Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie taki straszny Harry. Nasza recenzja - Harry Potter i Książę Półkrwi

(bs)
michellerafter.files.wordpress.com
Harry Potter i Książę Półkrwi to zdecydowanie najlepsza filmowa adaptacja, traktująca o przygodach (już nie tak) młodych czarodziei. Chociaż ta część również nie ustrzegła się wad, są one mniej rażące.

Nikogo przekonywać nie muszę, że cała saga o Harrym Potterze jest, w dużej mierze, przeznaczona dla młodszego czytelnika. Mam na myśli zarówno książki, jak i filmy. Warto pamiętać, że wraz z dorastającą pisarsko autorką, dorastali bohaterowie, dorastali fani, dorastali reżyserzy i dorastali (bodaj najważniejszy fakt) sami aktorzy. Dzięki temu można wymagać od nich więcej. Zaangażowania, kunsztu (jaki on by nie był) aktorskiego, trudu i poświęcenia. Już od pierwszych scen widać i czuć, że mamy do czynienia z bardziej dojrzałym, mroczniejszym, głębszym obrazem filmowym. I to na każdej płaszczyźnie.

Słabe dobrego początki

Pierwsze dwie części adaptacji filmowej zostawiono w rękach Chrisa Columbus'a. Presja pod jaką się znalazł, a była ona ogromna, z pewnością nie przysłużyła się filmom. Co prawda nie dołączyłbym do publicznego linczu, który po każdej części nad nim odprawiano, to zarzuty wobec jego dzieł nierzadko znalazłyby moją aprobatę. Mnie, jako wielkiego fana serii, drażniło pomijanie czy marginalizowanie pewnych wątków fabularnych, które bez wątpienia urozmaiciłyby film i dodały przysłowiowego "smaczku". Alfonso Cuarón (reż. "Więzień Azkabanu") oraz Mike Newell (reż. "Czara Ognia"), którzy też nie do końca potrafili wyciągnąć wnioski z błędów poprzednika, wraz z większym budżetem i bardziej dynamiczną i dramatyczną fabułą, zaczęli nagrywać lepsze, przyjemniejsze dla oka części.

Nie - do - końca udana rewolucja

Odmianą dla wszystkich, którzy kochają się w Harrym Potterze była piąta część - "Zakon Feniksa". Nie dość że sama książka zrywa z wyznaczonym przez siebie kanonem (w dużej mierze ograniczonym do akcji dziejącej się w Hogwarcie), to realizacji najobszerniejszego tomu podjął się David Yates- reżyser o całkiem pokaźnym dorobku- znany głównie z seriali telewizyjnych. Na swoim koncie miał m.in., zbierający niezłe recenzje i nagrody, serial - "Rozgrywki", czy przez wielu nieznane, aczkolwiek dobrze oceniane "Dziewczyna z Kawiarni" lub "Żywy Towar".

Choć wielu było mocno rozczarowanych jego wizją piątego "Harrego Pottera", pousuwaniem wielu istotnych wątków, to oddać Yates'owi trzeba, że pod względem wizualnym film był bardzo "efekciarski". Wystarczy wspomnieć chociażby finałowy, kulminacyjny moment - walkę Dumbledore'a z Voldemortem.

Im dalej w las, tym trudniej

Ten fakt akurat nie ulega wątpliwości, odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że ktoś reżyserowi podrzucił silnie świecącą latarkę, rozjaśniającą drogę. Niewątpliwie ambitny twórca postanowił, jak przystało na profesjonalistę obdarzanego zaufaniem, stanąć na wysokości powierzonego mu zadania. Chociaż w dalszym ciągu mam mieszane uczucia, to po raz pierwszy filmowy Potter zbliżył się do fenomenu Pottera książkowego.

W moim odczuciu, szósta część sagi jest najbardziej mroczną, głęboką i tragiczną. Dzięki fantastycznej pracy kamery, efektom specjalnym (atak "Śmierciożerców"), kapitalnym ujęciom (droga Bellatrix i Narcyzy Malfoy do domu Snape'a) po raz pierwszy film wiernie oddał klimat i emocje, które wypełniają powieść.

Mimo długości całej projekcji (ponad 2,5 godziny), na zegarek w kinie spojrzałem wyłącznie raz i to nie względu na wiejącą z ekranu nudę. Film, chociaż momentami mocno spowalnia, ogólnie rzecz ujmując trzyma równe, całkiem solidne tempo.

Głos osła

Od zawsze w polskim kinie brakowało mi możliwości wyboru tłumaczenia. Chciałbym mieć dowolność: albo dubbing/ lektor, albo napisy. W przypadku bajek Walta Disneya, Pixara, czy DreamWorks Animation problem znikał. Wszyscy przecież zachwycali się kapitalnymi głosami do Shreka, Madagaskaru, czy Epoki Lodowcowej.
Trochę inaczej sytuacja przedstawiała się z Harrym Potterem. Może w 2 pierwszych częściach dialogi nie sprawiały wrażenia infantylnych, jednak kiedy na ekranach pojawiał się wyrośnięty Radcliffe, mówiący głosem przedszkolaka- żenował i po prostu wkurzał.

Niestety, w dalszym ciągu nikt nie wpadł na pomysł, żeby w godzinach wcześniejszych (w Ostrołęce seanse są o 14, 17 i 20) pokazywać wersję zdubbingowaną, a wieczorem z napisami.
"Książe Półkrwi" ostatecznie może obejść się bez tego specyficznego zabiegu. Nareszcie bowiem mamy do czynienia ze śmiesznymi, całkiem błyskotliwymi dialogami. Tłumacze dwoili się i troili, żeby nadać filmowi należyty humorystyczny sznyt. I chociaż głosy wciąż te same, to minus przerodził się w plusa. W niezbyt duży, ale jednak.

"Romanse w Hogwarcie" odcinek 4567

Nieco po macoszemu potraktowano tytułowego "Księcia półkrwi". Książka stwarza iluzję intrygi i niewiadomego, z filmu natomiast zbyt dużo na ten temat się nie dowiemy.
Widać, że dzieło Yatesa celuje w trochę starsze dzieci, wchodzące w wiek młodzieńczy. Na pierwszym planie, oprócz zbierania horkruksów kryjących w sobie cząstki duszy Voldemorta, pojawia się rozbudowany wątek romansowy. Tworzą go: zazdrosny o -zakochaną w Harrym -siostrę Ron, doprowadzana do płaczu przez nową dziewczynę Rona - Hermiona, a w tym wszystkim zupełnie "nieogarniający" bożyszcze wszystkich kobiet w szkole magii- Potter. Druga "Moda na sukces" jak się patrzy. Widzę już te, sympatyczne i podnoszące ciśnienie, zapowiedzi w gazetach kolejnego odcinka. "Ginny Wesley zawiązuje Harremu buta. Niestety, Harry nie wie, że jest to element głębszego flirtu i znaku zachęcającego do kopulacji. Ron, sprytnie oszukany przez przyjaciół zdobywa sławę pałkarza i buziaka od miss dormitorium. Zrozpaczona tym nieprzewidzianym faktem Hermiona ucieka i smarcze w rękaw Pottera." To nie są wcale żarty, tylko młodzieńcza rzeczywistość.

Popatrz odrobinę głębiej

Film, chociaż nie jest to nowość dla całej serii, silnie gra symboliką, która przejawia się m.in. w postawie bohaterów czy odpowiednio ustawionych ujęciach. Chociażby ostatnia scena, w której cała trójka: Harry, Ron i Hermiona stoi w komnacie dyrektora szkoły, patrzy daleko przed siebie na zachodzące słońce i deklaruje wzajemną pomoc. Bardzo to ładne i dostrzeżone przez katolickich kardynałów, którzy zaprzestali wojowania z "niedobry, złym, satanistycznym Harrym Potterem" i dostrzegli w filmie pozytywne aspekty. Taka postawa bardziej jest spowodowana pragmatycznym podejściem dostojników kościelnych do młodych, niż zaletą samego filmu i reżysera. Prawdziwe pobudki, w ostatecznym rozrachunku, nie mają jednak większego znaczenia. Chociaż wspomniane sceny świadczą o tym, że nie doceniono inteligencji widza, to jednak odniosły one zamierzony skutek.

Jak lubisz, to idź

Po projekcji "Księcia Półkrwi" wyszedłem ze świadomością, że pieniądze wydane na bilet otrzymały niezłe przeznaczenie. Wspomniana dojrzałość, dorosłość (w każdym aspekcie) dodała filmowi powagi, odsunęła infantylizm na bok oraz stworzyła spoiwo pomiędzy widzem młodym i trochę starszym. Wielu z pewnością wyjdzie z kina niezadowolona, jednak ta grupa powinna być dużo węższa niż w przypadku poprzednich części. Nigdy z taką niecierpliwością nie czekałem na kolejną część Harrego Pottera. Biorąc pod uwagę, że będzie to już ostatnia (choć podzielona na dwa epizody) część, jestem tym mocniej zaintrygowany. Takie uczucie jest z pewnością najlepszą rekomendacją dla filmu i nagrodą dla Davida Yates'a.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki