Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kup pan rzeźbę...

Aneta Kowalewska
Jerzy Zawadzki ze swoimi rzeźbami
Jerzy Zawadzki ze swoimi rzeźbami A. Kowalewska
Gdybym tylko był zdrowy, zarobiłbym na rodzinę i nikogo nie prosiłbym o pomoc. Ale jestem chory i muszę prosić - mówi chory na stwardnienie rozsiane Jerzy Zawadzki z Lubiela Starego w gminie Rząśnik. Choroba unieruchomiła Jerzego, tymczasem jego rodzina ma już tylko na chleb i nic do chleba.

Kłopoty rodziny Zawadzkich zaczęły się w 1994 roku. Wtedy pan Jerzy zaczął mieć poważne problemy ze zdrowiem. Wszystko wskazywało na to, że konieczna jest operacja stawu biodrowego i wszczepienie endoprotezy. Operację - za bagatela osiem tysięcy złotych - przeprowadzono, endoproteza została wszczepiona.
- Problem jednak w tym, że potem rozpoznano u mnie stwardnienie rozsiane - mówi Jerzy Zawadzki - kolejne leczenie i kolejne wydatki. I koniec końców unieruchomiony trafiłem na łóżko i wózek inwalidzki.
Do drewnianego domu Zawadzkich wiedzie oprócz schodów prowizoryczny, ubity z desek, podjazd dla wózka inwalidzkiego.
- Musimy sobie jakoś radzić. Na opiekę społeczną nie ma co liczyć, bo oni tam nigdy nie mają pieniędzy, zwłaszcza dla tych najbardziej potrzebujących - utyskuje Jerzy Zawadzki. Wielokrotnie ubiegał się o zasiłki, ale bez większych rezultatów. Do całej biedy jeszcze w ubiegłym roku wichura pokiereszowała dach ich domu.
Żona Jerzego nie pracuje, on sam żadnej zarobkowej pracy wykonywać nie może. Trójka dzieci w wieku 16?17 lat uczęszcza do szkół średnich. Cała rodzina utrzymuje się z siedmiuset kilku złotych renty wraz z zasiłkiem rodzinnym.
- Dobrze, że obok mieszkają moi rodzice, to z głodu nie umrzemy, ale im też jest ciężko. Ojciec chory, lekarstwa kosztują fortunę. Czasem to tylko gaz odkręcić i na tamten świat się wybrać. Żona bez pracy, może by i poszła do jakiejś, chociaż ja wymagam stałej opieki i wszystko trzeba przy mnie robić - ale do jakiej pójdzie? Gdzie? - pyta Zawadzki.
Teraz wiedzie im się coraz gorzej. Kolejne pożyczki, których nie ma z czego spłacać i kolejne długi. A tylko bilet miesięczny dla jednego z synów - by mógł dojeżdżać do Wyszkowa na praktyki - kosztuje 220 złotych.
- Dzisiaj syn wstaje, pokazuje - but się doszczętnie rozwalił, dziura jak pięść. Skąd wziąć na nowe? Gdybym tylko bym zdrowy, gdybym nie był unieruchomiony zarobiłbym na rodzinę i nikogo nie prosił. Ale nie mogę zarobić. Jedne, co mogę, to rzeźbić - Jerzy Zawadzki wskazuje na kolekcję swych dzieł. Wyrzeźbione w drewnie ptaki, słonie, figurki świętych, płaskorzeźby, a na nich nawet wizerunek Adama Małysza i Dariusza Michalczewskiego.
- Tyle tylko, że nie ma komu tego ode mnie kupić - stwierdza Jerzy Zawadzki - różnych sposobów próbowałem. Ale kto tu na wieś przyjedzie po rzeźby? Trochę czasem letnicy kupią, ale to tez rzadko. Żeby gdzieś do sklepu coś wstawić, trzeba działalność gospodarczą założyć i wszystkie opłaty zrobić. A z czego? Z tej renty?
Próbował różnych sposobów i w różnych miejscach prosił o pomoc. Ktoś mu obiecał stronę internetową, na której będzie mógł pokazać swoje rzeźby ewentualnym nabywcom, ktoś inny kontakt z pośrednikami sprzedaży rękodzieła. Dzwonił do fundacji i stowarzyszeń. Zawsze obiecywano oddzwonić, ale telefon milczał.
Gdyby kto. z Czytelników chciał pomóc Jerzemu Zawadzkiemu i jego rodzinie, prosimy o telefon pod numer telefonu: 0 692 445 073.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki