Tomek Lendo w obwodzie donieckim (ZDJĘCIA)

Tomek dużo rozmawiał z ludźmi, pytał Ukraińców, którzy nie biorą udziału w konflikcie jak się na niego zapatrują.

- I okazało się, że jest to bardzo złożona sprawa - przyznaje nasz rozmówca. - Bo to nie jest tak, że są Ukraińcy, którzy są za jedną Ukrainą i separatyści, którzy chcą się odłączyć i współpracować z Rosją. Wśród tych ludzi są bardzo różne nastroje. Jedni wspierają bataliony ochotnicze, są wolontariuszami, dowożą im żywność, zbierają odzież, po godzinach pracy robią siatki maskujące. Są też tacy, którzy uważają, że do batalionów ochotniczych zaciągnęli się ludzie, którzy mają zatargi z prawem, alimenciarze, ludzie ścigani za napady, którzy uciekają na pierwszą linię przed odpowiedzialnością. Są też ludzie, którzy mają żal, bo sami pracują od rana do wieczora, zarabiają na nasze pieniądze około 200-400 złotych, a żołnierze dostają dwu-trzykrotność ich pensji. Oni więc uważają, że tak naprawdę ten konflikt, oprócz podłoża politycznego, ma też podłoże czysto ekonomiczne. Obu stronom, ich zdaniem, zależy by ten konflikt trwał.

Tomek opowiada, że są też ludzie, którzy opiekują się przesiedlańcami oraz dziećmi przesiedleńców, którzy trafiają do szpitala.

- Rozmawiałem z dziećmi, które były w szpitalu - wspomina ostrołęczanin. - Nie były to dzieci ciężko ranne, tymczasowo trzymano je w szpitalu, bo nie było innej możliwości. Przyjeżdżali do nich wolontariusze - ekipa, która zajmuje się krzewieniem kultury ukraińskiej. Robią tam taką pracę u podstaw. Te dzieci nie mają pojęcia, że Ukraina ma swoją historię, suwerenność.