Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza recenzja- "Wojna polsko-ruska". Prawie jak u Quentina Tarantino&#8230?

(bs)
Plakat z filmu "Wojna polsko-ruska"
Plakat z filmu "Wojna polsko-ruska"
O "Wojnie polsko-ruskiej" można pisać wiele. Można napisać równie dużo dobrego, co i złego. Ale sam fakt, że (arcy?)dzieło wzbudza takie kontrowersje, takie emocje, nakręca naszą wyobraźnie do pracy i refleksji, jest- z pewnością- jasnym przekazem, że wobec tego filmu przejść obojętnie nie sposób.

Meandrów genezy "Wojny…" jest pełno, złożoność fabuły okazuje się bardziej skomplikowana niż można podejrzewać, nawet tuż po seansie. Przekaz jest głębszy i silniejszy, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Reakcje są bardziej skrajne, niż reżyser (Xawery Żuławski) był w stanie przewidzieć. Całość jest takim zaskoczeniem, takim objawieniem, jakim była Dorota Masłowska w 2002 roku, kiedy została nominowana do Nagrody Nike.

Już samo "podłoże" filmowe jest świetną rekomendacją do odwiedzenia kina. A fakt, że psychodelia, którą zobaczymy na ekranie, wcześniej została zarejestrowana na kartkach papieru przez 18-latkę, dodaje emocji i aury intrygi.

Zaletą jest, że za każdym razem, kiedy myślami wracamy do "Wojny", dochodzimy do nowych wniosków, doświadczamy czegoś innego, zauważamy coś, czego wcześniej nie było. I nie mam na myśli wyłącznie świata przedstawionego, ale obrazu, który codziennie przesuwa się nam przed oczami. Celem, przyczyną, potrzebą ambitnego kina jest zmuszenie, czy zachęcenie widza do myślenia. Po to Bóg, natura-matka Ziemia, rodzice, sami sobie wybierzmy "stwórcę", dał nam rozum, żeby z niego korzystać.
Nie po to, przynajmniej teoretycznie, jesteśmy "homo sapiens", żeby wszystko nam wyłożyć, jasno przedstawić.

Coś, co wydawało mi się minusem filmu- czyli nadmierna komplikacja, stała się zaletą. Jak dalece do naszej podświadomości sięgnie obraz? To zależy od wielu czynników. Czy jesteśmy uważnymi widzami, czy potrafimy myśleć, czy jesteśmy cierpliwi i- co najważniejsze- czy mamy choć odrobinę wrażliwości?

Jeśli przynajmniej pod jedną definicją możemy się podpisać, to zobaczenie ekranizacji powieści Masłowskiej jest naszym obowiązkiem.

Odtwórca głównej roli- Silnego- Borys Szyc, nazwał dziecko Xawerego Żuławskiego "poematem menelskim". Gdzieżbym śmiał kłócić się z najlepszym aktorem młodego pokolenia, ale jest to chyba ocena niesłuszna, zbyt powierzchowna.

Bo i owszem, menelowi ten film się spodoba, podobnie jak dresowi, czy każdemu innemu, kogo śmieszy płytki dowcip, przekleństwa, czy dialog z własnym przyrodzeniem. Tak! Bo ten film płytki jest. Problem tylko polega na tym, że pod tą, wyłącznie pozorną, prostotą fabuły, kryje się nieodgadniona, zakamuflowana głębia. Naszym zadaniem jest ją rozbić, przeżuć, przetrawić i (najlepiej) przyjąć. Wymioty niewskazane.

Jeśli miałbym podać jedną, największą zaletę filmu, wybrałbym jego złożoność- co jeszcze kilka dni temu wydawało się ogromną wadą. Poprzez to rozwarstwienie, każdy widz znajdzie w nim coś dla siebie. Już pomijając wszelkie antagonizmy między nimi, czy to intelektualne, światopoglądowe, ideowe, czy emocjonalne.

Trudno znaleźć gatunek, który nie byłby cząstką "Wojny polsko-ruskiej". W pierwszej kolejności to dramat. Dramat łysego "dresa", który nie potrafi wyjść poza pewien stereotyp, poza schemat. Jest więźniem własnego umysłu, własnego ciała, a przede wszystkim świata, którego nie rozumie, chociaż bardzo się stara.

Mamy do czynienia również z filmem obyczajowym, czarną komedią, tragedią, fabularnym komiksem, wpleciono również wątki fantastyczne oraz (na co wskazuje tytuł) z historią polityczną. Rzecz jasna, pewne gatunki są przewodnie, inne wyłącznie szczątkowe, ale właśnie ten aspekt jest elementem, który najbardziej przykuwa uwagę.

W wielu recenzjach pojawia się mnóstwo gloryfikujących opinii, dotyczących aktorstwa. Krytycy wychwalają młode, polskie pokolenie aktorów mówiąc, że dla każdego z nich to, jak do tej pory, rola życia. I mają rację.

Szyc, Bohosiewicz, Gąsiorowska i wielu innych, wspięli się na aktorskie wyżyny. Wspomniany już odtwórca głównej roli- Borys Szyc jest urodzony do tej roli- genialny, przekonujący, autentyczny. Widać, że te 3 miesiące spędzone na przygotowaniach do roli nie poszły na marne. W moim pojęciu- absolutny kandydat do międzynarodowej nagrody za najlepszą rolę pierwszoplanową męską.

Pojawiają się głosy, oprócz tych euforycznych, również bardzo krytyczne w stosunku do filmu. Że przekombinowany, ambitny na siłę, niezrozumiana realizacja, sztuczny chaos. Od razu rozwieję te wątpliwości- nieprawda. Nie można krytykować czegoś, co stara się być inne, lepsze, bardziej ambitne. Nie ma w tym zarzucie logiki i konsekwencji.

Polska kinematografia, nie ukrywajmy, przeżywa kryzys, deficyty filmów skierowanych do mądrzejszego widza. Operuję pewnym uproszczeniem, bo jednak nie jest do końca tak, że powstają wyłącznie "Lejdis", "Funio, Szefunio i reszta", itd. Bo chociaż na wielu nowych komediach można się pośmiać, humor to płytki i niewyszukany. Powstało sporo obrazów filmowych naprawdę wartych obejrzenia. Wystarczy wspomnieć "Pręgi", "33 sceny życia", Zerwany", "Jestem", czy "Sztuczki". Wciąż to jednak za mało.

Niemoc polskiego kina chciał przełamać Xawery Żurawski i to mu się właśnie udało. Ambitnych filmów nigdy za mało, bo im jest ich więcej, tym większe prawdopodobieństwo, że Polacy mogą trafić w kinie właśnie na taki film. A w dobie żałosnej, populistycznej, żenującej popkultury, zapotrzebowanie na odrobinę wyższe standardy jest tym większe.

O "Wojnie polsko-ruskiej" można pisać stronami i ciągle zostałoby coś do opisania. Już teraz zachęcam wszystkich do obejrzenia filmu i do wyciągnięcia wniosków. Nie chcąc psuć zabawy z oglądania, streszczanie fabuły, interpretację symboli, czy zdarzeń pozostawię Państwu, ponieważ każdy odbierze ekranizację na swój własny sposób. I bardzo słusznie, bo ile głów, tyle myśli, a lepiej pomyśleć samemu niż czekać, aż zrobią to za nas i powiedzą nam w telewizji, kinie lub Internecie.

Po wyjściu z kina podsłuchałem krótką rozmowę w toalecie. Dialog dotyczył, zakończonej przed minutą, projekcji "Wojny..":

- Jak film?- pyta jeden z chłopaków
- Prawie jak u Quentina Tarantino- odpowiada drugi.
- Eee tam. Chu**wy- rzekł pierwszy.
- Dlatego powiedziałem, że "prawie"- odpowiedział drugi.

Fakt. Xawery Żuławski to nie Quentin Tarantino, a "Wojna polsko- ruska" to nie "Pulp Fiction". Ale sam fakt, że ktoś porównał naszą rodzimą produkcję i naszego polskiego reżysera do wielkiego mistrza ,jakim jest Tarantino i jego kino, napawa mnie optymizmem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki