Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Karczewski, młody ostrowianin, ma za sobą podróż życia. Co za przygoda!

Mieczysław Bubrzycki
Starym motocyklem - prawie 40-letnią WSK-ą przez ponad dwa miesiące objechał kraje nadbałtyckie.

Siedemdziesiąt dni samotnej podróży na wysłużonym motocyklu, trasa miała wieść przez siedem krajów. Tak niecodzienną wyprawę powinno się dokładnie zaplanować.

- Plany miałem, ale nie zawsze trzymałem się wcześniej ustalonych tras, dość często zbaczałem i dzięki temu podróż była naprawdę udana - mówi Wiktor Karczewski z Ostrowi Mazowieckiej.

Z pewnym poślizgiem

O letniej wyprawie motocyklowej, którą zaplanował 19-letni uczeń technikum mechanicznego w Zespole Szkół nr 1 w Ostrowi, pisaliśmy w TO nr 19. Na motocyklu WSK, rocznik 1979, postanowił objechać Morze Bałtyckie. Przed wakacjami przygotowywał się do podróży, kompletował bagaż, myślał o najdrobniejszych szczegółach, szukał sponsorów. I udało się!

- Rozpocząłem z pewnym poślizgiem, bo miałem wyjechać w dniu zakończenia roku szkolnego, ale z powodu usterki silnika wyruszyłem 8 lipca, po naprawie - mówi Wiktor Karczewski.

Po noclegu w Polsce przekroczył granicę z Litwą. Przez kolejne dni przez Łotwę dojechał do Tallina w Estonii. W oczekiwaniu na tańszy prom do Helsinek nocował na rosyjskim okręcie zacumowanym w tamtejszym porcie. Zaprosił go Siergiej, który nieźle mówił po polsku. Rozmawiał głównie z nim, bo jego koledzy, też Rosjanie, nie znali angielskiego.

- W sumie przez tę noc spałem niewiele, ten czas spędziliśmy w taki typowy polsko-rosyjski sposób - Wiktor Karczewski uśmiecha się, kiedy to wspomina.

Zauroczony Finlandią

W Finlandii miał być przez dwa tygodnie, ale spędził tu 48 dni!

- Zmieniłem plany, kiedy z wybrzeża ruszyłem do centrum kraju - mówi Wiktor. - Finlandia mnie po prostu zauroczyła. Postanowiłem ruszyć na północ, pojechałem kilkaset kilometrów za koło podbiegunowe. Był taki dzień, że nikogo nie spotkałem na drodze, którą jechałem. Dojechałbym do najdalej na północ wysuniętego miejsca Finlandii, ale zaczęły się górki, których moja WSK nie była w stanie pokonać, i zawróciłem.

Wie, jak wygląda tundra, bo spędził w niej niejedną noc. Zapamięta do końca życia niezwykle miękką ściółkę. Dzięki niej w namiocie spało się jak na wygodnym materacu. Widział mnóstwo reniferów, chodzą nawet po ulicach miast, a zasypiał słysząc wycie wilków. Jednej nocy rozbił namiot w miejscu, gdzie bywały niedźwiedzie. To nie było roztropne, ale dowiedział się o tym dopiero na drugi dzień, w pobliskiej restauracji.

Sypiał w różnych dziwnych miejscach, gdzie rozbijał namiot. Najwyżej 10 z 70 nocy spędził na polu kempingowym, bo co jakiś czas chciał się porządnie wymyć. Kempingi są tu drogie, najtańszy kosztuje 10 euro.

- Mimo że byłem sam i nocowałem pod namiotem, nie bałem się, że mi ktoś coś ukradnie - wspomina. - Czułem się bezpiecznie.

W Rovaniemi namiot rozbił w miejskim parku. Obudził go mieszkaniec tego miasta, który był ciekaw, kto tam śpi. Spytał, czy nie potrzebuje żadnej pomocy. Okazało się, że to miejscowy fotograf, więc zrobił mu kilka zdjęć, a potem przyniósł odbitki.
Tylko raz był legitymowany przez policjanta. To było na północy Finlandii. Wracał w wyprawy autostopowej do Norwegii i spał w śpiworze pod daszkiem obok sklepu, bo padał deszcz. Policjant obudził go i po krótkiej rozmowie poprosił, żeby sobie stamtąd poszedł.

- Generalnie ludzie są tam bardzo grzeczni i uczynni - mówi Wiktor Karczewski. - Prawie nie było dnia, żeby ktoś mnie nie zapytał, czy nie potrzebuję pomocy.

Prawie każdy zna angielski i bez problemu można się porozumieć.

- Mój angielski jest teraz zdecydowanie lepszy - twierdzi Wiktor Karczewski. - To bardzo dobra szkoła języka.

Awaryjna zmiana planów

Gdy dotarł do Rovaniemi na północy Finlandii (to tutaj mieszka św. Mikołaj!), doszło do poważnej awarii tylnego koła. Motor był nieźle obładowany - sam bagaż wraz z torbami i skrzynią ważył 75 kg, drugie tyle motocyklista.

- Wszystko obciążało zbyt mocno tylne koło i to było powodem największej zmiany w moich planach - wspomina Wiktor. - W Rovaniemi popękały mi szprychy w tylnym kole, w sumie dwanaście. Stara felga i stare szprychy, a do tego duże obciążenie zrobiły swoje. Pewnie też dało się we znaki 1500 km przejechanych po czasem wyboistych drogach szutrowych. Nie przewidziałem takiej awarii. W bagażu miałem bardzo dużo części, ale szprych nie zabrałem. Odwiedziłem wszystkie sklepy motoryzacyjne w mieście, ale takich szprych nie znalazłem. Skontaktowałem się z tatą, który kupił je u nas i wysłał kurierem do Finlandii. Jako adres podał poste restante, ja czekałem w stacji paliw, ale okazało się, że w tym kraju nie ma takiej formy adresu. Paczka wróciła do Polski, a ja poprosiłem na stacji paliw, żeby podali mi jej adres. Paczka po raz drugi przyjechała, tym razem ją odebrałem i naprawiłem koło.

To jednak zupełnie zmieniło jego plany. W oczekiwaniu na przesyłkę wybrał się autostopem do Norwegii i nie żałuje. Zobaczył Nordkapp, czyli Przylądek Północny - najbardziej na północ wysunięty ląd Europy. No i fiordy.

- Takich widoków nie da się opisać - mówi. - Jak się okazało, awaria motoru miała swoje plusy, mogłem być w Norwegii, czego nie planowałem.

W planach miał dojechać na południe Szwecji, potem mostem do Danii i stamtąd do Polski. Kiedy zdarzyła się awaria i trzeba było czekać na przesyłkę, skończył się czas i pieniądze. Dotarł więc z Rovaniemi do Nynuashann koło Sztokholmu, wsiadł na prom i dopłynął do Gdańska. Stamtąd motorem dojechał do Ostrowi. To był piątek, 11 września.

- Wyglądałem trochę dziwnie - mówi Wiktor Karczewski. - Przez cały czas nie goliłem się, ani nie strzygłem. Schudłem około 10 kg. To skutek monotonnego jedzenia. Żywiłem się sam, podstawowym daniem był gotowany makaron z różnymi dodatkami. W Finlandii kupowałem go w Lidlu, jest tańszy niż w Polsce. Pierwsze, co zrobiłem w Polsce, to porządnie się wymyłem i najadłem.

Co wspomina najbardziej

Na pierwszych lekcjach w szkole opowiadał nauczycielom i kolegom, jak to było. Dziwili się, że miał tyle przygód.
- To przygody są najważniejsze w takiej podróży - mówi Wiktor Karczewski. - Gdyby wszystko było zaplanowane, byłoby nudnie.

Gdy opowiada, że jest zauroczony Finlandią i chętnie pojechałby tam jeszcze raz, tylko mimochodem wspomina, że może tylko przez 5 dni z prawie 50, które tam spędził, nie padało. I ta ciągła wilgoć mocno dawała się we znaki, zwłaszcza że temperatura powietrza rzadko przekraczała 12 - 15 stopni (w Polsce wtedy było 35!), a nocami bywały nawet przymrozki. Nie wspomina też o dużych muchach, które są ogromnie namolne i bardzo gryzą. Komary też tam są, ale są mniej uciążliwe od tych monstrualnych much.

No i białe noce. Ściemniało się trochę tylko między trzecią a czwartą nad ranem, więc rozregulował sobie zegar biologiczny i bywało, że wstawał o piętnastej po południu.
Mimo to Finlandia to naprawdę piękny kraj!

Czas podsumowań

Motocykl spisywał się prawie bez zarzutu, choć przejechał nim 6000 km bez żadnego wypadku.
- Była ta awaria koła, a także kilka innych drobnych napraw, ale to naprawdę niewiele - twierdzi. - Mogę powiedzieć, że moja WSK była niemal bezawaryjna i jestem z niej niezwykle dumny.

W sumie jednak pokonał ponad 8000 km, bo dochodzą dwie podróże promem i wyprawa autostopem do Norwegii. Zrobił swoim aparatem 2000 zdjęć i 400 filmików. Część z nich można obejrzeć na jego blogu: 125cmmieszanychuczuc.blogspot.com.
W czasie podróży wydał 6000 zł. Przygotowania do wyprawy kosztowały ponad dwa razy więcej, ale to już sfinansowali sponsorzy.

Co dalej?
- Teraz przede wszystkim nauka, bo jestem w klasie maturalnej - mówi Wiktor Karczewski. - Swoją przyszłość chcę jednak związać z motoryzacją, zwłaszcza ze starymi motocyklami. Po maturze zamierzam wyjechać do pracy na Zachód, a zarobione tam pieniądze przeznaczę na studio, w którym będę przygotowywał swoje motocykle do dalekich podróży.

Za dwa lata WSK-ą zamierza pojechać znacznie dalej niż do Finlandii i Szwecji. Może nawet do Chin? W czasie przygotowań do następnej wyprawy wykorzysta maksymalnie doświadczenia z podróży brzegiem Bałtyku.

Po głowie chodzi mu jeszcze jeden plan. Jeden z kuzynów ma radziecki motor M72, tzw. emkę. Jest w złym stanie, ale Wiktor zamierza go przywrócić do życia, a potem wyruszyć w jeszcze dalszą podróż. Może do Nepalu i w Himalaje?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki