Już wiadomo, że strajk nauczycieli będzie jednym z najważniejszych politycznych wydarzeń tego roku. Ciągle nie wiadomo, kto politycznie zdoła go wygrać.
Dokładnie jak długo może potrwać strajk nauczycieli? Rozpoczynający się w poniedziałek protest (niedzielne rozmowy ostatniej szansy skończono już po zamknięciu naszej gazety) jest próbą skłonienia rządu do zwiększenia nauczycielskich pensji. Póki co reprezentująca gabinet Beata Szydło skłonna do ustępstw nie była. Niewielkie propozycje podwyżek, które przedstawiła, została przez stronę związkową odrzucona. Gruntowna przebudowa systemu (podwyższenie pensum w zamian za wyraźne zwiększenie płac nauczycieli) zostało potraktowane jako policzek. Dlatego standardowe w ostatnim tygodniu pytanie, czy do strajku dojdzie zostało zastąpione innym: ile czasu będzie on trwał.
Póki co odpowiedzi nikt nie zna. „Strajk będzie trwał tak długo, jak będą chcieli nauczyciele” - mówił ogólnikowo Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego, w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”. Bo też determinacja nauczycieli będzie w tej kwestii kluczowa. Póki trwały rozmowy, presję - mediów, polityków obozu rządzącego - musieli znosić reprezentujący to środowisko działacze związkowi.
Jednak gdy nauczyciele odmówią podpisania porozumienia z rządem i rozpoczną fizyczny strajk w całym kraju (według zapowiedzi ma on nastąpić w 80 proc. szkół), to oni będą musieli ponosić jego konsekwencje. Po pierwsze, zmierzyć się z presją rodziców. W środę powinny rozpocząć się egzaminy gimnazjalne i klas ósmych - póki co nie jest jasne, co z nimi się wydarzy, jeśli nauczyciele będą dalej strajkować. Gdyby się okazało, że jednak tych egzaminów w zaplanowanym terminie nie będzie, to nauczyciele będą się pewnie musieli przygotować nie tylko na krytykę ze strony mediów, ale również bezpośrednie starcia z rodzicami. I kto wie, czy tak naprawdę presja z ich strony nie będzie kluczowa w przypadku długości strajku.
Może być kluczowa, ale nie będzie jedyną. Inną jest presja finansowa. Nawet jeśli strajk jest legalny, to zgodnie z przepisami, osobom biorącym w nim udział, nie należy się zapłata. Innymi słowy, strajkujący nauczyciele dostaną pensje pomniejszone o liczbę dniówek, podczas których nie pracują. Pewnie w ich kalkulacjach dotyczących długości protestu ta kwestia też ma znaczenie.
Oddzielna sprawa, że część samorządów deklaruje, że jest skłonna wypłacić nauczycielom pełną pensję, nawet jeśli przyłączą się one do strajku. Takie deklaracje padły ze strony prezydentów największych polskich miast: Warszawy, Poznania Łodzi, Wrocławia.
„Podjęłam decyzję, że wszystkie pieniądze zarezerwowane w budżecie na pensje zostaną nauczycielom przekazane w formie dodatków, bez względu na strajk” - ogłosiła Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi, związana z Platformą Obywatelską. Podobnie zachował się Rafał Trzaskowski, włodarz Warszawy. „Dyrektorzy szkół nie mają możliwości prawnych wypłaty wynagrodzenia za dni #StrajkNauczycieli, to oczywiste. Pozostawię jednak w budżecie placówek oświatowych 100% środków przewidzianych na tegoroczne wypłaty” - napisał na Twitterze polityk związany z PO. „Nikt nie będzie mnie straszył w tej jakże fundamentalnej sprawie. Nauczyciele we Wrocławiu dostaną to, co się im należy, a fundusze płac szkół pozostaną na niezmiennym poziomie. Mają prawo do strajku i do godnej pensji i o to we Wrocławiu będziemy walczyć” - zaznaczył z kolej Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia, który politycznie wspiera Koalicję Europejską.
Formalnie nie można strajkującym nauczycielom wypłacić pełnej pensji. Ale deklaracje prezydentów o tym, że nie zmniejszą funduszy miejskich przeznaczonych na edukację, są wyraźną sugestią dla dyrektorów: znajdzie sposób, żeby nauczycielom wyrównać straty. Można to zrobić poprzez na przykład przyznanie im nagród.
Temat strajku pojawił się w sobotę na konwencji Koalicji Europejskiej. - Nauczyciele zasługują na to, by pracować w lepszych warunkach. Na szacunek, na to, żeby ich wysłuchać, na wyższe pensje - mówił w jej trakcie Grzegorz Schetyna. Wcześniej deklarował, że jeśli uda się koalicji po jesiennych wyborach parlamentarnych przejąć władzę w Polsce, to nauczyciele otrzymają 1000 zł podwyżki. Takie oczekiwania początkowo formułował Sławomir Broniarz w rozmowach z rządem (później je obniżył, mówiąc o 30-procentowej podwyżce pensji). Widać, że dla ekipy rządzącej protest nauczycieli jest problemem. Prowadząca w jej imieniu negocjacje Beata Szydło jak ognia unika jakichkolwiek deklaracji o tym, że rząd może choć w sporej części spełnić oczekiwania nauczycieli, mówi jedynie o podwyżkach rzędu kilkunastu procent, co związkowców nie satysfakcjonuje - bo to są pieniądze, które mieli otrzymać według planów już wcześniej, a od początku wysokość tej podwyżki ich nie satysfakcjonowała.
Nauczyciele nie ukrywają, że frustruje ich fakt, że ekipa rządząca znajduje pieniądze na transfery społeczne (rozszerzenie „500 plus”, trzynasta emerytura, itp), a brakuje funduszy na podwyżki dla nich. To właśnie po konwencji PiS, na której ogłoszono „piątkę Kaczyńskiego”, zapadła decyzja o ich strajku. Ich stanowisko jeszcze wzmocniła sobotnia konwencja, podczas której Jarosław Kaczyński zapowiedział pomoc dla rolników. „Przegraliśmy z tymi krowami i świniami. To policzek wobec nauczycieli. Szkoda, że edukacja nie zasłała ujęta w którejkolwiek ” - mówił na antenie TVN24 Sławomir Broniarz.
„Od miesięcy mówią nauczycielom, że nie ma na podwyżki, że budżet nie jest z gumy, że nie można im dać podwyżek. Wczoraj mogli się dowiedzieć, że jeżeli chcą podwyżki, to mają sobie krowę kupić. Jarosław Kaczyński nawet nie zająknął się o problemach oświaty, o rozwiązaniu tego konfliktu, ale mówił o programie ” - podkreślał w niedzielę Sławomir Neumann z PO.
Wraz z rozpoczęciem strajku rozpocznie się ryzykowna gra polityczna. Rząd konsekwentnie odmawia spełnienia życzeń nauczycieli. Z jednej strony ich kalkulację polityczną łatwo zrozumieć (ustąpienie wobec żądań może sprawić, że za chwilę protesty rozpoczną inne grupy zawodowe), z drugiej strajk, odwoływanie egzaminów może uruchomić huśtawkę nastrojów, która pozbawi rządzących szans na dobry wynik w zbliżających się wyborach. Wiedzą też o tym nauczyciele - i to może sprawić, że będą próbowali przeciągnąć strajk tak długo jak to możliwe, licząc, że rządzący, obawiając się o wyborczy rezultat, jednak ustąpią.
Na stole jest jeszcze jeden scenariusz: Ministerstwo Edukacji organizuje środowe egzaminy bez strajkujących nauczycieli. Sugestie, że jest to możliwe, powracają regularnie - choć cały czas nie wiadomo, jakby to mogło wyglądać w praktyce.
Cały czas najbardziej prawdopodobny scenariusz to sytuacja, w której po jednym, dwóch dniach strajku nauczyciele znajdują porozumienie z rządem. Ale można sobie wyobrazić też kilka innych opcji. Wszystko wskazuje na to, że ten strajk będzie jednym z najważniejszych politycznych wydarzeń tego półrocza.