Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fetor zza płotu

Jarosław Sender
Szymczakowie i Budziłkowie z Rżańca nie mogą porozumieć się w sprawie miejsca składowania obornika

Oproszę, jaki mamy cudowny widok i zapach - Marian Szymczak z Rżańca w gm. Olszewo-Borki, pokazuje górę (niedużą, ale jednak) obornika, która znajduje się na działce jego sąsiadów, kilka metrów od płotu. Faktycznie, perfumami nie pachnie. Jak to obornik. Tyle tylko, że Szymczakom ta woń towarzyszy przez całą dobę.

- Dzieci nie chcą się bawić na podwórku, w domu śmierdzi, ba, nawet pranie, które wieszam na sznurku przed domem, wchłania ten nieprzyjemny zapach - mówi Grażyna Szymczak, żona Mariana.

Szymczakowie mieszkają w Rżańcu od 1998 roku. Mają sześcioro dzieci, rozbudowują dom, zagospodarowują podwórze.

- Jakoś dotąd im ten zapach nie przeszkadzał - ironicznym tonem na zarzuty Szymczaków odpowiada Zofia Budziłek, sąsiadka, którą zresztą z Grażyną Szymczak łączą więzi rodzinne.

Obornik zawsze wyrzucali w tym

miejscu

Oborę Budziłkowie postawili na początku lat 90. A obornik, jak mówi Marek Budziłek, syn Zofii, faktyczny właściciel gospodarstwa (właściwie współwłaściciel, bo gospodarzy wspólnie z bratem, Januszem), zawsze wyrzucali w tym miejscu.

- Bo to wygodnie, tuż obok wrót obory - wchodzi synowi w słowo Zofia Budziłek.

Oboje zgodnie twierdzą, że nie będą składować obornika w innym miejscu.

- To co robimy jest zgodne z przepisami. Zachowujemy czterometrową odległość od granicy z sąsiadami - podkreśla starsza pani.

- No tak, tyle że płot nie stoi na prawdziwej granicy - ripostuje Marian Szymczak. Jego zdaniem płot powinien być w tym miejscu przynajmniej o dwa metry przesunięty w głąb ziemi Budziłków. Ci są innego zdania.

Komu potrzebne rozgraniczenie

Sprawy o rozgraniczenie, które raz na zawsze ucięłoby spekulacje i zakończyło konflikt, żaden z sąsiadów założyć nie chce. Szymczakowie tłumaczą, że nie mają na to pieniędzy, Budziłkom jest to niepotrzebne (nie zgodzili się nawet na "składkowego" geodetę, co zaproponował wójt). W ten spór Szymczakowie zaangażowali gminnych urzędników. 7 lipca w Rżańcu odbyło się spotkanie "w sprawie składowania obornika". Postanowiono na nim, iż obornik zniknie do 30 lipca. Miał zostać przez Budziłków wywieziony w pole. Pod protokołem ze spotkania podpisało się sześć osób w nim uczestniczących, w tym obaj bracia Budziłkowie. Ale porozumienie nie trwało długo. Po dwóch dniach od podpisania umowy Budziłek przyszedł do urzędu gminy, mówiąc, że nie będzie partycypował w kosztach, a i obornika też nie usunie. Obornik jak leżał w pobliżu płotu Szymczaków, tak leży (przynajmniej tak było jeszcze kilka dni temu, kiedy byliśmy u zwaśnionych rodzin). 17 sierpnia Marian Szymczak zgłosił swój problem w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Ś
rodowiska w Ostrołęce. Otrzymał odpowiedź, iż "właściwym organem do rozpatrzenia tej interwencji jest wójt gminy".

Sprzątniemy, ale nie na rozkaz

31 sierpnia pracownik urzędu gminy wraz z policjantami odwiedził gospodarstwa sąsiadów.

- Stwierdziliśmy, że gospodarstwo jest niewielkie. Obornika nie było więc dużo. Składowany jest suchy. W pobliżu nie ma zbiornika wodnego, który mógłby zostać przez niego zanieczyszczony. Gnojówka odpływa do odpowiedniego pojemnika. Policjanci stwierdzili, że nie ma podstaw, żeby nakazać panu Budziłkowi usunięcie obornika - relacjonuje Hanna Idziko¬wska, inspektor ds. rolnictwa, leśnictwa i ochrony środowiska w Urzędzie Gminy w Olszewie-Borkach.

Budziłek podczas sierpniowej kontroli miał stwierdzić, że obornik i tak wywozi dwa razy do roku, wiosną i jesienią, na pola. Powiedział, że zrobi to i tym razem, ale… nie na rozkaz sąsiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki