Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Baba w Babie

Ewa Pyśk
Marzena Romanowska, młoda sołtyska z Baby pracuje w sklepie
Marzena Romanowska, młoda sołtyska z Baby pracuje w sklepie E. Pyśk
Czy baby rządzą Babą? Wszystko na to wskazuje, sołtysem wsi jest kobieta. Lubi swoją wieś, nie wyobraża sobie, że mogłaby mieszkać gdzie indziej. Po prostu - swoja baba - mówią ludzie we wsi.

- Daj mi, Marzenko, jeszcze z pół kilo tych ciastek - prosi sprzedawczynię kobieta. Ekspedientka, młoda blondynka, przy okazji rozmawia z klientką. A to o tegorocznej zimie, a to o słabo odśnieżonych drogach - takie babskie pogaduchy w sklepie. Bo sklep jest centralnym punktem wsi, zwłaszcza, że za ladą stoi sołtyska, Marzena Romanowska, najmłodszy z sołtysów w gminie Łyse. Ma 28 lat, dwie córki, od dziewięciu lat jest mężatką.
Sklep znajduje się w środku wsi. Blaszany barak, w którym w pewien sposób skupia się życie mieszkańców. Niemal wszyscy żyją z gospodarki, a że gleby tu marne, do sklepu można przyjść i na to równie marne życie się wyżalić. Dzieci idą do szkół, większość wraca tu, albo do okolicznych wsi i dalej żyje, jak rodzice i dziadkowie. A jak są młodzi, wieś żyje. A młodzi chcą mieć wpływ na życie swojej wsi. Choćby taki, że wybrali sobie młodego sołtysa, a właściwie, sołtyskę.
Dwa lata temu Marzena Romanowska została sołtysem.
- Na drugą kadencję to już się chyba nie zgodzę - mówi. - Bo tego wszystkiego jest za dużo: sołtysowanie, praca w sklepie, rodzina.
To, że kobieta jest sołtysem, to już nic nowego, a nawet coraz powszechniejsze zjawisko na polskich wsiach.
- Baby nie chcą puszczać chłopów na sołtysa. Pójdą na sesję do gminy, wezmą, co swoje i wiadomo, spiją się - komentują kobiety w Babie.
Może więc i był to jeden z powodów, że Baba zadecydowała, że na czele wsi stanie Marzena Romanowska.
- Kiedy stary sołtys zrezygnował, przyszły do mnie koleżanki, również młode mężatki i zachęcały, żebym została sołtysem - opowiada Marzena Romanowska.
A potem wieś pomysł poparła, nikt nie był przeciw kandydaturze Romanowskiej. A kontrkandydata nie było.
- Wiadomo, mieszkam w środku wsi, jestem cały dzień w sklepie, to też było ważne - tłumaczy sołtyska. - A z drugiej strony to ja przez to sołtysowanie straciłam klientów.

Baba od wszystkiego

Sołtys jest właściwie łącznikiem pomiędzy wsią a władzami gminy.
- Muszę informować, rozwieźć czasami ogłoszenia, podatek zebrać - wyjaśnia Marzena Romanowska. - Czasami pójdę na sesję, ale tam to wiadomo, sołtys mało ma raczej do powiedzenia... Żadne pieniądze za to sołtysowanie, a tylko obowiązek. No i niewiele sołtysi mogą zrobić.
- Droga słaba - do sołtysa, pracy nie ma - do sołtysa, wszystko ma załatwić, a co sołtys może? - mówi Zofia Niedbała, matka sołtyski.
- Może za krótko jestem sołtysem, żeby tak powiedzieć, co można, a czego nie - zastanawia się Marzena Romanowska. - A zresztą, jak ktoś jest sołtysem już parę lat, to zna ludzi w gminie, wie, gdzie co załatwić, z kim rozmawiać. A ja jeszcze nawet nie wiem czasami, kto jest kim.
- Może mam za dużo rzeczy naraz do pracy - mówi kobieta. - Dlatego chyba już nie będę chciała na drugą kadencję zostać. Niektórzy, kiedy to słyszą, od razu mnie zachęcają, żebym została, ale jak to będzie, to jeszcze zobaczymy.
- Ona to teraz chuda taka się zrobiła - dodaje matka najmłodszej sołtyski. Dumna jest z córki, ale martwi się o nią.
- Gdyby nie mamusia, to nie wiem, jak bym sobie z tym wszystkim poradziła - mówi Marzena Romanowska.
Sołtyska pracuje w sklepie spożywczo-przemysłowym, który należy do jej ojca. Codziennie, od poniedziałku do soboty, od 8.00 do 16.00. Dwiema córkami - sześcioletnią Mileną i trzyletnią Joasią - zajmuje się mama. Wspólnie z rodzicami, razem z mężem Andrzejem, prowadzą 11 hektarowe gospodarstwo. A tam, wiadomo, pracy jest zawsze dużo. Marzena ma więc swoją robotę w sklepie, reszta należy do rodziców i męża. Wszyscy mieszkają w domu rodziców Marzeny, tuż obok znajduje się sklep.
- W sklepie tak właściwie to tylko miałam pomagać, ale nikt mnie nie zastąpi, bo tylko ja się na kasie znam - śmieje się Marzena Romanowska. - Mamusia gotuje, zajmuje się dziećmi i domem, ja to tylko czasami w niedzielę coś po swojemu ugotuję.
Rodzina sołtyski

Rodzina pomaga, ale wszyscy przyznają, że Marzena ma za dużo pracy.
- Ja to zrazu chciałam, żeby ona była sołtysem - opowiada Zofia Niedbała. - A teraz to widzę, jak to wygląda. Wszyscy myślą, że jak ktoś jest sołtysem to wszystko może załatwić. Kiedyś taka kupa żwiru we wsi leżała, Marzenka mówi do chłopów ze wsi: "Idźta, rozwalta ten żwir". I co? Swoich chłopów trzeba było wziąć i rozwalać.
Mąż, o ile na początku nie uwierzył, że została sołtysem ("bo jego wtedy nie było w domu"), potem się śmiał. A jeszcze później zaczął żonie pomagać.
Marzena na ludzi na wsi nie narzeka.
- Tu każdy swój, wszyscy się znamy, nikt się nie awanturuje - tłumaczy młoda kobieta. - Tylko każdy chce, żeby lepiej się żyło, a nie wszystko da się załatwić. Chociaż, nie mówię, bo jak coś trzeba, na przykład ostatnio równiarkę na drogę, zadzwoniłam do wójta i od razu przysłał.
Do sklepu przychodzą ludzie i po zakupy, i żeby pogadać, i do sołtysa, i na piwko. Marzena Romanowska nie ma kłopotów w pracy, żaden podchmielony wielbiciel jej nie zaczepia.
- Ja sobie na to nie pozwolę! - zastrzega. - A zresztą, u nas to takie spokojne ludzie, sami swoi i dodaje: - A ostatnio tak sobie myślałam, że jestem sołtysem, a nawet nie wiem, ile jest domów w Babie. No i sobie policzyłam, tak ponad 50.
Pani Marzena nie myślała o tym, że będzie sołtysem.
- Rodzice, tak jak tu wszyscy, mają gospodarkę - opowiada. - Poszłam do szkoły rolniczej w Łysych i od razu wiedziałam, że wrócę na gospodarkę. Szczególnie, że jestem jedna w domu. Nie miałam innych marzeń, nie zastanawiałam się nad tym, że mogłabym robić w życiu coś innego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki