Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wstrząsająca historia. Andrzej Pabich oswajał się ze swoją śmiercią

(ekk)
Fot. E. Kruczyk
Życie uratowało mu serce młodej kobiety.

Andrzej Pabich od życia dostał drugą szansę - nowe serce. Zabieg transplantacji przeszedł osiem lat temu. Dziś cieszy się życiem i pomaga ludziom, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji
Andrzej wygląda jak okaz zdrowia. Wysoki, postawny, uśmiechnięty mężczyzna w kwiecie wieku. Aż trudno uwierzyć, że miał jakiekolwiek kłopoty ze zdrowiem. Mieszkają z żoną w domu jednorodzinnym, mają dwoje dorosłych dzieci i dwoje wnucząt, które bardzo kochają.
Był jednak dzień, w którym mężczyzna dowiedział się, że może to wszystko stracić. Okazało się, że ma bardzo chore serce i jednym sposobem na to, by mógł dalej żyć, jest przeszczep.

Jak grom z jasnego nieba

Choroba przyszła znienacka. 46-letni wówczas Andrzej pracował jako egzaminator w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Ostrołęce. Któregoś dnia źle się poczuł. Myślał, że to nic poważnego. Tymczasem jego samopoczucie z dnia na dzień się pogarszało.
- Bardzo szybko się męczyłem. Nawet przy wykonywaniu codziennych czynności brakowało mi sił. Pewnego dnia mój stan pogorszył się na tyle, że trafiłem do szpitala - opowiada. Pierwszy pobyt w szpitalu trwał dwa tygodnie. Wyniki badań nie były najlepsze.
- Na początku lekarze nie powiedzieli mi dokładnie co się dzieje. Wiedziałem tylko, że coś jest nie tak z sercem. Przestraszyłem się, chociaż nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z tego, że mój stan jest aż tak poważny - wspomina.
Ostrołęccy lekarze postanowili poradzić się specjalistów z innych miast. Andrzej trafił do szpitala MSWiA w Warszawie. Spędził tam półtora tygodnia. W tym czasie lekarze postawili ostateczną diagnozę: skrajna choroba niedokrwienia serca, zwana potocznie wieńcówką. Jedynym ratunkiem dla pacjenta jest przeszczep.
- Nie mogłem w to uwierzyć .To był dla mnie szok. Dotarło do mnie, że mogę niedługo umrzeć.
Andrzej Pabich trafił na listę osób oczekujących na przeszczep. Wrócił do domu. Jedyne co mógł zrobić, to cierpliwie czekać i mieć nadzieję, że znajdzie się dawca. Nikt nie był w stanie określić jak długo to potrwa. Telefon mógł zadzwonić w każdej chwili.

Nie czekał długo.

Po niespełna miesiącu zadzwonił telefon.
- Przestraszyłem się. W jednej chwili i bez namysłu odmówiłem. Powiedziałem, że nie chcę przeszczepu, że jest jeszcze za wcześnie - wspomina.

Drugi raz telefon zadzwonił 5 lutego 2003 roku. To była ostatnia szansa.
- Tym razem zgodziłem się. Jak najszybciej musiałem dotrzeć do Warszawy. Odwiózł mnie brat stryjeczny. Żona została w domu. Oboje uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Przecież i tak nic by mi nie pomogła.
Na miejsce dotarli po 19.00. Operacja rozpoczęła się o 20.53.
- Pamiętam tylko jak wjeżdżałem na salę operacyjną. Następne wspomnienie to moment, kiedy wybudzałem się już z narkozy. Pomimo wcześniejszych obaw, czułem się w miarę normalnie. Nie miałem wrażenia, że noszę w sobie coś obcego. Bałem się jednak. Przez pierwsze noce po operacji leżałem i słuchałem czy moje nowe serce bije. Cały czas obawiałem się że zaraz przestanie i umrę. Ten strach i niepewność nękały mnie jeszcze długo.
Andrzej nie chciał dowiedzieć się, komu zawdzięcza swoje drugie życie. Do dzisiaj nie wie, kto był dawcą serca.
- Nie wiem, dlaczego tak postanowiłem. To było silniejsze ode mnie. Wiem tylko, że była to młoda kobieta. Żona zna trochę więcej szczegółów. Czasem próbuje ze mną o tym rozmawiać, ale ja nie chcę. Wolę nie wiedzieć.

Więcej na ten przeczytasz we wtorkowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki