Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnicy walczą o swoje -inwestycja wisi na włosku

Jarosław Sender
Budowa nowoczesnego Centrum Kształcenia Praktycznego stoi pod znakiem zapytania z powodu konfliktu starosty z rolnikiem, który nie zgadza się na inwestycję

Boczkowscy nie są ulubieńcami urzędników. Z punktu widzenia mieszkańców Przasnysza również tylko blokują rozwój miasta. Tym¬czasem dla rolników swobodny dojazd do pola ciężkimi maszyna¬-mi, to być albo nie być ich gospo¬darki.

Sprawa Boczkowskich ponownie porusza od kilku miesięcy Przasnysz. Rodzina, która od pokoleń zajmuje się rolnictwem, traci możliwość dojazdu maszynami rolniczymi na swoje siedlisko, ze względu na wywłaszczoną działkę w minionym ustroju. Dojazd z pola na własne podwórko staje się niemożliwy, a na działce planowana jest budowa CKP. Rolnikom pozostaje przejazd przez bramę, jednak za łaskawym pozwoleniem obecnego właściciela gruntu - starostwa - a i to niedługo może się skończyć. Rolnicy nie zgadzają się na inwestycję powiatu, chcą odebrać wywłaszczoną działkę. Wstrzymuje to działania powiatu. Mimo usilnych prób uregulowania stanu prawnego konfliktowej sytuacji, nikt z władz powiatowych nie podjął konkretnej decyzji. Nikt też nie chce ustąpić w tym sporze.

Nieformalnie korzystali z przejazdu

Działka, przez którą teraz przejeżdża Adam Boczkowski, aby się dostać na swoje pole, należała do jego dziadków. W latach 60. ubiegłego wieku została wywłaszczona na rzecz Skarbu Państwa, a tym samym Bocz¬kowscy stracili możliwość wjazdu na swoje pole z własnego podwórka. Na wywłaszczonej działce wybudowano bazę przedsiębiorstwa melioracyjnego i stację Polmozbyt. Druga droga, od strony ul. Piłsudskiego, czyli od zabudowań, gdzie jest dom mieszkalny i budynki gospodarcze rodziny Boczkowskich, jest zbyt wąska, aby przejechać nią maszynami rolniczymi.

Dotychczas udawało się nieformalnie korzystać z dawnego przejazdu. W 1992 roku, w drodze komunalizacji, miasto stało się właścicielem działki, należącej dawniej do Boczkowskich. Tadeusz Boczkow¬ski, ojciec pana Adama, wielokrotnie starał się odzyskać działkę, która została wywłaszczona w 1969 roku.

- Wspólnie z synem zwracaliśmy się do ówczesnego burmistrza o pomoc w odzyskaniu działki bądź o wydzielenie drogi dojazdowej - mówi Tadeusz Boczkowski. - Chcieliśmy uregulować raz na zawszę tę sytuację, tak bardzo dla nas niekorzystną. A nawet odkupić tę działkę, ale miasto również się nie zgodziło.

Próbowali odzyskać działkę

Zarząd miasta w 1993 roku, zdając sobie sprawę, że dojazd jest niezbędny dla rolnika, wyraził pisemną zgodę na korzystanie z drogi pod warunkiem, że właściciel wykona we własnym zakresie bramę w ogrodzeniu wraz z zabezpieczeniem.

- Zrobiłem taką bramę, razem z firmą Wimest, która również z niej korzystała - mówi pan Tadeusz.

Na terenie Polmozbytu mają powstać warsztaty szkolne, teraz nazywane Centrum Kształcenia Praktyc¬znego. Kolejni włodarze miasta podtrzymywali stanowisko ówczesnego zarządu, aż do czasu, kiedy obecny burmistrz, Waldemar Trochimiuk, wraz z Radą Miasta, 25 stycznia 2007 roku wyrazili zgodę na dokonanie darowizny na rzecz powiatu przasnyskiego zabudowanej nieruchomości. Starosta Zenon Szczepankowski planuje tam dużą inwestycję - budowę nowych obiektów Centrum Kształcenia Prak¬tycznego.

Pozostaje nam tylko czekać

Przygotowany jest wniosek o fundusze unijne. Całkowity koszt realizacji inwestycji to 16.321.999 zł. Dofinansowanie wyniosłoby maksymalnie 85 proc., wkład własny 15 proc. Spory, które w ostatnim okresie rozgorzały wokół tej kwestii, uniemożliwiły złożenie przez powiat projektu w pierwszym naborze, ale starania o realizację przedsięwzięcia będą kontynuowane.

- Nie pozostaje nam nic innego jak czekać, aż sprawy dotyczące działki pod inwestycje zostaną uregulowane - rozkłada ręce starosta. Nie widzi innego wyjścia ani możliwości dalszych rozmów z rolnikami. Przyznaje także, że pieniądze unijne mogą im przejść koło nosa.

- Istnieje takie niebezpieczeństwo. Najlepiej, gdy wnioski składa się jak najszybciej, w pierwszym naborze. My musimy czekać. Mamy nadzieję, że nie przegapimy wielkich możliwości jakie daje utworzenie CKP w połączeniu z Przasnyską Strefą Gospodarczą, gdyż każdy potencjalny inwestor, który zamierza lokalizować działalność w danym rejonie, w pierwszej kolejności pyta o kadry. Kształcenie zawodowe jest zatem dla nas bardzo istotne.

Zastanawiano się nawet, aby wydzielić i sprzedać rolnikom działkę, bądź obciążyć nieruchomość służebnością, jednak starosta kategorycznie odmówił argumentując, że wprowadzenie zapisu o służebności drogi może uniemożliwić zawarcie aktu notarialnego, a co za tym idzie uniemożliwi planowane inwestycje w tym miejscu.

Starosta złamał obietnicę?

Na sesji Rady Miejskiej, jeszcze w 2007 roku, starosta, przed otrzymaniem działki złożył publiczne przyrzeczenie, że "powiat utrzyma możliwość przejazdu panu Boczkowskiemu na dotychczasowych zasadach". Czyli, że przejazd będzie możliwy zawsze, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba. Nagle starosta wycofuje się ze złożonej na piśmie obietnicy. Na czerwcowej sesji przedstawia stanowisko zarządu powiatu, w którym to zarząd zaznacza, że w doraźnych przypadkach pan Boczkowski będzie mógł wjechać na swoje pole przez bramę od strony ul. Szosa Ciechanowska, po wcześniejszym uzgodnieniu tego z dyrektorem CKP, który wyrazi ewentualną zgodę na przejazd. A wszystko to żeby zapewnić bezpieczeństwo młodzieży, która ma tam zajęcia z nauki jazdy.

- To jest śmieszne - komentuje Adam Boczkowski. - Na pole można wjeżdżać sto razy dziennie, bo jest taka potrzeba. Za każdym razem mam prosić o przejazd dyrektora? A w nocy również mam do niego dzwonić?

- Nigdy nie było tak, że państwo Boczkowscy mogli kiedy chcą przejeżdżać przez działkę. Mieli pozwolenie dyrektora CKP. Wiedzieli, że korzystają z drogi i działki, nad którą trzymał pieczę - twierdzi Szczepan¬kowski. - Jest odpowiedzialny za uczącą się tam młodzież. Przejazd na takich warunkach zostałby w dalszym ciągu, jednak teraz sprawy się skomplikowały.

Starosta na czerwcowej sesji powiedział, że Boczkowscy nie godzą się na żadne rozwiązanie, co więcej, pozostawiają swój sprzęt rolniczy na terenie CKP.

- To bzdura - mówi pan Tadeusz. - Z boku, na trawie faktycznie leży przyczepa, ale na pewno nie zastawiam przejazdu. Zresztą to nauka jazdy ustawia za bramą pachołki i to ja nie mam jak przejechać.

To my byliśmy tu pierwsi

Adam Boczkowski jest przeciwny powstaniu szkoły tuż za granicą jego działki. Został nawet posądzony o to, że nie pozwala na kształcenie młodych ludzi.

- Nie chodzi o to, że jestem przeciwny edukacji. Jednak zdaję sobie sprawę, że prowadząc hodowlę trzody chlewnej będę miał ograniczone możliwości rozwoju, gdyż przepisy sanitarne i ochrony środowiska nie pozwolą mi na wiele rzeczy, ze względu na sąsiedztwo ze szkołą. Nie mówiąc już o głośno chodzących maszynach, zapachu i wielu innych czynnikach - tłumaczy Adam Boczkowski. - Kto wymyślił, aby w miejscu, gdzie jest hodowla planować budowę obiektów szkolnych? Byliśmy tu pierwsi, z pokolenia na pokolenie zajmujemy się rolnictwem.

Pan Adam śmieje się także z rady starosty, który zaproponował przeniesienie gospodarstwa w inne miejsce, poza teren Przasnysza.

- Tylko kto mi da na to pieniądze?- pyta.

- Hodowla trzody chlewnej na terenie miasta nie jest przyszłościowa - odpowiada starosta. - Teraz rolnikcy, którzy zechcą przenieść swoją hodowlę poza teren miasta, moga otrzymać dofinansowanie. Za jakiś czas może się to zmienić. Wtedy będzie za późno i trzeba będzie to zrobić wyłącznie za własne pieniądze.

Starosta ma również wizję, jak zagospodarować działkę.

- W miejscu hodowli można zainwestować w usługi gastronomiczne. Przy szkole byłby to dobry interes. Uważam, że doradcy, którzy utrzymują państwa Boczkowskich przy trwaniu w uporze, powinni podpowiedzieć inne, proste i bardziej korzystne rozwiązania.

Szukają sprawiedliwości w sądach

Państwo Boczkowscy wnieśli zastrzeżenia do budowy obiektów szkolnych, jednak przed Sądem Woje¬wódzkim w Warszawie, 10 czerwca, sprawę przegrali. Wnieśli o kasację wyroku do Naczelnego Sądu Admi¬nistracyjnego w War¬szawie.

- Staram się także o zwrot wywłaszczonej działki - dodaje pan Tadeusz.

- Nie pozostało nam już nic innego. Przez tyle lat chcieliśmy uregulować tę sprawę - mówi pan Adam. - Teraz jesteśmy postawieni przed faktem: jeżeli zostanie wybudowana szkoła, my będziemy mieli jeszcze bardziej utrudniony dojazd na pole, a także ograniczy to ewentualny rozwój naszegogospodarstwa. A naprawdę chcemy niewiele - pokazuje mi pas, który prowadzi od bramy, o którą od tylu lat trwają spory, do bramy wjazdowej już na działkę państwa Boczkowskich.

- To cztery i pół ara. Tylko tyle. Już nawet nie mówię o zwrocie wywłaszczonej działki. Chcę tylko ten kawałek ziemi, abym mógł swobodnie przejeżdżać - mówi Tadeusz Boczkowski. - Mamy żal. Wcześniej do burmistrzów, którzy nie pomogli nam otrzymać z powrotem naszej działki, a teraz do starosty, że utrudnia naszą pracę i spokojne życie - kręci głową rolnik.

- Możliwość odzyskania wywłaszczonej ziemi była w latach 90. Państwo Boczkowscy z tego nie skorzystali, obudzili się dopiero teraz. Jeżeli wszystko ułoży się po myśli powiatu, państwo Boczkowscy mimo wszystko będą mogli korzystać z przejazdu - zapewnia starosta.

Finałem tej sprawy będzie rozstrzygnięcie sądu. Jeżeli Boczkowscy wygrają, inwestycja za ponad 16 mln zł stanie pod znakiem zapytania. Jeśli przegrają, funkcjonowanie ich gospodarstwa zostanie poważnie utrudnione. Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki