Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szukali porywaczy, znaleźli morderców

Agnieszka BiaŁobrzewska, Elwira Kosewska
Środa 5 stycznia. Strażacy poszukują w Bugu ciała zabitego Marcina
Środa 5 stycznia. Strażacy poszukują w Bugu ciała zabitego Marcina E. Kosewska
Poniedziałek, 2 stycznia 13.25. Dzwoni detektyw Krzysztof Rutkowski. Mówi, że za kilka godzin zacznie się akcja uwalniania mężczyzny porwanego sprzed dyskoteki w Broku.

16.00. Z detektywem i ekipą z telewizji TVN spotykam się w hotelu Kamiza pod Wyszkowem. Komandosi Rutkowskiego grając w bilard ustalają plan działania na najbliższe godziny. W hotelu jest rodzina zaginionego Marcina Sępkowskiego.
- Pan Rutkowski znajdzie naszego syna - mówi z nadzieją matka Marcina. - Tylko gdzie jest policja tyle dni od zaginięcia? Na komendzie w Ostrowi Mazowieckiej powiedziano nam, że mogą rozpocząć poszukiwania dopiero po sześciu dniach od zaginięcia. To przecież nieprawda - mówi kobieta. Jeszcze wtedy wszyscy mają nadzieję, że Marcin żyje.
17.00. Z rodziną zaginionego i ekipą Rutkowskiego jedziemy na komendę w Ostrowi. Podróż nie należy do najprzyjemniejszych, jadę w busie do zadań specjalnych. Czarne obicia na ścianach, biurko i krzesło oraz jakieś skrzynie. W tym samochodzie podczas innych akcji mieści się multimedialne centrum dowodzenia. Na komendzie Rutkowski spotyka się z ostrowskim komendantem policji Sławomirem Lewandowskim. Rozmawiają około godziny. Czekamy przy dyżurce na powrót detektywa. Rodzice, żona i brat zaginionego Marcina pokazują mi zdjęcia. Renata nerwowo obgryza paznokcie, a matka Marcina trzyma w ręku kawałek razowego chleba.
- Nie mogę niczego przełknąć od świąt - mówi.
- Sprawdzaliśmy wszystkie okoliczne szpitale, byliśmy u jasnowidza i u wróżki - dodaje Renata. - Mówiła o jasnym aucie, o planowanym drugim dziecku. Skąd mogła wiedzieć, że chcieliśmy dziewczynkę? - pyta mnie blada żona Marcina.
- W porwanie musi być zamieszany Robert W., ludzie we wsi mówili, że się odgrażał - mówi zdenerwowany ojciec Marcina, Tadeusz Sępkowski. - Zdeptaliśmy las, metr po metrze przeszukaliśmy go z prawie setką ludzi ze wsi...
17.45. Dzwoni telefon Renaty Sępkowskiej. Ktoś informuje, że Robert W. pije piwo w sklepie w Udrzynku. Dzwonię z tą wiadomością do Rutkowskiego, który siedzi na górze z komendantem policji.
18.05. Wyjeżdżamy z komendy w Ostrowi do Udrzynka, gdzie niedawno widziano głównego podejrzanego, Roberta W.
18.10. W busie na parkingu przed ostrowskim sklepem Lidl grupa bojowa Rutkowskiego szybko się przebiera. Schodzą się gapie. Pojawiają się kamizelki kuloodporne, hełmy, broń i kominiarki. Tylko Rutkowski jest ubrany po cywilnemu. Czapki zakrywające twarz zakładają także operatorzy z TVN-u, którzy przyjechali na realizację kolejnego odcinka programu "Detektyw". Podpinają Rutkowskiemu pod ubraniem mikrofony i minikamery z mikrofonami pod kamizelkami członkom grupy bojowej. Sprawdzają dokładnie łączność radiową między każdym z pięciu samochodów. Tylko jedno auto jest oznakowane napisami "Rutkowski Patrol". Bus, którym jedziemy z zewnątrz wygląda jak zwykły dostawczy samochód, nawet reklamy ma z innej branży.
18.54. Do wiejskiego sklepiku spożywczego w Udrzynku wkracza grupa Rutkowskiego. Spokojnie, ale stanowczo proszą siedzącego tam z piwem Roberta W. o wyjście. Zaskoczony mężczyzna nie stawia żadnego oporu. Przebieg zdarzenia filmuje telewizyjna ekipa, mam problem z robieniem zdjęć i ze zbliżeniem się do Roberta W. rozmawiającego z Rutkowskim. Po krótkiej rozmowie detektyw prosi wystraszonego podejrzanego do znanego mi busa z czarnymi ścianami. Rutkowski wypytuje W. o zaginionego Marcina. Podejrzany zduszonym głosem opowiada, że w czasie jego zaginięcia był na urodzinach u brata. Ostre światło wielkiej latarki oświetla wnętrze busa. Podejrzany zgadza się pojechać na policję.
19.10. Podjeżdżamy kilkaset metrów. Samochody zatrzymują się przy świątecznie udekorowanym domu. Tam zatrzymany zostaje inny podejrzany - Tomasz K., który namawiał publicznie Roberta W., by ten pobił Marcina Sępkowskiego. Krótka rozmowa Rutkowskiego w cztery oczy z ojcem chłopaka i zatrzymany jest w drugim aucie pod eskortą.
19.15-19.37. Droga do Ostrowi Mazowieckiej. Jadę tym razem z przodu, obok kierowcy busa. Wystraszona siedzę cicho, jak mysz pod miotłą. Teraz wcale nie odzywam się do siedzącego obok kierowcy. Za czarnymi zasłonkami w busie siedzi Robert W. z uzbrojonym człowiekiem Rutkowskiego, który przez kilkanaście minut namawia go do przyznania się do winy. Roztacza przed nim wizję świata za 25 lat, kiedy wyjdzie z więzienia. Widząc, że podejrzany upiera się przy swojej wersji wydarzeń, milknie. Słychać tylko pochlipywanie zatrzymanego mężczyzny.
- Naprawdę nie było mnie na dyskotece. Moim samochodem jeździła dziewczyna - powtarza zrezygnowany Robert W.
19.40. Zatrzymani pojedynczo wprowadzani są do komendy policji w Ostrowi. Znikają za drzwiami dyżurki.
20.19. Ekipa Rutkowskiego wraca do Kamizy. Notabene hotelu, którego współwłaścicielem jest ojciec porwanego przed kilku laty Kamila. Chłopaka odnalazł Rutkowski.
20.54. Przy kawie, herbacie i koszu mandarynek powoli opadają emocje. Ludzie Rutkowskiego w bojowych strojach wracają do stołu bilardowego. Wygląda to komicznie. Wszyscy zastanawiają się nad słowami zatrzymanych.
23.30. Tygodnikowym kangurem docieram do domu do Ostrołęki, szybko zgrywam zdjęcia do komputera, przeglądam je i zmęczona kładę się spać.

Wtorek, 3 stycznia

2.46. Głośny dźwięk telefonu budzi mnie ze snu. Dzwoni Rutkowski.
- Przyznali się do zabicia Marcina, przyjeżdżaj szybko - mówi detektyw.
3.35. Przez prawie godzinę szukam transportu. Mam auto. Droga do Goworowa, jak lodowisko.
4.55. Wyjazd z hotelu Kamiza. Są cztery auta, w dwóch siedzą oddzielnie podejrzani. W., którego policja wypuściła w nocy i jego dziewczyna Urszula Ch. Rutkowski powiadomił już naczelnika sekcji dochodzeniowo-śledczej z komendy w Ostrowi o przyznaniu się do zabójstwa przesłuchanych przez niego podejrzanych. Zaspany naczelnik umawia się z Rutkowskim na rano w komendzie. Pokonujemy kolejne kilometry, lokalizując miejsca, gdzie Marcin został uprowadzony a potem uduszony.
5.24. Dojeżdżamy zasypanymi śniegiem drogami do dyskoteki "Salvador" w Broku a później przez godzinę kluczymy trasą, którą z porwanym Marcinem jeździli oprawcy. Robert W. pokazuje polanę, gdzie bił Marcina przywiązanego paskiem do drzewa.
- Tu go zamordowałeś, w lesie? Darł się? Były z jego strony jęki? - pyta Rutkowski.
- Tak, coś tam jęczał i krzyczał, że nie pójdzie na policję, żebym go puścił. Nie pamiętam, do którego drzewa go przywiązałem paskiem za szyję - tłumaczy W. - Stąd zabrałem go już do bagażnika. Pasek, założyłem mu powrotem do spodni.
6.05. Jedziemy samochodem. Robert W. stara się sobie przypomnieć, którą drogą zjechali nad brzeg rzeki.
- Nie pamiętam dokładnie, wtedy nie było śniegu.
- Czemu go zabiłeś? Czy aż taka ogromna nienawiść, złość? - pyta detektyw.
- Nie aż taka duża złość. Żebym był trzeźwy, tobym wcale tam nie pojechał - odpowiada W.
Mijamy idącą poboczem opatuloną starszą kobietę.
- To chyba babcia Marcina - mówi.
6.20. Jesteśmy nad Bugiem, w Udrzynie - miejscu, gdzie mordercy wrzucili do rzeki zwłoki Marcina.
- Tu wrzuciłem razem z Piotrem ciało do wody. Potem też i telefon - mówi W.
Grupa operacyjna Rutkowskiego mimo ciemności bada szybko brzegi, on sam dzwoni na policję. W. stoi ze spuszczoną głową. Patrzy na ciemną wodę. Zapala nerwowo papierosa.
6.40. Wracamy do Udrzynka - do sklepu matki Urszuli Ch., w którym Rutkowski zatrzymał poprzedniego wieczoru Roberta W. Dziewczyna idzie do domu po kluczyki od białego golfa. Od strony zabudowań gospodarskich z wiadrem wychodzi matka dziewczyny.
- Mamo, ja jeszcze jadę, jeszcze coś wyjaśnić - mówi do niej córka.
6.47. Pod domem Roberta W., Rutkowski ogląda bagażnik białego golfa, którym Robert z dziewczyną i kolegą przewozili Marcina. Są niezidentyfikowane plamy w bagażniku i na tylnych siedzeniach samochodu. Kolejny telefon detektywa na policję z prośbą o lawetę do przewiezienia auta W.
W tym samym czasie przyjeżdża ojciec zamordowanego. Nie podchodzi do auta, stoi przy bramie. Pyta cicho:
- Zabili?
- Niech pan poczeka na detektywa.
Usłyszawszy to, ojciec opuszcza głowę i zaczyna złorzeczyć sprawcom:
- Takich sku…. nów ziemia nosi. Zrobili to w święta, w takim czasie!
6.53. Ludzie z ekipy w kominiarkach, Rutkowski i filmujący cały czas operatorzy TVN-u podchodzą do drzwi ostatniego z podejrzanych - Piotra G. Drzwi okazałego domu otwiera ojciec chłopaka, człowiek powszechnie znany w gminie, przewodniczący jej rady. Prowadzi nas do pokoju syna. Chłopak śpi.
- Jesteś podejrzany o współudział w morderstwie, wrzuciłeś Marcina do rzeki, zgadza się? - pyta Rutkowski.
- Nie, nie zgadza się - odpowiada leżący Piotr G.
- Ja myślę, że dobrze by było, żebyś się ubrał i pojechał z nami na policję - mówi spokojnie detektyw.
- Wiem, że to dla pana trudna sytuacja - zwraca się detektyw do ojca. - Ale nie byłoby nas tu, gdyby nie było pewnych dowodów.
- Oglądam pana programy, ale nigdy bym nie pomyślał… - mówi coraz ciszej ojciec.
Chłopak po kilku minutach zostaje odprowadzony do samochodu. Matka próbuje go bronić, ojciec jest bardziej powściągliwy.
- Przecież on ma jechać zaraz do szkoły - mówi matka. Piotr uczy się w technikum w Wyszkowie.
Przy bramie stoi ojciec zabitego Marcina. Mężczyźni dobrze się znają. Krzyczy do ojca Piotra:
- Oby Sławek twoja rodzina zaznała tyle cierpienia, ile ja przez ostatnie dni!
7.15. Stoimy kilkanaście minut na poboczu drogi Białystok-Warszawa. Za mną, na tylnym siedzeniu, siedzi W. Milczy, słychać tylko jak się trzęsie i płacze.
- Chciałeś go ukarać, zemścić się za coś? - pada pytanie.
- Chciałem mu tylko wpier…. ić, no ale nie chciałem, żeby tak wyszło. Sporo wypiłem. Opowiadał różne głupoty o mnie…
- Co teraz o tym wszystkim myślisz?
- Wolałbym, żeby żył - odpowiada pochlipując W.
- Co teraz będzie z tobą, twoją dziewczyną, kolegą?
- Nie wiem, boję się o tym myśleć.
Wsiada Rutkowski. Ruszamy w stronę Ostrowi.
- Zabrałeś kolegę, bo bałeś się, że sobie z nim nie poradzisz sam? - pyta.
- Trochę się go bałem, zabrałem tamtego przypadkiem - tłumaczy W.
7.33. Robert W., Piotr G. i Urszula Ch. zostają dowiezieni na komendę policji w Ostrowi. Ulicą idzie dużo młodzieży do szkoły, widok patrolu Rutkowskiego, podjeżdżającego z błyskającymi światłami i ludźmi w wojskowych strojach wzbudza zainteresowanie.
7.45. Wracam do Ostrołęki. Kilka godzin snu i wracam do Udrzynka.
14.25. Trafiam na blokadę policyjną na drodze zjazdowej w stronę rzeki, gdzie sprawcy wrzucili ciało Marcina. Nie pomaga legitymacja prasowa - trzech policjantów nie chce mnie przepuścić. Dopiero wyjaśnienia, że jestem od Rutkowskiego i pracowałam z nim dzisiejszej nocy oraz widok krótkofalówki od niego pomagają przejechać dalej.
14.35. Nad brzegiem Bugu stoi kilka prywatnych samochodów, auto z patrolu Rutkowskiego, jeden policyjny radiowóz i grupka gapiów. Rodzina, znajomi i sąsiedzi bosakami i linami z hakami sprawdzają dno przy brzegu rzeki.
15.11. Zamieszanie wśród stojących nad rzeką, przyjeżdżają policjanci z Ostrowi i ubrani po cywilnemu funkcjonariusze z Radomia. Jest wojsko i straż z łodzią. Przywieźli Roberta W. Policjanci proszą zebranych o odsunięcie się, przerywają poszukiwania ciała. Nawet ojciec Marcina, który odpala jednego papierosa od drugiego, musi odejść. Rozgoryczony woła za policjantami:
- Czemu tak późno? Gdyby to było dziecko komendanta, to byście już następnego dnia po zaginięciu tu byli! Gdzie wyście byli przez tyle dni? Przecież to nie pies zginął a człowiek.
17.10. Koniec akcji. Jednostki wracają do bazy. Obok rodziny Marcina przejeżdża auto z Robertem W. Młoda kobieta krzyczy głośno za samochodem: - Ty bandyto, zamordowałeś mojego brata!!!

Środa, 4 stycznia

Wyszkowska policja wznawia poszukiwania ciała. Nad rzeką, w miejscu, gdzie sprawcy wyrzucili ciało Marcina od rana kręcą się ludzie ze wsi. Przyjeżdża ekipa Rutkowskiego i ojciec zamordowanego.
- Oni się wszyscy wcześniej znali - mówi o synu i jego oprawcach. - Z jednej wsi pochodzą, mieszkali kilkaset metrów od siebie.
- Dlaczego koledzy mogli chcieć zabić Marcina? - pytam.
Podobno Robert W. miał pretensje do Marcina, że ten doniósł na niego policji. Ale Tadeusz Sępkowski nie wie, co się stało, jak mogło dojść do takiej tragedii.
- Chyba jakieś wcześniejsze porachunki mieli, bo już rok temu się synowi odgrażali - mówi. - Za dobrze się synowi powodziło, może zazdrościli. Chociaż… z zazdrości to można kogoś pobić, a nie żeby dusić…
Marcin osierocił sześcioletniego synka, zostawił młodą żonę. Tadeusz Sępkowski martwi się, jak ona sobie teraz poradzi, jak zniesie to wszystko jego żona - matka Marcina.
Nagle podjeżdża samochód, z którego wysiada kobieta. Wolno idzie w stronę rzeki. Chyba już nawet nie ma siły płakać, tylko pojękuje cicho. To matka Marcina. Prowadzi ją młoda dziewczyna - chyba siostra chłopaka. Nagle kobieta upada na ziemię, twarzą w śnieg, zaczyna płakać, krzyczy: "dlaczego to światełko już zgasło?" Syn próbuje ją odprowadzić do samochodu znad rzeki, gdzie nurkowie przeczesują dno: "Postoję tu, synu, postoję". Tego widoku nie wytrzymuje nawet spokojny do tej pory ojciec zamordowanego. Zaczyna płakać.
Kilkadziesiąt metrów dalej - wujek Roberta W. stoi wśród innych mieszkańców wsi.
- Robert dopiero co się zaręczył, miał się żenić. Taka tragedia. Dla wszystkich. Nikt z domu nie wychodzi, bo ludzie na nas tak patrzą… - mówi mężczyzna.
Cały czas trwa akcja poszukiwawcza. Nurków wspomagają z łodzi policjanci i strażacy.
- Żeby tylko mi syna znaleźli, żebym mógł go normalnie pochować - mówi ojciec, który znowu jest nad rzeką. - Policja nic nie zrobiła. Przyjęli od nas zgłoszenie 26 grudnia i tyle. Mieli powiadomić inne komendy, dać informację w prasie o zaginięciu Marcina, ale nic nie zrobili - mówi Sępkowski.
Rodzina zamordowanego i wynajęty przez nią detektyw Rutkowski nie zostawiają suchej nitki na policji w Ostrowi Maz. Zarzucają jej bezczynność i opieszałość. Krzysztof Rutkowski złożył oficjalną skargę w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Radomiu.
- Otrzymaliśmy pismo od detektywa Rutkowskiego, w którym wskazuje na uchybienia Komendy Powiatowej Policji w Ostrowi Maz. w prowadzonym postępowaniu. Sprawę wyjaśnia inspektorat komendanta wojewódzkiego. Jeżeli potwierdzi się, że rzeczywiście nastąpiły jakieś uchybienia, będą wyciągnięte konsekwencje i winni zostaną ukarani - mówi Tadeusz Kaczmarek, rzecznik komendy wojewódzkiej.
Komendant policji w Ostrowi Maz. Sławomir Lewandowski odmawia komentarza.
- Szczegóły prowadzonych działań są objęte tajemnicą i nie będę niczego komentował - mówi. - W mojej ocenie zrobiliśmy wszystko, co było do zrobienia.

Areszt dla podejrzanych

5 stycznia Sąd Rejonowy w Ostrowi Mazowieckiej aresztował tymczasowo na trzy miesiące cztery osoby. Robertowi W. postawiono zarzut zabójstwa. Piotr G., który pomagał mu wrzucać ciało do rzeki, oraz Urszula Ch. mają postawione zarzuty poplecznictwa i niezawiadomienia organów ścigania o zabójstwie. Czwartym podejrzanym jest Artur P. z Jaszczułt koło Długosiodła. To do niego po dokonanym morderstwie pojechał Robert W., aby usunąć ślady z samochodu. Wszyscy zatrzymani przyznali się do winy i złożyli wyjaśnienia.
Do chwili zamknięcia tego numeru TO nie przerwano poszukiwań ciała Marcina Sępkowskiego. Do pomocy w poszukiwaniach ciała wezwano helikopter. Akcję utrudniały jednak mrozy, które skuły rzekę lodem.

Wieźli Marcina na śmierć

Marcin i Renata Sępkowscy od kilku lat mieszkali w Londynie. Powodziło im się nie najgorzej. Na święta wybrali się do rodziny w Polsce do Udrzynka, wsi w gminie Brańszczyk położonej przy granicy powiatów ostrowskiego i wyszkowskiego. Byli zaproszeni na chrzciny w pierwszy dzień świąt. Po rodzinnej uroczystości postanowili się trochę rozerwać i pojechali wieczorem do dyskoteki "Salvador" w Broku. Tego wieczoru było tam ponad sześćset osób.
Marcin po sprzeczce z żoną, postanowił wracać z dyskoteki piechotą do domu. Nie chciał czekać na samochód, który miał przyjechać po nich . Był lekko podchmielony. Po kilkunastu minutach od wyjścia męża z dyskoteki Renata już jechała z jego bratem autem w stronę domu. Chcieli po drodze zabrać Marcina, jednak nigdzie go nie było. Wtedy też minął ich samochód - pędzący z dużą prędkością biały golf sąsiada ze wsi. Jak się później okazało, w nim oprawcy wieźli Marcina na śmierć.
Zaniepokojona żona i brat zaczęli szukać Marcina. W jego komórce szybko zapełniła się skrzynka głosowa z wiadomościami od szukającej go rodziny. Nad ranem zaginięcie Marcina zgłoszono policji w Ostrowi Mazowieckiej. Rodzina poprosiła o psa tropiącego ślady. W odpowiedzi usłyszeli, że policjant pracujący z psem przychodzi do pracy na godz. 13.00. Z komendantem także nie udało się im skontaktować, gdyż był na świątecznym urlopie. Chodzili więc od pokoju do pokoju, prosząc o szybką interwencję i szukanie Marcina. Podali policji personalia kolegów, którzy publicznie mu grozili. Żona spotkała się z jasnowidzem z Bydgoszczy Krzysztofem Jackowskim, który narysował mapkę i podpowiedział, gdzie może przebywać Marcin. Mówił o białym samochodzie i kolegach zamieszanych w zniknięcie jej męża. Te informacje rodzina także przedstawiła policji. Policja jednak robiła niewiele, a zdaniem rodziny nic, aby odnaleźć zaginionego. Po kilku dniach zdesperowani przekazali sprawę detektywowi Krzysztofowi Rutkowskiemu. Od sylwestra pracował nad sprawą z grupą dochodzeniową. Swoją bazę mieli w podwyszkowskim zajeździe Kamiza. Przez ostatnie dwa dni w akcji towarzyszyła mu nasza reporterka Agnieszka Białobrzewska. Jej wstrząsającą relację drukujemy obok.

Marcin Sępkowski przyjechał z żoną Renatą z Londynu na krótki urlop do rodziny w Udrzynku i Przyjmach Porębskich (gm. Brańszczyk). To wsie położone w sąsiedztwie krajowej "ósemki" w powiecie wyszkowskim. Świąteczna wizyta dla Marcina Sępkowskiego zakończyła się tragicznie. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, 25-latek został brutalnie zamordowany przez kolegów z rodzinnej wsi. 28-letni Robert W., jego 23-letnia dziewczyna Urszula Ch. i 19-latek Piotr G. u
dusili go w lesie, a ciało wrzucili do rzeki.

Komunikat prokuratury

Prokuratura zwraca się z apelem do osób przebywających nad rzeką Bug w okolicach miejscowości Udrzyn lub poniżej tej miejscowości w nocy z 25 na 26 grudnia 2005 r. lub w dniach następnych, o przekazanie wszelkich informacji, które mogłyby przyczynić się do odnalezienia zwłok Marcina Sępkowskiego.
W tym celu prosi o kontakt z Komendą Powiatową Policji w Ostrowi Mazowieckiej, ul. płk. Karola Piłata 12, tel. 029-745-32-11 (do 14) lub Prokuratura Rejonowa w Ostrowi Mazowieckiej, ul. B. Prusa 2, tel. 029-745-30-81.

Mój syn nie zabił

Najmłodszy z zabójców - Piotr - jest synem przewodniczącego Rady Gminy w Brańszczyku, tegorocznym maturzystą. Spotykał się z cioteczną siostrą zamordowanego Marcina. Rodzina chłopaka dowiedziała się o wszystkim dopiero od Rutkowskiego.
- To dla nas szok - mówi ojciec Piotra, Sławomir Gałązka. - Marcin mieszkał trzy domy od nas, chłopaki znali się. Nie wiem, co między nimi zaszło, dlaczego doszło do tej tragedii, ale wiem, że Piotrek go nie zabił, był przy tym owszem, przyznał się, ale nie on go zabił - powtarza.
Wspomina zdarzenia z 25 grudnia.
- Syn był z nami w domu w pierwszy dzień świąt, spotkał się też z dziewczyną - siostrą cioteczną Marcina Sępkowskiego. Dopiero wieczorem, około 22.00 dostał telefon i wyszedł z domu. Ja wiedziałem, że się kolegował z Robertem W., zabraniałem mu, ale wie pani - nie upilnuje, to prawie dorosły chłopak - mówi Gałązka.
- Nie wyprowadzimy się stąd - mówi. - Trzeba dalej żyć i choć to trudne nauczyć się jakoś współżyć z rodziną Marcina. Trzeba porozmawiać, przeboleć, przebaczyć…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki