Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jesteśmy krainą mlekiem płynącą

B. Modzelewska
B. Modzelewska
To nie żart. W naszym powiecie jest najwięcej krów w Polsce, a do kieszeni rolników trafia ok. 600 mln zł rocznie ze sprzedaży mleka!

W latach 2011/2012 w powiecie ostrołęckim zarejestrowano najwięcej sztuk bydła w Polsce czyli 140 783 sztuk, w tym krów około 80 tys. sztuk
Powiat ostrołęcki ma najwyższą obsadę krów na 100 ha w woj. mazowieckim - 72 szt.
Rolnicy z terenu powiatu produkują: około 450 milionów litrów mleka rocznie, co stanowi: 18 proc. mleka w woj. mazowieckim.
W roku kwotowym 2011/2012 przysługująca Polsce krajowa kwota mleczna wynosiła - 9 857 658 127 kg, z czego ponad 2 mld kg, tj. 20,4 proc., posiadali rolnicy z województwa mazowieckiego.
Najwięcej producentów mleka będących dostawcami hurtowymi jest w powiecie ostrołęckim - 4566 (odbiór z gospodarstwa)

Nie bez kozery mówi się, że powiat ostrołęcki to kraina mlekiem płynąca. Mamy świetnych hodowców, ogromne stada z fantastyczną wydajnością. To już nie są gospodarstwa, to przedsiębiorstwa. Nowoczesne i prężne. Mamy w powiecie ponad 140 tys. sztuk bydła - najwięcej w Polsce! Do tego najwyższą obsadę krów - 72 - na 100 ha na Mazowszu! Nasi rolnicy produkują 450 milionów litrów mleka rocznie, a więc do ich kieszeni trafia z tego tytułu co najmniej 600 mln złotych!

Prawdziwym mlecznym zagłębiem jest gmina Czerwin. Mieszka tu aż siedmiu z dziesięciu najlepszych hodowców (wg wydajności zwierząt) w powiecie ostrołęckim.
Dziewiąty na tej liście jest Waldemar Ciepierski z Wólki Seroczyńskiej. Ma 33 lata, wykształcenie wyższe (absolwent techniki rolniczej i leśnej UWM w Olsztynie). Kiedy w 2004 roku przejął od rodziców gospodarstwo, było w nim 35 dojnych krów. Dzisiaj stado liczy 170 krów, w tym 94 dojne. Jego gospodarstwo to rodzinna firma, która dynamicznie się rozwija.
- Rynek do tego zmusza. Dyktuje twarde warunki: albo się rozwijasz, albo znikasz - wyjaśnia rolnik.
Nie przejął gospodarstwa z przymusu. Nie wyobrażał sobie innego życia. Jest rolnikiem-biznesmenem.
- Muszę myśleć jak przedsiębiorca - mówi. - Do każdej krowy trzeba podchodzić indywidualnie: czy warta jest hodowli, czy nie. Bo dzisiaj wszystko jest drogie. Opłacalność hodowli w ostatnim czasie masakrycznie spadła. Od co najmniej pięciu lat stawki za mleko nie zmieniają się (w tym rejonie więksi producenci oddają mleko przede wszystkim do mleczarni z Piątnicy, dostają ok. 1,5 zł netto za litr - red.). A w tym samym czasie, dla przykładu, granulat kosztował 800 zł za tonę, dzisiaj 1,5 tys. Nawozy też podrożały.

Ale mimo wszystko hodowla bydła (i produkcja mleka) to wciąż niezły interes.
Waldemar Ciepierski sporo inwestuje: wymienia maszyny, w 2009 roku postawił nową oborę. Bez skrępowania sięgał po unijne fundusze oraz preferencyjne kredyty dla rolników.
- Myślę, że dotacje, kredyty zrewolucjonizowały rolnictwo. Bo jednak to mocne wsparcie. My od razu po nie sięgnęliśmy. I zainwestowaliśmy. Potężnie.
Rekordzistka w jego stadzie dała 12 800 l mleka przez 305 dni (to jest okres laktacji, pierwsze 305 dni od wycielenia - red.). Raz w miesiącu do jego gospodarstwa przyjeżdża zootechnik. Mierzy, ile mleka dała każda krowa, robione są badania tzw. użytkowości mlecznej. Widać na nich m.in. czy krowa jest prawidłowo żywiona.

Dzień Waldemara Ciepierskiego zaczyna się o piątej. Generalnie, "obsługa" zwierząt zajmuje około pięciu godzin. Nie pracuje sam, pomaga mu rodzina. Wiele obowiązków w znacznym stopniu ułatwiają maszyny.
- Te 94 sztuki doimy 2 godz. 15 minut - mówi rolnik.
Jak wyobraża sobie przyszłość?
- Bardzo trudne pytanie. Na pewno chciałbym zwiększyć park maszynowy.

Robot, który doi krowy

Nowoczesne technologie zadomowiły się w największych kurpiowskich gospodarstwach. W niektórych krowy dojone są przez... roboty. Praca takiego robota udojowego robi wrażenie: krowa, czując ciężar mleka w wymionach, sama podchodzi do urządzenia (wyjście blokuje jej podajnik paszy). Laser szuka wymion (robot ma zakodowane ustawienie strzyków u krowy). Robot je najpierw czyści, potem masuje, doi i dezynfekuje. "Elektroniczny" udój trwa przez całą dobę. Krowy ustawiają się w kolejce do urządzenia, gdy czują potrzebę dojenia. Robot może wydoić 65 krów w ciągu doby. Generalnie, jedną doi dwa-trzy razy dziennie.

Jerzy Marczak z Suchcic, gm. Czerwin, robota udojowego sprawił sobie w ub. roku. W tym roku planuje zamontować drugie takie urządzenie.
- Jest odsetek krów, które same nie podchodzą do urządzenia, ale generalnie, krowy się szybko uczą, szybciej niż ludzie - śmieje się. - To nie jest tani udój - zaznacza jednak. - Droga jest maszyna, drogi jej serwis (robot kosztuje pół miliona zł, roczna opłata serwisowa to ok. 30 tys. zł - red.), maszyna zużywa dużo prądu, wody. Trzeba w dobrej cenie sprzedać mleko, żeby to się kalkulowało. I to nie jest tak, jak reklamują firmy - ty śpisz, a krowy się doją, możesz jechać na wczasy, robot wydoi krowy za ciebie. Dwa razy dziennie trzeba sprawdzić, które krowy się nie wydoiły z jakichś powodów. Trzeba te sztuki odszukać i wydoić. Niektóre krowy w ogóle się do robotów nie nadają - mają złe ustawienie strzyków, albo nieprawidłowe wymiona. Bo laser musi widzieć wszystkie strzyki. W sumie jest to dobra maszyna, doi czysto, dokładnie, wszystko monitoruje: pokazuje ile mleka daje konkretna krowa, wyłapuje, która krowa jest w rui, pokazuje, kiedy ją należy zacielić, daje paszę. Ale potrzebne są też dobre krowy, wydajne, wyselekcjonowane i, co już mówiłem, dobra cena mleka.
Jerzy Marczak ma 170 dojnych krów, które dają ponad 100 tys. litrów mleka miesięcznie. Mleko trafia do Polindusa, który największym kontrahentom płaci 1,5 zł za litr.

Marczaka nie ma na liście naj.
- Dla mnie wydajność nie jest aż tak ważna - mówi. - Nie bardzo można selekcjonować stado ze względu na wydajność, bo zwierzęta są delikatne, wrażliwe na różne bodźce. Warunki hodowli dzisiaj są trudniejsze. Kiedyś krowa żyła długo i szczęśliwie, jak chodziła sobie całe lato po pastwisku, a w zimie leżała sobie na ciepłym oborniku, dostawała sianko, czasami dodatki. W tej chwili krowa cały rok stoi na trudnym, twardym podłożu, stale dostaje pasze kiszone, wzbogacane o dodatki. Krowy są są dzisiaj wydajniejsze niż dawne rasy - przyznaje. - Ale jeśli krowa jest dwa-trzy razy wydajniejsza, to jest też dwa-trzy razy wrażliwsza na_wszystko. Trafiają się, owszem, krowy, które dają 50 i więcej litrów mleka dziennie, ale co z tego, kiedy krótko żyją. Średnio w kraju krowa żyje ok. 5 lat. A kiedyś żyła nawet 15. Biorąc też pod uwagę problemy z zacieleniami, gdy rodzi się połowa byczków, połowa cieliczek - dużo gospodarstw nie nadąża z remontem stada i musi dokupować jałówki, żeby utrzymać stado. A gdzie mowa o jego zwiększaniu...

W zaklętym kręgu

Jerzy Marczak przejął gospodarstwo od rodziców, w 1980 roku.
Gdy zaczynał miał do dyspozycji 20 hektarów, dzisiaj - ponad 200, krów było wtedy niespełna 20, dzisiaj - ponad dziesięć razy więcej.
- Trzeba ciągle inwestować, brać kredyty, korzystać z dofinansowań. Żeby wszystko to ogarnąć, trzeba przede wszystkim ciężkiej pracy. I czasami zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby pracować poza rolnictwem. Duże stado mocno absorbuje. Krowy się cielą, trzeba je zacielać, odhodowywać cielęta, pielęgnować je, choćby odcinać rogi, czy robić korektę racic, są obowiązkowe szczepienia, obowiązkowe pobieranie krwi. Krowy chodzą luzem, ale jak trzeba jakąś schwytać, już jest problem. Trzeba też myśleć o ekonomii. A to tylko hodowla bydła. Poza tym jest gospodarstwo - hektary do obsiania zbożem, kukurydzą, potem do zebrania. Trzeba się narobić, całą rodziną i jeszcze zatrudnić ludzi do pomocy. To zaklęty krąg - chcemy mieć lepszy sprzęt, bierzemy kredyt, który trzeba spłacać, należałoby więc zwiększyć produkcję, żeby mieć większe dochody. Szybki postęp jest w rolnictwie. Jak się za nim nie nadąża, jest źle. W dużym gospodarstwie zawsze jest co robić, zawsze jest masa problemów. A w małym... może i pieniędzy jest mało, ale obowiązków i problemów też jest mało. Czasem się zastanawiam, czy było warto - mówi nie bez goryczy. - Tutaj trzeba być fachowcem od wszystkiego: rozwiązywać problemy z maszynami, ze zwierzętami, z ludźmi. Dochody są za małe w porównaniu z kosztami. Czy zdarza się, żeby ktoś z miasta kupił gospodarstwo i poszedł żyć i pracować na wieś? Sporadycznie. Bo naprawdę nie jest to łatwy kawałek chleba.
Choć, jak podkreśla też Jerzy Marczak, ta praca daje mu satysfakcję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki