Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokurator uznał, że chłopak, którego przygniotła bramka, sam jest sobie winny

M. Bubrzycki
To zdjęcie wykonaliśmy zaraz po powrocie Marcina ze szpitala
To zdjęcie wykonaliśmy zaraz po powrocie Marcina ze szpitala M. Bubrzycki
- Przecież ktoś dopuścił do tego, że ciężka metalowa bramka stała na tym boisku. Po tym wypadku zabrali ją i zawieźli do punktu złomu - mówi rozgoryczony ojciec chłopaka

17-letni Marcin Przybysz z Jeleni po powrocie ze szkoły pojechał rowerem do Jelonek, do swej dawnej szkoły. Przyłączył się do kolegów, którzy na szkolnym boisku grali w piłkę. Graliby na Orliku, ale nowy kompleks boisk był zamknięty.

Marcin był bramkarzem. Gdy piłka była daleko, podskoczył, chwycił oboma rękami za poprzeczkę i zaczął się bujać. Nagle bramka zachwiała się i przewróciła wraz z nim. Metalowa poprzeczka uderzyła go w twarz. Po zakrwawionego chłopaka przyjechał ojciec, potem zabrała go karetka pogotowia. To zdarzyło się w maju.

Z ostrowskiego szpitala trafił do warszawskiego szpitala przy ul. Niekłańskiej, potem do kliniki przy ul. Lindleya. Tam przeszedł operację. Okazało się, że nikt nie powiadomił policji o zdarzeniu. Zrobił to dopiero ojciec Marcina, dwa dni po wypadku.

Na początku października rodzice Marcina otrzymali pismo podpisane przez prokuratora z Ostrowi o umorzeniu dochodzenia w sprawie narażenia Marcina Przybysza na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (art. 160 par. 1 kodeksu karnego) wobec braku znamion czynu zabronionego.

- To śmieszne, co napisano w uzasadnieniu - mówi Mirosław Przybysz, ojciec Marcina. - Nie rozumiem, jak można uznać, że nikt nie zawinił. To, że brama prowadząca na szkolny plac jest cały czas otwarta, bo na placu stoi także budynek mieszkalny, nie zwalnia gospodarza od odpowiedzialności za to, co się tam dzieje. To nie jest dzikie boisko. Przecież ktoś dopuścił do tego, że ciężka metalowa bramka stała na tym boisku. Po tym wypadku zabrali ją i zawieźli do punktu złomu. Kiedy ktoś nie posypie śliskiego chodnika obok swojej posesji i ktoś inny złamie na nim nogę, to winny jest właściciel. A tutaj nie ma winnego. Przecież ten plac i to boisko do kogoś należy.

Przybyszowie napisali więc zażalenie na postanowienie prokuratury i złożyli je za pośrednictwem prokuratury do ostrowskiego sądu.

Więcej przeczytasz w najbliższym papierowym wydaniu TO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki