Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamięci zamordowanych

(ar)
Coraz mniej kombatantów przybywa na msze pamięci
Coraz mniej kombatantów przybywa na msze pamięci Fot. A. Rusinek
60 lat temu, 4 lutego 1944 r., gestapo aresztowało w Różanie komendanta Obwodu Makowskiego Armii Krajowej Mieczysława Żytowieckiego (ps. Świda, Lot, Żubr), a wraz z nim członków komendy - Leona Chełstowskiego, Czesława Czachorowskiego i Józefa Skalskiego. Wszyscy zostali zamordowani w obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Przypomina o tym tablica pamiątkowa w kościele parafialnym św. Anny w Różanie. Co pięć lat, począwszy od 1954 roku, w tym kościele odprawiane są nabożeństwa w intencji zamordowanych żołnierzy AK. Ich inicjatorem jest Jan Mieczysław Żytowiecki, syn komendanta Mieczysława Żytowieckiego.

Coraz mniej kombatantów przybywa na msze pamięci

(fot. Fot. A. Rusinek)

Jeszcze dziesięć lat temu, w 50. rocznicę śmierci członków komendy Obwodu Makowskiego Armii Krajowej, w nabożeństwie brali udział senator Jadwiga Stokarska, byli żołnierze Armii Krajowej z Różana, przedstawiciele kół Światowego Związku Żołnierzy AK z Mławy, Przasnysza, Ciechanowa i Makowa, a przede wszystkim rodziny zamordowanych.
W tym roku 4 lutego w kościele św. Anny byli tylko przedstawiciele Koła AK z Różana, burmistrz Jerzy Parciński, kilkoro mieszkańców. A spośród bliskich tylko Jan Żytowiecki i Maria Skalska, córka Józefa Skalskiego. Nabożeństwo odprawił w intencji zamordowanych przed 60 laty żołnierzy ks. dziekan Ryszard Kłosiński - przypominając o nieustannej powinności wobec ojczyzny i dziękując tym, którzy wciąż utrwalają w pamięci chlubne choć tragiczne karty z historii.
- Coraz nas mniej - mówił ze smutkiem po nabożeństwie Jan Żytowiecki. - Wykruszają się ostatnie szeregi.
On sam, jako 15-letni chłopak, był świadkiem aresztowania ojca w rodzinnym domu przy ul. Gdańskiej w Różanie. We wspomnieniach opisuje, jak 4 lutego 1944 roku ok. godz. 21.00 do mieszkania weszło trzech gestapowców i miejscowy żandarm. Jak zakuli ojca w kajdany, jak ten próbował uciec i jak inni gestapowcy dopadli go na podwórku. Jak potem bili i kopali nie tylko komendanta, ale także pozostałych domowników, których w bieliźnie wypędzili na śnieg i mróz. O świcie, po długiej rewizji, zabrali Mieczysława Żytowieckiego. Rodzina widziała go wówczas po raz ostatni. Już po wyzwoleniu przyszło powiadomienie z Polskiego Czerwonego Krzyża, że komendant Mieczysław Żytowiecki zginął w Mauthausen.
"Po latach znalazłem w jednej z gazet wiadomość o odnalezieniu rzeczy osobistych i dokumentów więźniów Mauthausen, a naliście nazwisko i imię ojca. Po przeprowadzeniu postępowania dowodowego oddano mi zegarek ojca, który nosił zawsze w kieszeni marynarki, a który do dzisiaj jest moją najcenniejszą pamiątką. Noszę go w dniach dla mnie ważnych i uroczystych" - wyznał we wspomnieniu Jan Żytowiecki.
Od 1945 roku mieszka w Warszawie. Ale zarówno Jan Żytowiecki, jak Maria Skalska, która jest jego cioteczną siostrą, przyjeżdżają często do Różnana. Nie tylko ze względu na pamięć ojców, także na grób dziadka Wiktora Zawadzkiego, który poległ w wojnie z bolszewikami w 1920 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki