- Rzuciła moim synem o ścianę, potraktowała mnie gazem i śmieje się nam wszystkim w twarz, bo jak sama twierdzi, ma plecy u starosty i burmistrza - mówi oburzona Magdalena P., mieszkanka bloku przy ul. Szosa Ciechanowska w Przasnyszu, w którym w minioną sobotę omal nie doszło do tragedii.
Tego dnia do bawiących się na klatce schodowej dzieci podeszła pracownica Starostwa Powiatowego w Przasnyszu. Przeszkadzały jej hałas, więc potrząsnęła ośmioletnim Bartkiem, a później rzuciła nim o ścianę. Przerażony chłopiec pobiegł do rodziców, Magdy i Tomasza P. na skargę. Kiedy pani Magda wraz z koleżanką zeszła do sąsiadki na korytarz piętro niżej, ta potraktowała ją gazem. Zrobiło się zamieszanie.
- Miałam poparzoną całą twarz - wspomina pani Magda. - Wszyscy wkoło zaczęli się dusić, a nawet wymiotować. Ratownicy z karetki, która została do mnie wezwana nie mogli wejść do bloku, bo dusił ich dym. Podobnie było z policją.
Pani Magda z poparzeniami twarzy została zawieziona do szpitala, jednak lekarz stwierdził obrażenia do dni siedmiu. Takie uszkodzenie ciała jest ścigane z oskarżenia prywatnego.
Jej mąż, Tomasz zabrał także dzieci, aby lekarz je przebadał. Były bardzo blisko, kiedy sąsiadka wyciągnęła z kieszeni gaz. Na szczęście dzieciom nic poważnego się nie stało.
- Ile musiała tego gazu rozpylić, że wszyscy lokatorzy musieli uciekać z bloku. Synek sąsiadki nie mógł złapać tchu, ciągle wymiotował - relacjonuje Marek Z. - Gdy była już policja, sam wpadłem do mieszkania sąsiadki i zapytałem, co ona wyprawia, jednak kazała mi wyjść, co natychmiast zrobiłem, a ona teraz zgłasza się na policję i do prokuratury twierdząc, że ja chciałem ją pozbawić życia przy policjancie. Przecież to paranoja - kręci z niedowierzaniem głową.
Mieszkańcy nie potrafią zrozumieć, jak agresorce mogło to ujść bezkarnie.
- Śmieje nam się w twarz komentując, że burmistrza ma na pstryknięcie palcem i że nic jej nie zrobimy - mówi pani Magda. Lokatorzy postanowili, że nie puszczą jej tego płazem, zgłosili sprawę do prokuratury, napisali podania do burmistrza i Miejskiego Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, jako administratora budynku, aby pomogli im rozwiązać konflikt z lokatorką.
- Napisałam nawet do rzecznika praw dziecka. Dzieci boją się wychodzić z domu, są wystraszone. Ta kobieta mogła je otruć, a nic jej nie można zrobić, czyli co? Teraz może codziennie stać na korytarzu i pryskać gazem?- pyta zdenerwowana pani Magda.
Pracownica starostwa nie zgodziła się na rozmowę z nami.
Do sprawy wrócimy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?