Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powiesił się proboszcz w Rząśniku

Ewa Pyśk, Aneta Kowalewska
Dobry gospodarz - oceniają proboszcza parafianie. W Rząśniku dziesięć lat temu pobudowano nowy kościół, proboszcz budował też plebanię
Dobry gospodarz - oceniają proboszcza parafianie. W Rząśniku dziesięć lat temu pobudowano nowy kościół, proboszcz budował też plebanię E. Pyśk
Co mogło popchnąć pogodnego i lubianego duszpasterza do tak dramatycznej decyzji? Zastanawiają się nie tylko parafianie w Rząśniku. Ich proboszcz popełnił samobójstwo.

W środę 24 listopada ludzie jak zwykle przyszli do kościoła na poranną Mszę świętą. Jedni siedzieli, inni klęczeli pogrążeni w modlitwie. Jak to przed mszą. Zegary wybiły ósmą. Tego jednak poranka ksiądz Andrzej Górski, proboszcz i jedyny kapłan w Rząśniku, spóźniał się na nabożeństwo.
Zaniepokojona kościelna kilkakrotnie pukała do drzwi jego mieszkania, nikt jednak po drugiej stronie się nie odzywał.
- Zawsze przychodził za dwadzieścia ósma, siadał w konfesjonale, spowiadał - mówi kościelna Halina Kobylińska. To ona znalazła księdza w piżamie i kapciach, wiszącego na sznurze uwiązanym do kraty w drzwiach.
- Tego dnia jednak spóźniał się. Ktoś z rodziny, która dała na mszę, chciał się wyspowiadać i kiedy ksiądz nie przychodził za pięć ósma, o ósmej, dziesięć po ósmej, powiedziałam, że pójdę go poszukać. Nigdzie jednak księdza nie znalazłam. Zadzwoniłam do jego mieszkania, ale nikt nie odpowiadał. Pomyślałam, że sprawdzę, czy jest samochód. Był. To mnie jeszcze bardziej zaniepokoiło. Poszłam do kościoła i mówię: "coś się chyba stało, bo nigdzie księdza nie mogę znaleźć, a samochód stoi". Coś mnie tknęło. Poszłam jeszcze raz, nacisnęłam na klamkę, było otwarte. Przeszłam jedne drzwi, drugie, w trzecim pomieszczeniu zobaczyłam wiszącego księdza. Nikomu, naprawdę nikomu nie życzę takiego widoku - Halina Kobylińska do tej pory nie może się otrząsnąć. - Wybiegłam i zaczęłam wołać do ludzi, którzy przyszli na mszę, kto ma telefon, bo na policję trzeba zadzwonić! - opowiada. - Dodzwonili się do policji w Wyszkowie i policjanci prawie zaraz przyjechali.
Badający ciało lekarz stwierdził, że śmierć nastąpiła najprawdopodobniej dwie godziny wcześniej, około 6.30.
- Wszystko, co znaleźliśmy na miejscu, wskazuje na samobójstwo - mówi prokurator Danuta Klimiuk. - Przeprowadzone oględziny mieszkania wykazały brak śladów plądrowania i włamania, wykluczony jest udział osób trzecich.
Obecny na miejscu biegły medycyny sądowej potwierdził, że ksiądz odebrał sobie życie. Nie było więc, jak mówi prokurator, przesłanek do przeprowadzenia sekcji zwłok. W tej chwili prowadzone jest postępowanie.
- Planujemy przesłuchanie co najmniej kilku osób - mówi prokurator Klimiuk. - Szukamy motywów targnięcia się przez księdza na życie.
- To mógł być impuls, a nie starannie przemyślany sposób odebrania sobie życia - mówi ks. Waldemar Krzywiński, dziekan wyszkowski.
- Bo to był po prostu dobry człowiek - mówili nam parafianie o księdzu Górskim. - Pomagał, jak umiał. Przychodzili do niego i po te parę złotych na życie. Nie odmawiał. Wysłuchał, doradził. - Ksiądz był taki pogodny i zawsze optymista - tę i podobne opinie wygłaszają parafianie. Szukają odpowiedzi na pytanie, dlaczego proboszcz popełnił samobójstwo.
- Nic nie wskazywało na taką tragedię. Może tyle, że był ostatnio zamyślony - mówi jedna z parafianek.
Według Haliny Kobylińskiej z księdzem Górskim już od dłuższego czasu działo się coś niedobrego. Był smutny, osowiały, zupełnie zamknął się w sobie. Kiepsko jadł, kiepsko spał. Ostatniego miesiąca był jeszcze bardziej osowiały.
- Widać było, że coś go dręczy, ale on był zamknięty w sobie, nikomu się nie zwierzał, ja nawet raz czy drugi próbowałam podpytywać, co mu jest, ale mnie zbył. Ale widać było na pewno, że jest przygnębiony. Mówiło się do niego, a on jakby nie słuchał, jakby był w innym świecie. Podobno powiedział ostatnio do organisty, że jakiś zły duch go atakuje - opowiada Halina Kobylińska. Ostatnią niedzielną Mszę świętą ksiądz odprawił jakoś dziwnie, nie przyłożył się, jak zawsze. - To niczego nie tłumaczy - mówi dziekan. - Każdy z nas może być zamyślony.

Rachunki w porządku

- Zawsze w przypadku śmierci księdza są komentarze - mówi dziekan. - A co dopiero, jeżeli jest to samobójstwo.
Dziekan przyznaje, że jeżeli chodzi o zarządzanie parafią i finanse, to wszystko było i jest tu w porządku. Kłopoty materialne, jakieś niespodziewane długi, raczej należałoby wykluczyć jako przyczynę samobójstwa.
- Przed wakacjami tego roku wizytowałem parafię w Rząśniku - opowiada ksiądz Krzywiński. - Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Na wyciągach z bankowych kont parafii, które widzieliśmy w dniu śmierci księdza Górskiego, zarówno na indywidualnym koncie proboszcza, jak i tym parafialnym, widnieją spore kwoty. Proboszcz uchodził za dobrego gospodarza.
- Cieszył się z budowy tej nowej plebani, cieszył się z kościoła, że zadbany, nowy - wspomina jeden z księży, bliski znajomy zmarłego. - Pokazywał nam te budowle. Jeszcze we wrześniu, kiedy się spotkaliśmy, planował, co dalej zrobi.
- Szukaliśmy jakiejś kartki czy listu - tłumaczy dziekan. - Nic nie było. W mieszkaniu jest tak, jakby nic się nie stało. Ja tu dziś siedzę już kilkanaście godzin, a jest ciepło, nie paliłem w piecu, wczoraj jeszcze musiał napalić.
Mieszkanie proboszcza Górskiego: niewielkie, ale przytulne, czyste i zadbane. Na stoliku rachunki, książka, rzeczy codziennego użytku. Tak, jakby wyszedł tylko na chwilę.
W parafii pw. Najświętszej Marii Panny Królowej Kościoła ksiądz Andrzej Górski pracował od dziesięciu lat. Na proboszcza biskup powołał go 23 października 1994 roku. Zaledwie miesiąc przed śmiercią obchodził dziesiątą rocznicę pracy w Rząśniku. Miał 52 lata.

Wiatr wieje...

- Umarł w taką najgorszą z nocy, była przecież wtedy wichura, a ten wiatr tak wył, jakby coś się miało stać - mówią ludzie.
- Nie wypada mi tak mówić, ale jest takie powiedzenie: wiatr wieje, jakby się kto miał powiesić - opowiada jeden z księży. - Ta noc, kiedy Andrzej zginął, była rzeczywiście straszna.
Pytanie, dlaczego popełnił samobójstwo, nurtuje wszystkich. Tym bardziej, że na kilka godzin przed śmiercią nic nie wskazywało na to, że dojdzie do tragedii. 23 listopada spowiadał wiernych w Woli Mystkowskiej. Po wieczornej Mszy św. wspólnie z innymi księżmi zjadł kolację na tamtejszej plebanii.
- Był tego dnia wyraźnie nieswój - opisuje ostatni dzień życia księdza kościelna. Ksiądz Górski raczej nie był chory - to by zaprzeczało snutym przez ludzi hipotezom, że "może proboszcz dowiedział się, że jest nieuleczalnie chory". W rozmowie z nami dziekan przyznaje, że wspólnie z lekarzem przejrzał już dokumenty z ostatnich badań, którym na jesieni poddawał się ks. Górski.
- Ze zdrowiem prawdopodobnie wszystko było w porządku - mówi dziekan.
- Planujemy przesłuchanie lekarza rodzinnego księdza - mówi prokurator Danuta Klimiuk. - Szukając motywów samobójstwa, będziemy analizować wszystkie możliwości. Na tym etapie postępowania mogę powiedzieć, że nic nie wskazuje na to, żeby coś złego działo się w jego życiu.

Wspomnienie o utonięciu

Ludzie przywołują w rozmowach pewną trudną dla księdza sprawę. Kiedyś jego przyjaciel utonął, a jego rodzina właśnie księdza Górskiego obarczyła zupełnie irracjonalną odpowiedzialnością za tę tragedię, bo to ów przyjaciel zamiast Górskiego pojechał na jakieś wczasy i tam się utopił.
Podobno czysty przypadek, ale rodzina zmarłego wiele lat nękała księdza. Ludzie w Rząśniku bardzo niechętnie o tym mówią, ale sam ksiądz zwierzał się swoim parafianom, że te niesłuszne oskarżenia bardzo go dręczą. Także o tym, że ktoś kiedyś chciał go potrącić samochodem.
- Podobno tamta rodzina go prześladowała, ksiądz opowiadał mi o tym, czuł się zaszczuty.
Tłumaczył, że te zarzuty są z palca wyssane. Że żal po stracie bliskiego pomieszał im rozum. Ale bardzo źle się czuł z tymi oskarżeniami - zwierza się jeden ze znajomych księdza, pragnie zachować anonimowość. Także inni rząśniczanie, którzy wspominają o rodzinie obwiniającej ich księdza, nie chcą podawać nazwisk.
Bliscy znajomi księdza Górskiego, z którymi przyjaźnił się od lat, są pewni, że ksiądz nic nie przegrał w karty, ani niczym nie zhańbił sutanny, a desperacki krok był wynikiem depresji, na którą ksiądz Andrzej cierpiał od kilku miesięcy.
Zamknął się w sobie. Zwykle towarzyski, zaczął stronić od ludzi. Często mówił o śmierci, o tym, że gdyby zmarł, chciałby być pochowany na cmentarzu w Rząśniku, nawet mówił podobno, w którym miejscu. W sierpniu spisał nowy testament.

Bez komentarzy

Sprawy tragicznej i samobójczej śmierci proboszcza nie chce komentować kuria biskupia w Łomży.
- Nie mam na ten temat nic do powiedzenia - powiedział nam wikariusz biskupi, ksiądz Jan Sołowianiuk.
W kilka dni po śmierci księdza Górskiego trudno było ustalić, czy jego kościelni zwierzchnicy mają coś do powiedzenia parafianom. Samobójstwo jest ciężkim grzechem. Mówi się, że grzech ten popełniają ludzie chwiejni i słabi duchem. Samobójcza śmierć proboszcza wydaje się więc tym bardziej dramatyczna. To u niego przecież wątpiący powinni byli szukać wsparcia, bo kapłan jest człowiekiem mocnej wiary, a przynajmniej powinien być. Wielu wiernych z Rząśnika rozpaczliwie poszukuje kogoś, kto ukoiłby ich sumienia po dziwnej śmierci duszpasterza.
O samobójczej śmierci proboszcza z Rząśnika rozmawialiśmy z różnymi księżmi. Między innymi z tymi, którzy znali go jeszcze z seminarium.
- Najgorsza dla księdza jest samotność - mówi jeden z kapłanów. - Oparcie znajdujemy wówczas w Chrystusie, ale są przecież różne sytuacje. Czasami, kiedy to uczucie jest naprawdę przytłaczające, szuka się innego sposobu ucieczki. Można założyć trampki i pograć w piłkę, można spotkać się ze znajomymi itd. Boli też często i załamuje brak zrozumienia u ludzi. My też mamy swoje wady i słabości, a także problemy. I tak naprawdę jesteśmy z nimi sami.
- Każdy ksiądz ma swojego spowiednika, ojca duchowego - mówi dziekan Krzywiński, zapewniając że żaden ksiądz w potrzebie nie jest sam.
Ksiądz Górski był ojcem duchowym dekanatu wyszkowskiego. Do jego zadań należało między innymi pomaganie księżom w rozwiązywaniu ich problemów. Jego samobójstwo wskazywałoby, że swoim kłopotom sam nie umiał zaradzić.
To jednak tylko domysły. Ks. Andrzej Górski nie zostawił żadnej kartki czy listu, w którym tłumaczyłby, dlaczego targnął się na swoje życie.
Tamtego dnia wieść, że ksiądz nie żyje, rozeszła się błyskawicznie po Rząśniku i okolicy. Wielu parafian przyszło tego wieczoru do kościoła, na wieczorną Mszę św. o 17.00. Zwykle odprawiał ją proboszcz Górski. Tego dnia przy ołtarzu stanął ksiądz dziekan.
- Każda śmierć to ból. A boli tym bardziej, że nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało - mówił do wiernych ks. Waldemar Krzywiński. - W tej smutnej chwili jednoczmy się w Krzyżu Chrystusa i módlmy się w intencji księdza Andrzeja, ale także nas wszystkich. Zjednoczmy się w Bożej Miłości, śmierci Chrystusa na krzyżu i zmartwychwstaniu.
Ludzie jak sparaliżowani słuchali słów dziekana. Niektórzy płakali.
Pogrzeb proboszcza parafii Rząśnik odbył się w sobotę, 27 listopada. W kościele od ósmej rano wystawiona była trumna ze zmarłym. Dzień wcześniej, gdy koło szesnastej przywieziono ciało księdza Górskiego i otwarto trumnę, w kościele słychać było tylko szloch i lament.
Odprawiający nabożeństwo żałobne biskup łomżyński Stanisław Stefanek wspominał swoje spotkania z księdzem Górskim. W jednej z ostatnich rozmów proboszcz prosił o wikariusza dla swojej parafii. Rozumiał jednak, że wcześniej trzeba wykończyć plebanię, żeby wikariusz miał gdzie zamieszkać. Biskup mówił, że że swoich ostatnich spotkań z księdzem nie odniósł wrażenia, żeby miał jakieś kłopoty i żeby działo się coś złego. Wręcz przeciwnie, był pełen planów na przyszłość. Biskup poprosił parafian, aby gorliwie modlili się za swojego księdza.
Po nabożeństwie kondukt żałobny pojechał do Sierpca, gdzie w rodzinnym grobowcu miał na wieki spocząć ksiądz Andrzej Górski.

Pochowany jak chrześcijanin

Kiedyś samobójców jako ciężkich grzeszników chowano pod cmentarnymi płotami. Czasami księża nie chcieli przychodzić na ich pogrzeby. Ten stan rzeczy ostatnio się zmienia. Kościół bardziej nawołuje do zrozumienia, miłosierdzia dla samobójców, każe potępiać czyn, a nie osobę. Dziekan wyszkowski jeszcze przed pogrzebem mówił nam, że ksiądz Górski zostanie pochowany jak każdy chrześcijanin.
- Nie jest tak, że komuś, kto popełnił samobójstwo, odmawia się pochówku - mówił dziekan. Prawo kanoniczne nie zabrania udzielenia pogrzebu osobie, która odebrała sobie życie. Według księży, przypadki, że kapłan nie zgodził się odprawić pogrzebu samobójcy, należą do rzadkości, ale nie jest to zgodne z nauką Kościoła.
Do chwili zamknięcia tego numeru "Głosu" nie było wiadomo, kto zostanie tymczasowym administratorem parafii w Rząśniku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki