Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bomba dosłownie wstrząsnęła całym osiedlem! Ofiara wybuchu w stanie ciężkim! Obszerna relacja z miejsca zdarzenia - film, galeria zdjęć

(pk)
Policyjni technicy na miejscu eksplozji
Policyjni technicy na miejscu eksplozji Fot. P. Krajewski
Nad ranem, na parkingu przed blokiem przy ul. Witosa, wybuchła bomba. Właściciel samochodu, na którym położono ładunek, przeszedł skomplikowaną operację. Jest w ciężkim stanie.

Wybuch bomby w Makowie

54-letni Tadeusz mieszka z rodziną w czteropiętrowym bloku w Makowie Mazowieckim, tuż przy tamtejszym szpitalu. Pracuje w Warszawie jako ochroniarz. Dziś przed godz. 5.00 miał jechać do pracy. Na ranem przygotowywał się do wyjazdu, był jeszcze w piżamie. Kiedy szedł do łazienki, przelotnie wyjrzał przez okno. Spostrzegł, że na masce jego volkswagena leży jakiś pakunek. Postanowił zejść i sprawdzić, co to jest…

Eksplozja była potężna

- Do zdarzenia doszło o godz. 3.20. Właściciel pojazdu, mieszkaniec bloku przy ul. Witosa, zobaczył na swoim volkswagenie pakunek. Kiedy poszedł, by sprawdzić co to jest, nastąpiła eksplozja. W jej wyniku mężczyzna doznał licznych obrażeń, uszkodzony został jego samochód oraz dwa inne, zaparkowane obok - powiedział nam Dariusz Ryczkowski, rzecznik prasowy makowskiej policji.

Eksplozja była potężna. Teresa, mieszkająca w tej samej klatce co właściciel samochodu, tak opisuje moment wybuchu.

- To był bardzo głośny huk, myślałam, że szyby z okien powylatują, całe osiedle się zatrzęsło. Podbiegłam do okna, żeby sprawdzić, co się stało. Jak się zorientowałam, o co chodzi, to o mało nie zemdlałam. Do tej pory jestem roztrzęsiona - opowiadała.

On już nie wrócił...

54-letni mężczyzna natychmiast trafił do szpitala. Przeszedł skomplikowaną, trwającą kilka godzin operację.

Z żoną ofiary, Aliną, rozmawialiśmy przed wejściem na blok operacyjny makowskiego szpitala.

- Mój mąż był spokojnym uczynnym człowiekiem. Nikomu nigdy nie wyrządził żadnej krzywdy, to był anioł nie człowiek - mówiła zapłakana kobieta. - Szykował się do pracy, bo miał jechać do Warszawy przed 5.00. Był jeszcze w piżamie. Szedł do łazienki i wyjrzał przez okno. Zobaczył, że na masce coś leży. Założył spodnie i w kapciach poszedł sprawdzić, co to jest. Potem usłyszałam bardzo głośny huk, a on już nie wrócił…

Może ktoś nie chciał, żeby żył

Jeszcze około południa policyjni technicy prowadzili czynności na miejscu zdarzenia. Nie wiadomo na razie, dlaczego bombę położono akurat na samochodzie makowianina. Żona mężczyzna mówi, że w ostatnim czasie nie zachowywał się podejrzanie, nie okazywał najmniejszego niepokoju, czy zdenerwowania.

- Był radosny i szczęśliwy jak zwykle - mówi.

Swoją teorię na temat zdarzenia przedstawił nam za to jeden z młodych mieszkańców bloku przy Witosa, który prosił o anonimowość.

- On więcej był w Warszawie, niż tu, to był pracoholik. I w Warszawie trzeba szukać przyczyn tego wybuchu, a nie w Makowie. Jak robił w ochronie, to mógł coś podejrzanego widzieć, być świadkiem czegoś. Może ktoś nie chciał, żeby taki świadek żył - zastanawiał się chłopak.

Więcej na ten temat przeczytasz w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki