List
Lipowy Las to niewielka miejscowość leżąca w gminie Baranowo. Tu każdy kawałek ziemi ma swoją nazwę. Mieszkają tu Kurpie, którzy przenieśli się z przeludniającego się Baranowa. Niegdyś Baranowo było niezwykle bogatą miejscowością.
W latach 30-tych XX wieku był tu nawet basen z podgrzewaną wodą, do którego prowadził chodnik, aby spragnieni kąpieli nie musieli chodzić drogą. Basen mieścił się przy Płodownicy, która nigdy w rozmowach Kurpiów nie zasłużyła na miano rzeki, zawsze była Płodownicą. Rzeką za to była Omulew.
Kilkadziesiąt lat temu mieszkańcy Lipowego Lasu mieli swoje siedliska, a przed nimi uprawiane włóki, za nimi zaś gródki, czyli ogrodzone pastwiska, z których to pędzili bydło przegonem na łąki. Nawet dziś, kiedy wjeżdża się do wsi i przyjrzy obejściom, na myśl przychodzi zaścianek, pokazany w ekranizacji powieści „Nad Niemnem”. A gospodarze, no cóż, to ten lepszy materiał, tak jak Stanisław Dawid – bohater historii o krzyżu, rocznik 1923, obchodzący w tym roku 92. urodziny. Właśnie wrócił z przechadzki po wsi i narzeka tylko na to, iż znajomych w swoim wieku już nie ma.
A jak to było z krzyżem?
– Ano krzyż został przeniesiony z siedliska Gąsków w Baranowie – wspomina pan Stanisław.
Krzyż dla Kurpia jest prawdziwą świętością. Przed krzyżem z pokorą zdejmuje się czapkę, czasami przyklęka. W każdej kurpiowskiej wsi jest co najmniej jeden krzyż. Do niego wyprowadzało i nadal wyprowadza się zmarłych. Drewniany, wykuty z żelaza, murowany. Niektóre z nich mają po kilkaset lat. Krzyż stojący w Lipowym Lesie jest wykuty z żelaza, ma 108 lat, do II wojny światowej stał w Baranowie. Naprzeciwko niego, w czasie wojny w dużym murowanym domu, powstał posterunek niemieckiej żandarmerii. Komendantem posterunku był Mazur nazwiskiem Platzek. Codziennie z okien posterunku obserwował, jak przechodzący Kurpie zdejmowali czapki. Zastanawiał się, czy to jemu tak ludzie się kłaniają? Pewnego dnia zrozumiał, że Kurpie w ten sposób czczą stojący po drugiej stronie krzyż. Zdziwił się i rozzłościł.