We wtorek, 16 marca, w południe w Ostrowi padał śnieg. Pokrył on cienką warstwą miejskie chodniki. Około godz. 13.00 pani Magdalena po pracy szła od przystanku autobusowego w kierunku domu.
Weszła na wąski chodnik z asfaltu. Pośliznęła się i tylko na chwilę zdołała złapać równowagę. Przy następnym kroku druga noga też wpadła w poślizg i pani Magdalena upadła. Aby zamortyzować bolesny kontakt z podłożem, podparła się instynktownie rękami. Poczuła ból.
Chirurg będący na dyżurze w szpitalu ustawił połamane kości i włożył rękę w gips. Następnego dnia ortopeda musiał ponownie usypiać pacjentkę, bo ręka była źle złożona.
- W szpitalu byłam cztery dni, gips nosiłam przez osiem tygodni i byłam przez cztery miesiące na zwolnieniu lekarskim - mówi pani Magdalena. - Wciąż jeszcze trwa rehabilitacja. Ręka jest skrzywiona i prawdopodobnie nigdy nie będzie w pełni sprawna.
Pani Magdalena wiedziała, że właściciele chodników (gminy, spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe) powinni mieć wykupione polisy ubezpieczeniowe, które chronią ich przed finansowymi skutkami różnych losowych zdarzeń. Do nich należą także kontuzje doznawane przez przechodniów na śliskich chodnikach.
- Najpierw jednak byłam u komendanta Straży Miejskiej, który potwierdził, że te chodnik jest miejski - informuje pani Magdalena.
Na początku maja otrzymuje odpis pisma, które Urząd Miasta skierował - wraz z jej dokumentacją szpitalną - do PZU SA. Kilka tygodni później listonosz przynosi pani Magdalenie pismo z Regionalnego Centrum Likwidacji Szkód Grupy PZU w Białymstoku. Proszą ją o wysłanie dokumentów i wyjaśnień, które wymieniają w siedmiu punktach. Chodzi m.in. o relacje świadków, szkic sytuacyjny z zaznaczeniem miejsca upadku, informację o tym, jaka była pogoda w dniu zdarzenia oraz jakie buty poszkodowana miała na nogach, podanie wysokości roszczenia.
- W wyznaczonym terminie wysłałam wszystko, co mogłam - mówi pani Magdalena. - Przez dwa miesiące nie miałam żadnej odpowiedzi, więc na początku sierpnia postanowiłam zatelefonować na infolinię PZU.
Dopiero za trzecim razem była skuteczna.
- Od tej rozmowy minęło już kilka tygodni i nikt się do mnie nie odzywa - mówi pani Magdalena. - Nie wiem, co to znaczy. Ponieważ kontakt z PZU nie jest łatwy, postanowiłam poprosić redakcję o pomoc.
Zwróciliśmy się do PZU SA z pytaniem, co jest przyczyną takiego załatwiania sprawy oraz z prośbą o określenie terminu, kiedy zostanie ostatecznie załatwiona.
- Zasadniczo nie możemy udzielać dziennikarzom informacji o umowach ubezpieczenia poszczególnych, indywidualnych klientów, bo obowiązuje nas tajemnica ubezpieczeniowa wynikająca z ustawy o działalności ubezpieczeniowej - poinformowała nas Agnieszka Rosa z Biura Prasowego PZU SA. - W tym wypadku jednak uczynimy wyjątek, ponieważ wina w opóźnieniu zakończenia tej sprawy leży po stronie PZU. Pragniemy przeprosić klientkę za opieszałość i zapewniamy, że dołożymy wszelkich starań by sprawa była zakończona jak najszybciej.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, czytelniczka niebawem otrzyma odszkodowanie.
Więcej o tym przeczytasz w najnowszym wydaniu TO.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?