MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dobry nazista

as
Oktawiusz Jankowski
Oktawiusz Jankowski A. Suchcicka
Chorzele. Publikacja "Dobry nazista" autorstwa Wiesława Michalskiego z 6 grudnia 2005 r. w TO sprowokowała mieszkającego w Chorzelach Oktawiusza Jankowskiego do zabrania głosu.

Fritz Mauritz, członek NSDAP, trafił do Chorzel w 1940 roku. Był burmistrzem okupowanego miasta. Funkcję tę oficjalnie pełnił do 20 stycznia 1945 roku. Tego dnia Rosjanie wyzwolili miasto, a Mauritz gdzieś przepadł. Co stało się z wojennym burmistrzem? - zastanawiał się na łamach TO Wiesław Michalski i odpowiadał, że nikt pewności nie ma. "Mówi się, że Mauritza sądzono w Mławie. Na proces ponoć pojechało wielu chorzelan, którzy dobrze Niemca bronili i życie mu uratowali. Według innej wersji żadnego procesu nie było. Mauritza zamordowali Rosjanie w lesie pod Wesołowem" - napisał.
Oktawiusz Jankowski, który w tej sprawie postanowił zabrać głos, w 1945 roku miał 20 lat. Był młodym mężczyzną, który nienawidził okupantów i współpracujących z nimi miejscowych kolaborantów.
- Na dwa dni przed wejściem Rosjan do Chorzel, burmistrz Mauritz wyjechał samochodem. Jego kierowcą był mieszkaniec Chorzel Kazimierz Danielski - wspomina Jankowski, który we wrześniu 1945 roku przypadkiem trafił do Dźwierzut. - Kolega mój był fotografem. Został zaproszony przez komendanta wojennego, aby narobić zdjęć stacjonującym w Dźwierzutach k. Szczytna wojskom rosyjskim. Kolega zaproponował mi, bym z nim pojechał - wspomina Jankowski.
Podczas pobytu w Dzwierzutach młodzi mieszkańcy Chorzel dowiedzieli się, że tam, u swojego brata ukrywa się Mauritz. - Poprosiliśmy komendanta, by pomógł nam w jego ujęciu. Komendant zgodził się. Wziął czterech żołnierzy i pojechaliśmy pod wskazany adres - tłumaczy Jankowski. Mauritz faktycznie tam był. - Stanąłem za nim i mówię "ręce do góry". I on, ten który w Chorzelach robił za Boga zadrżał i mówi, "ja nic nie winien". Odpowiedziałem, że nie o niego chodzi, ale o listę konfidentów... - wspomina Oktawiusz Jankowski i wyjaśnia, że w taki oto sposób Mauriza zgarnęli Rosjanie.
- Po krótkim przesłuchaniu u Rosjan Mauritz został odprowadzony na posterunek MO w Dźwierzutach. Na posterunku w naszej obecności został sporządzony protokół. Mauritz ujawnił swoich kolaborantów z Chorzel i jednego z żandarmerii.
Zdaniem Jankowskiego w krótkim czasie o zeznaniu Mauritza dowiedziała się milicja w Chorzelach i konfidenci. - Po powrocie z Dźwierzut zostałem wezwany na posterunek MO w Chorzelach. Milicjanci w Chorzelach zachowywali się jakoś dziwnie. Zawiadomiłem o tym Urząd Bezpieczeństwa w Przasnyszu. Funkcjonariusz z UB co prawda przyjechał bardzo szybko, ale prowadzał się w towarzystwie konfidenta z żandarmerii i milicjanta z posterunku MO w Chorzelach. Zacząłem się bać - wyjawia Jankowski i dodaje, że kolega fotograf w dziwnych okolicznościach został pobity i wyjechał z Chorzel.
Tymczasem Mauritz z Dźwierzut został przewieziony do więzienia w Szczytnie. - Tam usiłowali go zabić. Kto? Pytam. Komu zależało go zabić? Szczytno przecież go nie znało. Dla nich był zwykłym okupantem, ani dobrym ani złym - zastanawia się do dziś Jankowski i sam sobie odpowiada, że w taki oto sposób starali się zapewnić sobie bezpieczeństwo konfidenci - mieszkańcy Chorzel, którzy w czasie wojny współpracowali z okupantem.
- Zaczęli działać, by nie doszło do procesu - uważa Jankowski.
Kule wystrzelone przez nieustalonego zamachowca poraniły Mauriztowi jednak tylko dłonie. Po zamachu Mauritza przekazano do Chorzel, gdzie nocował jedną noc w areszcie. MO w Chorzelach przekazała Maurizta do Przasnysza.
- Żadnych dochodzeń z wojennej działalności Mauritza w Chorzelach nie przeprowadzano - twierdzi Jankowski.
Jego zdaniem Mauritz przeżył. Informacje o powojennych losach byłego burmistrza Chorzel, który dożył ponoć późnej starości, przywozili odwiedzający stare strony Mazurzy z Niemiec (Mauritz pochodził ze wsi Marksewo k. Szczytna. Jego żona przed wojną miała tam pocztę, a on dzierżawił tam jeziorko). Jankowski do dziś żałuje, że swego czasu wydał Mauriza: - Nie chodziło nam o jego osobę i działalność jako okupanta. Zależało nam tylko, by wydał kolaborantów. Do dziś jednak żałuję, że to zrobiliśmy. Nic z tego nie wyszło. Dranie folksdojcze nadal żyją. A ja i kolega tylko kłopotów sobie narobiliśmy. Szczęście i tak mieliśmy, że nas, świadków nie zabili - mówi Jankowski, który żałuje jeszcze jednego:
- Podczas przesłuchania Mauritza w Dźwierzutach zapomnieliśmy się go spytać o pewne wydarzenie ze stycznia 1945 roku. Otóż tydzień przed wejściem do Chorzel Rosjan, Niemcy zarządzili masowe aresztowania ludności i umieścili wszystkich w kościele. Po południu tego samego dnia wszystkich wypuścili. Prawdopodobnie mieli dokonać masowego mordu. Kto nakazał aresztowania i kto temu zapobiegł, do dziś jest tajemnicą - wspomina Oktawiusz Jankowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki