Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkania nie oddam nikomu!

Jarosław Sender
Ewa Cichocka "na dziko" zajmuje mieszkanie socjalne przy ul. Szpitalnej. Wprowadziła się i mówi, że go nie opuści. Tymczasem przydział na ten lokal ma inna rodzina

Ewa Cichocka zabrała dwójkę dzieci: Tomka i Gabrysię i odeszła od męża, z którym mieszkała w Drochówce (powiat płoński). Wprowadziła się do mieszkania swojej matki, w bloku przy ul. Szpitalnej w Przasnyszu. Tam jednak było jej za ciasno i gdy sąsiednie mieszkanie opustoszało, natychmiast się do niego przeprowadziła.

Życie mnie zmusiło

Z pozoru to jedno duże mieszkanie. Faktycznie jednak owo jedno duże zostało podzielone na dwa mniejsze, ze wspólną łazienką. Takie budownictwo. Jeszcze w ubiegłym roku w jednym mieszkała matka pani Ewy, Grażyna Głodkowska, z mężem i synem, w drugim Hanna Sawczenko.

- Sytuacja życiowa zmusiła mnie do wprowadzenia się do mieszkania rodziców - opowiada nam pani Ewa.- Ale było nam tam ciasno. Wspólnie z mamą szukałyśmy jakiegoś rozwiązania.

- Staraliśmy się o mieszkanie na parterze, jest większe, a lokatorzy, którzy w nim mieszkali zostali przeniesieni. Jednak nie udało się - wyjaśnia Grażyna Głodkowska.

Ewa Cichocka, widząc więc puste mieszkanie, z którego wyprowadziła się Hanna Sawczenko, postanowiła się do niego wprowadzić. Jak pomyślała, tak zrobiła - 3 stycznia.

Mieszkanie jest duże, dwupokojowe. W większym, w dziecięcym łóżeczku śpi pięciomiesięczna Gabrysia. Mniejszy pokój służy jako kuchnia. Jest w nim kran z bieżącą wodą, kuchenka, stół i krzesła. Siedzi tu pięcioletni Tomek i rysuje coś na kartce. Wszystkie meble, których nie jest zbyt wiele, należą do Ewy Cichockiej.

- Drzwi były otwarte, a mieszkanie stało puste - tłumaczy zajęcie czyjegoś mieszkania jakby to była najnormalniejsza sprawa.

Drzwi były zamknięte

- Jestem pewna, że zamknęłam drzwi - mówi Hanna Sawczenko. Jest oburzona zachowaniem niedawnych sąsiadów.- W sobotę, 2 stycznia przewoziłam swoje rzeczy z mieszkania na Szpitalnej do nowego na ul. Szosa Ciechanowska. W poniedziałek planowałam oddać klucze od starego mieszkania administratorowi, czyli Miejskiemu Zakładowi Gospodarki Komunalnej. Około godz. 16.00 zamknęłam mieszkanie i pojechałam do nowego. Teraz żałuję, bo gdybym pilnowała mieszkania dzień i noc, nie doszłoby do tej sytuacji. Ale przecież w normalnym świecie nie trzeba siedzieć cały czas w mieszkaniu w strachu, że sąsiad się do niego wprowadzi. To nie mieści się w głowie!

Pani Hanna wróciła na Szpitalną w niedzielę, 3 stycznia. Zastała zamknięte drzwi do wspólnego korytarza.

- Musieli zmienić zamki. Zaczęłam pukać i otworzyła mi pani Głodkowska. Wtedy zobaczyłam, że na korytarzu leżą moje rzeczy, pozostawione jeszcze w mieszkaniu: karnisze, żyrandole. Dopiero po chwili zobaczyłam, że pani Cichocka wniosła swoje meble do mojego mieszkania. Byłam w szoku.

Włamania nie stwierdzono

Pani Hanna zadzwoniła na policję, informując, że doszło do włamania.

- Zgłoszenie miało miejsce w niedzielę, 3 stycznia. Policja pojechała na interwencję, jednak nie stwierdzono śladów włamania - mówi mł. asp. Ewa Śniadowska z Komendy Powiatowej Policji w Przasnyszu.

- Musieli dorobić sobie wcześniej klucze- domyśla się pani Hanna, jednak tej wersji nie potwierdza Ewa Cichocka.

Policja interweniowała jeszcze dwa razy. Ostatni raz we wtorek, 5 stycznia, kiedy sprawą zainteresował się Urząd Miasta, właściciel bloku socjalnego oraz Miejski Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej - jego administrator. Doszło do konfrontacji obu pań: Hanny i Ewy. Nie obyło się bez wyzwisk, pretensji. Do rozwiązania problemu nie doszło.

- Nie będę komentował tego, co zrobiła pani Cichocka. Jest to po prostu bezprawne zajęcie lokalu i sprawa została skierowana do sądu - mówi nam burmistrz, Waldemar Tro¬chimiuk.

Sąd zajmie się sprawą

Ciekawe jest to, że oba mieszkania mają tą samą numerację. Takie oznaczenie sprawia wiele problemów. Cichocka, mieszkając u swojej matki posiada ten sam adres zamieszkania co obecnie, czyli mieszkając w zajętym przez siebie lokalu, należącym jeszcze do niedawna do pani Sawczenko.

- Niestety, taka numeracja lokali funkcjonowała od samego początku. Pomimo to, przydział lokalu dotyczył zawsze konkretnych, jasno określonych pomieszczeń. W tym przypadku również tak jest - wyjaśnia burmistrz. Przyznaje jednak, że nie stosuje się już tego typu numeracji i miasto jest na etapie jego zmieniania.

- Przez to co zrobiła pani Cichocka, nie mogę oddać lokalu, nie mogę się zameldować w nowym, wszystko zostało zawieszone do czasu aż sprawa się wyjaśni - mówi Hanna Sawczuk. Dementuje plotki jakoby miała otrzymać pieniądze za udostępnienie mieszkania pani Cichockiej.

- To kompletna bzdura. Kiedyś żyłyśmy w normalnych, sąsiedzkich stosunkach. Teraz doszło do konfliktu i mam nadzieję, że sąd go jak najszybciej rozwiąże.

Ewa Cichocka, sprawczyni zamieszania nie ma natomiast sobie nic do zarzucenia.

- Uważam, że powinno się pomagać ludziom, którym w życiu nie wyszło, a nie tylko pijakom i nierobom, którzy nie płacą czynszu - mówi oburzona. Napisała do Urzędu Miasta podanie o przydział mieszkania. Jednak zważywszy na ponad sto podobnych wniosków rodzin czekających latami na przydział, otrzymała odpowiedź negatywną. Została wpisana na listę oczekujących. Zapytana czy nie ma wyrzutów sumienia, że przez nią poprzednia lokatorka ma problemy z rozliczeniem się za lokal, jest zmieszana.

- Żałuję, że tak wyszło, bo nic nie mam do pani Sawczenko. Nie wiedziałam, że będzie miała takie problemy. Jednak nie zrezygnuję z tego mieszkania. Gdzie mam się podziać? Mam małe dzieci, idę na urlop wychowawczy, który jest bezpłatny. Za co wynajmę mieszkanie? Cieszę się, że sprawa trafi do sądu, bo może sąd wyda sprawiedliwy wyrok.

Przydział ma synowa

Ta historia ma jeszcze jednego bohatera. To rodzina, która miała otrzymać mieszkanie zajęte przez panią Ewę.

- Od sześciu lat staram się o większe mieszkanie. Tak się cieszyłam, kiedy otrzymałam pismo od burmistrza, że zostało mi ono przydzielone - mówi Małgorzata Sawczenko, synowa pani Hanny. Wraz z mężem i dwójką dzieci, 10-letnim Kacprem i 3-letnią Emilką mieszka w tym samym bloku, w sąsiedniej klatce. Mają jeden mały pokoik, w którym znajduje się piec, kuchenka, stoi stół, jedno łóżko dla całej czwórki i duża szafa.

- Życie ułożyło się nam tak, że znaleźliśmy się w takim niewesołym położeniu - dodaje. - Ale bardzo się staramy, płacimy czynsz. Chodziłam na kurs organizowany przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, chcielibyśmy znowu stanąć na nogi.

Nowe mieszkanie bardzo by im w tym pomogło.

- W tym jest pleśń na ścianach, dzieci przez to często chorują. Kran z wodą jest na korytarzu. Ciągle trzeba wychodzić, robi się przeciąg, drzwi są nieszczelne. Żyjemy naprawdę w koszmarnych warunkach - wymienia Małgorzata Sawczenko. Ma żal do pani Ewy.

- Otrzymaliśmy pismo od burmistrza, że przekazanie mieszkania zostało wstrzymane. Teraz nie wiemy, co dalej- bezradnie rozkłada ręce. Burmistrz uspokaja.

- Przekazanie lokalu zostało wstrzymane ze względu na zaistniałą sytuację. Jak tylko sprawa się wyjaśni, pani Małgorzata Sawczenko otrzyma obiecane mieszkanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki