Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zasiłek zwrotny

JarosŁaw Zaradkiewicz
Jolanta Cichecka: - Dostałam 829 złotych odszkodowania, a oddać musiałam blisko 6 tys. złotych. To jest niesprawiedliwe
Jolanta Cichecka: - Dostałam 829 złotych odszkodowania, a oddać musiałam blisko 6 tys. złotych. To jest niesprawiedliwe J. Pawłowski
Po przywróceniu do pracy trzeba oddać pieniądze pobierane jako zasiłek dla bezrobotnych. Takich przypadków jest niewiele, bo w ostrołęckim PUP-ie były dwa w ciągu dwóch ostatnich lat. Jednak za każdym razem jest to bardzo bolesne dla byłego bezrobotnego, który zamiast cieszyć się z powrotu do pracy, musi martwić się skąd zdobyć kilka tysięcy złotych, by uniknąć wizyty komornika.

Jolanta Cichecka na jesieni 2001 roku została zwolniona z pracy w Komendzie Powiatowej Policji w Ostrołęce. Po upływie okresu wypowiedzenia z pracy zarejestrowała się w Powiatowym Urzędzie Pracy jako bezrobotna. Urząd za bezrobotną ją uznał i przyznał zasiłek w wysokości 476,70 zł miesięcznie. Po roku bezrobotna prawo do zasiłku utraciła, a przez ten czas urząd wydał na nią 5873 zł.

Zwolnienie w sądzie

Jolanta Cichecka nigdy nie pogodziła się jednak z decyzją komendanta o zwolnieniu i postanowiła swoich praw dochodzić w sądzie pracy. W pierwszej instancji sąd nie przyznał jej racji, ale okręgowy sąd pracy w Warszawie przywrócił ją do pracy na wcześniej zajmowanym stanowisku, uznając wypowiedzenie umowy za bezzasadne. Ostateczny wyrok w tej sprawie zapadł w październiku 2003 roku, więc blisko dwa lata po zwolnieniu Jolanty Cicheckiej. Za ten czas sąd zasądził na jej rzecz od policji 1263 złote (brutto) za pozostawanie przez ten okres bez pracy, czyli równowartość miesięcznego wynagrodzenia. Z tej kwoty, po obcięciu podatku i składek ubezpieczeniowych, do ręki dostała 829 zł.

Pieniądze do PUP-u

Jolanta Cichecka zadowolona z sądowego wyroku podjęła ponownie pracę w komendzie policji, poinformowała o tym urząd pracy i sądziła, że to już koniec jej perypetii. Tymczasem schody dopiero się rozpoczęły. Powiatowy Urząd Pracy zażądał od niej zwrotu 5873 złotych, które wydał przez rok na jej zasiłki, zaliczki na podatek i składki ZUS.
- Odszkodowania dostałam 829 zł, a oddać miałam prawie sześć tysięcy. Przecież przez czas, gdy byłam bezrobotna, musiałam z czegoś żyć - złości się Jolanta Cichecka. Chciała starać się o umorzenie zwrotu pieniędzy, które w urzędniczym żargonie nazwano "nienależnie pobranym świadczeniem". Jednak urząd nie chciał jej odpuścić.
- Musimy przestrzegać przepisów prawa. Zarówno poprzednia ustawa o zatrudnieniu i przeciwdziałaniu bezrobociu, jak i nowa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy nie przewidują w takiej sytuacji umorzenia wypłaconej kwoty i nakłada na nas obowiązek dochodzenia zwrotu wypłaconych pieniędzy - mówi Bożena Siepioła, zastępca kierownika Powiatowego Urzędu Pracy w Ostrołęce.

Umorzenie tylko po śmierci

Mimo sztywnego stanowiska urzędu Jolanta Cichecka nie ustawała w dążeniu do umorzenia zwrotu wypłacanych pieniędzy. W piśmie skierowanym do starosty, powołując się na zapis zezwalający na umorzenie w szczególnych przypadkach zwrotu zasiłku, prosiła o zastosowanie tego właśnie zwolnienia.
- Jestem matką samotnie wychowującą trójkę dzieci, bez pracy byłam ponad rok, a w dodatku pieniądze jakie w ramach odszkodowania przyznał mi sąd, nie pokrywają nawet szóstej części tego co miałam oddać - wyjaśnia Jolanta Cichecka swoje rozumienie szczególnych okoliczności. Jednak w odpowiedzi dowiedziała się, że umorzenie jest możliwe tylko wówczas, gdy ściągnięcie długu jest całkowicie niemożliwe, np., wówczas gdy osoba winna urzędowi pieniądze umrze, nie pozostawiając po sobie majątku umożliwiającego zaspokojenie roszczeń.
Jolanta Cichecka uważa, że gdy rejestrowała się jako bezrobotna nie została poinformowana o tym, że jeśli pójdzie do sądu, a ten przywróci ją do pracy, będzie musiała oddać pieniądze z zasiłku. Za krzywdzące uważa obowiązujące przepisy prawne, które nakazują zwrot wypłaconych zasiłków.
- Zdarza się, że osoby, które wstępują na drogę sądową nie rejestrują się jako bezrobotni, w takim przypadku, w razie wygranej nie muszą urzędowi niczego zwracać - mówi Bożena Siepioła. Jednak unikanie rejestrowania nie jest rozwiązaniem, bo wówczas bezrobotny sądzący się z pracodawcą nie jest objęty żadnym ubezpieczeniem i w razie jakiejkolwiek choroby, bądź pobytu w szpitalu, sam musi płacić za swoje leczenie.
Przypadek Jolanty Cicheckiej jest specyficzny, bo zwolnieni pracownicy raczej nie chcą wracać do pracodawcy, który ich zwolnił. W sądzie najczęściej domagają się odszkodowania za zwolnienie z pracy i wówczas sąd może przyznać odszkodowanie w wysokości do trzech miesięcznych pensji. Jednak w przypadku niezrezygnowania z przywrócenia do pracy dla przywróconego pracownika powstaje problem. Sprawy sądowe trwają, jak w opisywanym przypadku latami. W tym czasie urząd pracy wypłaca zasiłek, a po przywróceniu do pracy, żąda jego zwrotu. Bezrobotny, który przez miesiące sądowej walki ledwo wiązał koniec z końcem, musi zapłacić kolosalne jak dla niego pieniądze.
Jolanta Cichecka próbowała walczyć o umorzenie zwrotu. Od decyzji PUP-u odwołała się do wojewody, ten jednak do jej prośby o umorzenie się nie przychylił, na wystąpienie do sądu administracyjnego jednak już się nie zdecydowała. Do zajęcia jej pensji już szykował się komornik.
- Na całe szczęście mogłam pożyczyć pieniądze, aby nie zwiększać swojego zadłużenia wobec komornika. Co bym zrobiła, gdyby nie ta pożyczka? - zastanawia się. Komornikowi wpłaciła 6615 zł, ten przekazał urzędowi pracy wymagane 5873 zł. Na całej operacji komornik zarobił 735 złotych. I to właśnie komornik najwięcej zyskał na korzystnym dla Jolanty Cicheckiej wyroku sądowym. Urząd pracy odzyskał wypłacone bezrobotnej pieniądze. Jolanta Cichecka wróciła do pracy, teraz będzie oddawać pożyczony dług. Komornik na jednej operacji zarobił więcej niż Jolanta Cichecka zarabia przez miesiąc. Wszystko zgodnie z literą prawa.

Ofiara głupiego prawa

Jolanta Cichecka padła ofiarą bezmyślnego prawa, bo wszystko przebiegło zgodnie z przepisami. Zgodnie z nimi się zarejestrowała w urzędzie, zgodnie z literą prawa urząd płacił jej zasiłek. Sąd uznał jej żądania i zgodnie z pozwem przywrócił do pracy. Urząd zgodnie z przepisami zażądał zwrotu pieniędzy, była bezrobotna zgodnie z jej rozumieniem prawa prosiła o umorzenie długu, starosta zgodnie z przepisami odmówił. Zgodnie z przepisami odbyła się też komornicza egzekucja długu. O komentarz do bezdusznych przepisów poprosiliśmy Ministerstwo Gospodarki i Pracy. Z Departamentu Rynku Pracy MGiP otrzymaliśmy pismo, z którego dowiedzieliśmy się tyle, ile już wiedzieliśmy. "W świetle ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy bezrobotnym nie może być osoba zatrudniona. Jeśli zatem na skutek orzeczenia sądowego osoba zostaje przywrócona do pracy z datą wsteczną, dochodzi do sytuacji, w której osoba ta przestaje spełniać warunek konieczny do posiadania statusu bezrobotnego w tym okresie. Urząd pracy powinien zatem pozbawić ją statusu bezrobotnego wstecznie od daty przywrócenia do pracy" - czytamy w ministerialnym piśmie.
System prawny, który bezmyślnie karze osoby, które walczą o pracę jest bezduszny. Nie dostrzegł tego ani ustawodawca, ani Ministerstwo Gospodarki i Pracy, któremu przedstawiliśmy sprawę poszkodowanej przez system kobiety.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki