Przy ul. św. Stanisława Kostki rośnie galeria rzeźby. Jej twórcą jest Piotr Grabowski - organista z przasnyskiej fary.
Po raz pierwszy o Piotrze Grabo¬wskim pisaliśmy w 2004 roku, gdy zdobywał szlify organisty w Płoniawach i,w związku z założeniem rodziny, planował wyrzeźbić łoże małżeńskie i kołyskę. Po raz drugi - w 2009 roku, gdy pierwsze jego rzeźby stanęły przy przasnyskiej farze. Rzeźb przy kościele wciąż przybywa. Podzi¬wiać je przychodzą całe wycieczki. Zachwyty i komentarze nie milkną. Te ostatnie często nawiązują do miejsca oznakowanego jako "galeria rzeźby". Galeria w miejskim parku okazała się jednak wielkim niewypałem i skończyło się na jednym eksponacie i proteście konserwatora zabytków. - Może nieformalna galeria organisty będzie miała więcej szczęścia? - zastanawiają się przasnyszanie.
Muszę dorabiać do pensji
Piotr Grabowski ma wiele pasji, ale pierwszą jego miłością była muzyka, i to muzyka kościelna. Skończył szkołę muzyczną drugiego stopnia i czteroletnie studium organistowskie w Łomży. Charakterysty¬czne prace przasnyskiego organisty cieszą się coraz większym powodzeniem i uznaniem. Przynajmniej na południu Polski i w kilku krajach sąsie¬dnich. - Dwa lata temu byłem po raz pierwszy na plenerze z prawdziwego zdarzenia. Moja praca została tam od razu sprzedana. I tak się zaczęło. Od tamtego czasu wciąż jestem zapraszany na plenery i nie brakuje mi zamówień. Ale tylko z południa kraju. Ostatnio np. robiłem do kościoła w Tychach dwadzieścia stacji różańca. Są zachwyceni i już chcą następną rzeźbę - opowiada. W pracach Piotra rozsmakowali się też Niemcy i Czesi.
- Tam ludzie chłoną sztukę, a u nas… sam nie wiem. Może to ta kurpiowska zawiść tak się ujawnia. Może ludziom się wydaje, że jako organista zarabiam krocie i nie potrzebuję dodatkowych dochodów. Tymcza¬sem moja praca jest dość prowizyjna i zależy głównie od ilości ślubów, pogrzebów i chrztów. Naprawdę nie są to ogromne pieniądze i muszę dorabiać. Trochę pracowałem jako instru¬ktor muzyki w MDK-u, ale nie udało mi się tego pogodzić - mówi.
Miasto wybija mnie z rytmu
Piotr Grabowski od czterech lat jest organistą w przasnyskiej farze. Gra ma mszach, prowadzi chór i scholę, zajmuję się kancelarią. - To normalny zawód, a ja jestem normalnym człowiekiem. Mam rodzinę, dwójkę dzieci. Dziwi mnie więc, gdy ludzie traktują mnie niemal jak księdza i mówią do mnie "szczęść Boże" - twierdzi mężczyzna, który woli nieco mniej sztywne kontakty międzyludzkie i któremu dłuto wciąż mocno gra w duszy. Może nawet mocniej niż orga¬ny. - Kościelny chór już śpiewa tak, jak to sobie wymarzyłem. Nie według schematów, a raczej według mojego stylu. Ale w muzyce kościelnej chyba doszedłem już do jakieś grani, której nie przeskoczę, w rzeźbie cały czas się uczę. Nie zamierzam rzucać pracy, ale na pewno chciałbym przejść na mniejszą parafię, gdzieś na wieś, żeby mieć więcej czasu na rzeźbę - wyjawia nasz rozmówca, który chciałby z miasta uciec jak najszybciej. Twierdzi bowiem, że miasto wybija go z rytmu. - Mieszkamy przy ulicy. Z jednej strony to dobrze, bo mogę ustawić swoje rzeźby przy drodze i
się zareklamować, ale z drugiej strony tu jest non stop hałas i ruch. Na wsi jest inaczej. Tęsknię za ciszą. I marzę o prawdziwej pracowni - mówi artysta, który na co dzień pracuje w ciągle zalewanej piwnicy o rozmiarach trzy na cztery metry. Nic więc dziwnego, że jeśli tylkopogoda pozwala, ucieka na powietrze i rzeźbi na dworze. Często w towarzystwie przypadkowych gapiów. Tym bardziej, że ostatnie jego tworzenie - rzeźbienie piłą mechaniczną, jest bardzo widowiskowe. - To moja nowa fascynacja. Mogę się wyszaleć i efekty są znakomite. A ludzie się wręcz tym zachwycają - opowiada organista. Trochę się jednak przy tym dziwi, bo prace, którym poświęca wiele tygodni zwykle nie robią takiego wrażenia na ludziach jak ciosane piłą duże rzeźby ogrodowe.
Jezus został w piwnicy
Wszystkie jego rzeźby, te małe, cy¬zelowane dłutem i te duże, ciosane piłą, łączy dynamika. Postaci są w ruchu, widać ich emocje i pragnienia. Nie zawsze ta dynamika wychodzi twórcy jednak na dobre. Takim sposobem została osierocona jedna z jego ostatnich rzeźb - Jezus ukrzyżowany. Ksiądz, który go zamawiał, uznał, że jest zbyt straszny i go nie odebrał. I tak Jezus został w piwnicy. - A jak chciałem tylko pokazać jak cierpi, jak próbuje się nieco przesunąć, by nabrać oddechu - zamawiający jednak stwierdził, że jest zbyt bolesny i nie wziął - opowiada artysta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?