z całego Związku Radzieckiego, więc oprócz Ukraińców i Rosjan było mnóstwo innych narodowości. Mieszkają tam ludzie, którzy zawsze opowiedzą się za tymi, którzy dadzą im lepsze zabezpieczenie socjalne. Są też kobiety, które po pracy rozpinają siatki rybackie. Tną ubrania na wąskie paski, przeplatają nimi te siatki rybackie i tak robią siatki maskujące dla walczących. I tak od kilkunastu miesięcy, dzień w dzień. Te kobiety są w stanie rozpoznać, która siatka jest ich.
Śmierć to tabu
Fotoreporter podkreśla, że w konflikcie w Doniecku jest dużo niuansów...
Wymiana ognia w Doniecku ognia jest sporadyczna. Jest to wymiana ognia moździerzowego. Od czasu do czasu są ofiary śmiertelne. Co zwykli ludzie o tym myślą?
- Mało się o tym mówi. To taki trochę temat tabu - przyznaje Tomek. - Na wjeździe do Mariupola, na wszystkich rogatkach miasta stoi wojsko. Ci ludzie już przywykli. Udają, że żyją normalnie. Ale na pewno trochę dziwnie się człowiek czuje, kiedy idzie do pracy w wielkim mieście, a gdzieś daleko widać dym i wiadomo, że to jest linia frontu, czyli pierwsza linia, jak oni to nazywają.
Pomiędzy jednymi wojskami, a drugimi jest tzw. szara strefa, gdzie żyją ludzie, bo nie mają dokąd uciec.
- Tam też dociera pomoc humanitarna. Jeżdżą księża i katoliccy i prawosławni, pastorzy - zaznacza Tomek.
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu TO