Bartosz Markiewicz mieszka w gm. Troszyn. Od urodzenia jest niepełnosprawny – cierpi na niedobór wzrostu. Wolontariuszem jest odkąd w 2015 roku zaangażował się w Świąteczną Zbiórkę Żywności w Ostrołęce.
- Usłyszałem o tym od koleżanki. Poszedłem, zobaczyłem, pomogłem – wspomina z uśmiechem. - Magazyn był w byłym kasynie. Pracy było sporo, ale atmosfera tak wspaniała, że zapragnąłem więcej.
Zamierzał zaangażować się w kolejne akcje dobroczynne. Tak trafił do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, pod egidą którego działają wolontariusze.
- Tam poznałem pana Piotra Majka, który zaproponował mi wolontariat w Radosnym Świetlicobusie. No i ruszyłem w trasę. I tak już drugi rok.
Radosny Świetlicobus znają chyba wszyscy ostrołęczanie. To oznakowany autobus, który latem krąży po miejskich osiedlach. Zadaniem „radosnych” wolontariuszy jest uatrakcyjnianie czasu najmłodszym mieszkańcom miasta.
A w roku szkolnym Bartosz Markiewicz jest bywalcem dwóch świetlic: przy. ul. Padlewskiego i przy ul. Hallera. Tam zajmuje się dziećmi m.in. pomaga im w lekcjach.
Bartosz ma 27 lat. Jest na rencie. Z zawodu elektromechanik pojazdów mechanicznych. Uczy się zaocznie w liceum, w tym roku będzie zdawał maturę. Wrócił do szkoły po kilkuletniej przerwie. Ten rozdział wolałby wykreślić ze swojego życia.
- Wpadłem w nałóg. Dzień bez alkoholu był dla mnie stracony. Przez siedem lat zapijałem życiowe troski. Wyrwałem się z nałogu dzięki bratu, który w 2014 roku doprowadził mnie do Ośrodka Terapii Uzależnień. Po opuszczeniu ośrodka nie mogłem się odnaleźć – wyznaje. – Nie miałem pracy, nie wiedziałem, jak mam spędzać każdy kolejny dzień.
I wtedy właśnie wolontariat stał się jego sposobem na życie. Bartosz daje siebie innym, a tymczasem sam potrzebuje wsparcia. Niechętnie o tym mówi, ze skrępowaniem. Sen spędza mu z powiek stan domu, w którym mieszka. To stary dom, po rodzicach. Zbudowany co najmniej pół wieku temu. Dom popada w ruinę. Drzwi wejściowe straszą szparami. Pozasłaniał je prowizorycznie folią, żeby wiatr nie hulał po przedpokoju, ale na niewiele się to zdaje. W pokojach woda płynie po ścianach, a stare, drewniane, duże okna to marna ochrona przed zimnem. Bartosz patrzy na to wszystko z bólem serca. Zaczął remont, ale zakres prac nie jest duży. Determinują go pieniądze.
- Zacząłem tu – Bartosz prowadzi do kuchni. – Wymieniłem okno, na ściany położyłem cekol. Trzeba jeszcze wyrównać betonową podłogę, położyć jakąś wykładzinę i kupić meble.
Największy problem stanowi cieknący dach. Jest kryty papą, a właściwie wieloma jej warstwami. Łatany doraźnie. Niewykluczone, że wymaga wymiany włącznie z krokwiami.
A z tym domem i otaczającym go hektarem łąki Bartosz wiąże plany na przyszłość.
- Marzy mi się stworzenie tu tzw. miejsca ogniskowo-wypoczynkowego. Chciałbym, aby mogły u mnie wypoczywać dzieci ze świetlic. Kiedy zacząłem ten zamysł realizować, od razu okazało się, że trzeba poprawić instalację elektryczną. I tak co rusz wychodzą jakieś „kwiatki” – wzdycha Bartosz.
A może wśród naszych Czytelników znajdzie się ktoś, kto zechce pomóc fajnemu wolontariuszowi? Udało mu się poskładać życie rozbite na kawałki: nie sięga po alkohol, wrócił do szkoły, zdobył prawo jazdy. Radzi sobie mimo ułomności, nie obraża się na świat. A jego marzenia nie są z kręgu fantasy. Warto je spełnić, bodaj w skromnej części. Jeśli więc ktoś z państwa mógłby dołożyć przysłowiową cegiełkę, prosimy o kontakt z redakcją (tel. 697 770 536).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?