Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dosypał koledze żrącej substancji do coli

possowski
Może za to trafić do więzienia nawet na 10 lat!

Co mu za to grozi?

Co mu za to grozi?

Arkadiusz C. oskarżony jest z art. 156 par. 1 pkt 2 kodeksu karnego:
"Kto powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci: ciężkiego kalectwa, ciężkiej choroby nieuleczalnej lub długotrwałej, choroby realnie zagrażającej życiu, trwałej choroby psychicznej, całkowitej albo znacznej trwałej niezdolności do pracy w zawodzie lub trwałego, istotnego zeszpecenia lub zniekształcenia ciała, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10."

Na ławie oskarżonych ostrowskiego sądu zasiadł uczeń szkoły zawodowej. Był autorem "żartu", który zniszczył życie jego kolegi.
Arkadiusz C. mieszka w Grądach koło Wąsewa. Jest uczniem Zespołu Szkół nr 2 w Ostrowi Mazowieckiej, kształci się tam na cukiernika. W styczniu skończy 18 lat.

To był głupi żart
5 grudnia nie poszedł do szkoły. Tego dnia z rodzicami dotarł do ostrowskiego sądu, a tam zasiadł na ławie oskarżonych. Za czyn, który popełnił pół roku temu, grozi mu nawet 10 lat więzienia.

Arkadiusz C. jest oskarżony o to, że 19 kwietnia w Ostrowi Mazowieckiej, podczas praktyk w jednej z cukierni, dosypał środka chemicznego do udrażniania rur kanalizacyjnych do butelki z colą, którą następnie wypił Grzegorz Cierepski. Wskutek tego zdarzenia 17-letni chłopak poparzył sobie jamę ustną i przełyk, co jest ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu.

Oskarżony przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu.
- Nie wiedziałem, jaki to środek, bo nie używaliśmy go na praktykach - oznajmił Arkadiusz C. - To był głupi żart. Ja nie wiedziałem, że to żrący środek. Myślałem, że on służy do mycia ubikacji i że kolega dostanie tylko biegunki.

Co innego mówił podczas pierwszego przesłuchania na policji. Kilka godzin po zdarzeniu, kiedy Grzegorza transportowano śmigłowcem do szpitala w Warszawie, Arkadiusz C. na komendzie policji przyznał się wsypania trucizny do coli i powiedział:

- Dosypałem do coli pięć ziarenek preparatu o nazwie Kret. Najpierw wsypałem je na rękę, a potem wrzuciłem do butelki z colą.

W drugim przesłuchaniu stwierdził jednak, że nie wiedział, iż ten środek jest tak szkodliwy.

Prosi o najwyższą karę
Na praktyce w cukierni byli we trzech - oprócz Grzegorza i Arka, także Damian M.

- Rano, kiedy przyszliśmy na praktyki, butelka z tym preparatem stała w szatni, w której się przebieraliśmy - zeznał przed sądem Damian. - Etykiety dokładnie nie widziałem, ale wiedziałem, że to niebezpieczna substancja.

Kiedy tylko przyszli do cukierni i przebrali się, Grzegorz podzielił się z kolegami colą, którą przyniósł. Kilka łyków wypił także Arkadiusz C. Potem każdy poszedł do innej pracy. Kilka godzin później Arkadiusz C. powrócił do szatni, otworzył szafkę Grześka, wyjął butelkę z resztkami coli i dosypał do niej kilka granulek żrącego preparatu, który stał w butelce na parapecie okna.

- Cola wtedy się spieniła - powiedział przed sądem.
Zakręcił butelkę i schował ją do szafki, plastikową butelkę z Kretem też zakręcił i pozostawił na parapecie. Za kilkanaście minut usłyszał przeraźliwy krzyk kolegi. Sąd nie spytał go, co wtedy czuł. Można się domyślać, że najpierw cieszył się, że dowcip się udał. Potem pewnie mina mu zrzedła, kiedy dowiedział się, jakie skutki miał ten "dowcip".

Jednak podczas składania wyjaśnień nie przeprosił nawet kolegi. Z wyjaśnień złożonych podczas dochodzenia wynika, że próbował dzwonić do Grzegorza, gdy ten leżał w szpitalu. Grzegorz ani razu nie odebrał telefonu.

Wcześniej byli dobrymi kolegami. Mieszkają w tej samej gminie, chodzili do gimnazjum w Wąsewie, potem poszli do tej samej szkoły zawodowej. W czasie rozprawy Arkadiusz C. siedział pochylony i ze spuszczoną głową. W ogóle nie patrzył w stronę kolegi, którego okaleczył.

Także Grzegorz nie patrzył w stronę Arkadiusza C., kiedy stanął za barierką dla świadków i powiedział:
- Chciałbym prosić sąd o jak najwyższy wymiar kary dla oskarżonego.

Co oni mi wsypali?
Przed sądem zeznawali także świadkowie, przede wszystkim właścicielka i pracownicy cukierni, w której doszło do tragedii.

- Byłam w biurze, kiedy usłyszałam krzyk Grzegorza - mówiła Monika W. - Zeszłam szybko na produkcję i zobaczyłam, że Grzegorz stoi przy zlewie i płucze sobie usta.

- To ja opiekowałam się Grzegorzem podczas praktyk - zeznała Grażyna G. - Też słyszałam ten krzyk. Pamiętam, że Grzegorz pytał: "Co oni mi tam wsypali?".

Monika W. widziała, że sytuacja jest niewesoła, bo domyśliła, że ktoś dosypał Grzegorzowi żrącego Kreta do coli.

- Widziałam, że chłopak ma spalone usta - zeznała przed sądem.
Monika W. zawiozła Grzegorza doszpitala. Potem musiała pojechać jeszcze raz, bo lekarze kazali przywieźć butelkę z napojem, który wypił chłopak. Zawiozła także opakowanie Kreta. Wkrótce w cukierni pojawili się policjanci.

Uwag nie było
- Wcześniej nie miałam do nich żadnych uwag, nie dokuczali sobie - mówiła Monika W. o praktykantach. - Po tym zdarzeniu rozmawiałam z pozostałymi dwoma. Mówili, że nie dosypywali niczego Grzegorzowi, ale zachowywali się nerwowo.

O tym, że chłopaki czasami w ramach żartów rzucali w siebie kawałkami ciasta, mówiła przed sądem praktykantka z tej samej cukierni, ale z innej szkoły.

Zniszczone życie
Matka Grzegorza, która występuje w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy, domaga się także odszkodowania od Arkadiusza C., które ma pokryć dotychczasowe koszty leczenia. Sąd zobowiązał ją do przedstawienia szczegółowego spisu wydatków.

Rodzina Grzegorza nie należy do zamożnych, a w związku z chorobą Grzegorza znacznie przybyło wydatków. Okaleczony chłopak musi co kilka tygodni jeździć do Warszawy na zabieg poszerzania przełyku. Ostatnio założono mu stent samorozpieralny, który ma mu poszerzyć przełyk na dłużej. To strasznie boli, chłopak jest stale na silnych lekach.

- Jego życie odwróciło się do góry nogami - mówi mama Grzegorza. - On teraz albo siedzi w domu, albo jeździ do lekarza. Do szkoły nie jeździ, bo nie jest w stanie. W ramach nauczania indywidualnego przyjeżdżają do domu nauczyciele.

Z powodu niedrożności przełyku Grzegorz je tylko potrawy płynne i zmiksowane.
- Normalnie jeść nigdy nie będę mógł - powiedział przed sądem.

Rozprawa została odroczona do 25 stycznia. Sąd ma przesłuchać jeszcze tylko jednego świadka, który nie zgłosił się na pierwszą rozprawę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki