Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W szponach sekty

Anna Suchcicka
Dr Sun Myung Moon podczas spotkania Uniwersalnej Federacji Pokoju w Warszawie w październiku zeszłego roku
Dr Sun Myung Moon podczas spotkania Uniwersalnej Federacji Pokoju w Warszawie w październiku zeszłego roku Piotr Nowak/ Fotorzepa
Zrozpaczony ojciec poszukuje osób, które miały kontakt z sektą Moona. Chce odzyskać syna, odebrała mu go sekta

- Słyszeliśmy czasem o sektach, ale nigdy nie przypuszczaliśmy, że ten problem dotknie nas osobiście - mówi mężczyzna, którego syn dostał się pod wpływy jednej z najbardziej niebezpiecznych sekt - sekty Moona, która wymaga od swoich członków całkowitego posłuszeństwa i ślepego wykonywania rozkazów, doprowadzając ich do całkowitego spustoszenia psychiczno-duchowego.

Arka, studenta renomowanej warszawskiej uczelni, któregoś dnia pod akademikiem zaczepił młody, dobrze ubrany mężczyzna. Przedstawił się jako członek Międzyreligijnej i Międzynarodowej Federacja na Rzecz Pokoju Światowego. Wręczył ulotkę i zaprosił do przyjścia na wykład, mający wyjaśnić cel istnienia Federacji. Arek, ciekawy świata i ludzi chłopak, który zawsze na odmienność reagował zainteresowaniem - postanowił z zaproszenia skorzystać. Tak właśnie mogło wyglądać pierwsze spotkanie Arka z sektą Moona. Mogło, ale nie musiało.

Równie dobrze Arka mogła zafascynować działalność innej dumnie brzmiącej organizacji - tytułującej się jako Akademickie Stowarzyszenie Urzeczywistniania Wartości Uniwersalnych, Uniwersalna Federacja Pokoju, Zjednoczenie Uczonych dla Pokoju czy Polska Federacja Rodzin na Rzecz Światowego Pokoju.

Moon swoje prawdziwe oblicze kryje bowiem pod dziesiątkami nazw. Sekta szuka adeptów zwykle wśród młodzieży szkolnej i uniwersyteckiej, młodych artystów, biznesmenów i ludzi ze świata polityki. Proponuje im nie tylko wykłady, ale także kursy komputerowe, naukę języków obcych, spotkania poetycko-muzyczne, dyskusyjne kluby filmowe czy wyjazdy rekreacyjne. Zaczyna się bardzo niewinnie, kończy - na utracie rodziny i psychicznym ubezwłasnowolnieniu. By zawłaszczyć człowieka sekta przede wszystkim kładzie nacisk na kompletną izolację zwerbowanych od rodziny i dotychczasowego towarzystwa.
Codziennie bardziej obcy

Arek, który pochodzi z Ostrołęki, zetknął się z sektą Moona dwa lata temu.
- Z synem zawsze wiązały mnie bardzo silne więzy. Byliśmy jak kumple, spędzaliśmy ze sobą wiele czasu i rozmawialiśmy o wszystkim. Nie miał przede mną żadnych tajemnic. Mieliśmy tyle wspólnych marzeń - opowiada Szymon, ojciec Arka, który jest w Ostrołęce poważanym przedsiębiorcą.

Dwa lata temu Arek zaczął się oddalać. Gdy przyjeżdżał do domu z uczelni, zamykał się w pokoju i nie wydawał się zadowolony, gdy ktoś próbował go odwiedzić. Jego wyalienowanie rodzice tłumaczyli nadmiarem nauki i stresem wiążącym się z końcem szkoły.
- Był zamknięty, ale nie sprawiał nam najmniejszych problemów. Przyjeżdżał często do domu, my odwiedzaliśmy go w Warszawie. Chodziliśmy wspólnie do kina, do muzeum i na kolacje - wspomina Szymon.

Im bliższy był termin obrony pracy dyplomowej, tym syn wydawał się bardziej zamknięty. Gdy w końcu Arek obronił pracę, która zresztą była opisywana w wielu pismach branżowych, rodzice odetchnęli. Mieli nadzieję, że wszystko wróci do normy. Syn oddalał się jednak coraz bardziej.

- Bliskich wręcz zaczął unikać, nie było z nim praktycznie żadnego kontaktu. Zaczęli też do nas dzwonić przyjaciele syna ze studiów i mówić, że z Arkiem dzieje się coś złego - opowiada Szymon. Rodzice przejęli inicjatywę. Postanowili zrobić chłopakowi niespodziankę i odwiedzić go w Warszawie. Pojechali bez zapowiedzi.
- Na stancję nie zostaliśmy wpuszczeni, syn wręcz przed nami uciekł, nie chciał z nikim rozmawiać. Nie widzieliśmy co się dzieje - opowiada ojciec.

Kora, która przeraża

Arek skontaktował się z rodziną jesienią. Zaprosił ich do Warszawy. Nie do siebie, na stancję, ale do hotelu w Warszawie, na sympozjum.
- To, co tam usłyszeliśmy było wręcz przerażające. Stek bzdur - Szymon denerwuje się na samo wspomnienie. Opowiada, że "naszła się gromada starców białych, żółtych i czarnych. Była też wnuczka Moona, która mówiła o końcu świata, tunelu pod cieśniną Beringa i zbawieniu dla wybranych". Z Arkiem nie udało się porozmawiać. Chłopak działał jak automat, mówił wciąż o mocnych więzach z rodziną.

- Jaką rodziną? - zastanawiał się Szymon i próbował rozmawiać z ludźmi, którzy przyszli na sympozjum. - Wszyscy mówili tylko, że jest pięknie. A jeden mężczyzna, około trzydziestki, przedstawił nam swoją żonę, Koreankę, lat ok. 50. Wystrzelić to tylko w kosmos - denerwuje się Szymon. Denerwuje się i płacze, bo czuje się zupełnie bezradny.

- Ostatnio widzieliśmy Arka cztery miesiące temu. Zakomunikował, że wyjeżdża za granicę. Powiedział, że chce sam wybrać swoją drogę życia. Początkowo co tydzień dostawaliśmy od niego listy. Bardzo piękne, długie listy. Potem zaczął przysyłać kartki z różnych miejsc w świecie: z Austrii, Francji, Włoch. Treść stawała się coraz bardziej niezrozumiała. Pisał tylko o pięknych kwiatach. Nic o sobie. Nie mamy pojęcia gdzie jest, ani co robi. Jego telefon jest wyłączony. Nie wiemy też, co się stało z rzeczami, które miał w Warszawie - mówi ojciec.

Ostatni telefon od Arka rodzice odebrali przed miesiącem. Syn chciał pieniędzy. Mówił bardzo nieskładnie.
- To przecież chłopak po studiach, a teraz nie potrafi wręcz skonstruować prostego zdania. Mówi jak chłopak od krów - nie może przeboleć ojciec, który boi się, że Arek może wyjechać do Korei i nigdy nie wrócić.

Rodzina szuka pomocy

Rodzice Arka chcą synowi pomóc. Nie wiedzą tylko jak.
- To, co mówi psycholog czy ksiądz to tylko teoria - uważa ojciec, który ma nadzieję, że po publikacji artykułu w TO odezwą się osoby, które miały z sektą do czynienia w praktyce.
- Może znajdzie się osoba, która coś podobnego przeżyła jako rodzic lub jako osoba wciągnięta do sekty. Może udałoby się takiej osobie przekonać naszego syna. Ja jako rodzic tracę już nadzieję - mówi Szymon, który był u psychologa, księdza i na policji. Wizyty te nic nie dały. - Wsparcia psychologa czy księdza nie potrzebuje. A na policji mogę jedynie zgłosić zaginięcie. Ale Arek jest dorosły i jakiś kontakt z nim jednak jest. Zresztą, ściągnięcie go do domu na siłę nic pewnie by nie dało. Mogłoby sytuację jeszcze pogorszyć - przewiduje Szymon.

Arek ma 27 lat. Z bardzo dobrym wynikiem skończył renomowaną uczelnię i od razu dostał propozycję świetnej pracy.
- Był chłopakiem z matematycznymi zdolnościami, sercem artysty i zapędami dziennikarskimi. Zanim skończył studia, pisywał już do branżowych, uznanych pism. Był wrażliwy, lubił sztukę, malował, jeździł na plenery, chodził na wernisaże, był bardzo ciekawy świata i ludzi. Każdego był gotów wysłuchać - charakteryzuje go tata. - A potem nagle wszystko przestało się dla niego liczyć. Odwrócił się od wszystkich. Ciągle mam nadzieję, że się odezwie.
Wszystkie osoby, które mogłyby pomóc Arkowi i jego rodzinie prosimy o kontakt z redakcją.

PS. Imiona bohaterów zostały zmienione.

Co to jest sekta Moona

Założył ją Sun Myung Moon (ur. 1920 r.) w Korei. Jak sam twierdzi, w wieku 16 lat objawił mu się Jezus, który prosił go, aby dokończył zbawienia, które On zaczął, ale nie doprowadził do końca. Misja zbawienia miała dokonać się poprzez zakładanie idealnych rodzin, co zmazałoby - według Moona - seksualny grzech Adama i Ewy.

Sam Moon w 1960 roku porzucił swoją żonę z trojgiem dzieci i wziął ślub z 18-letnią Hak-Ja-Han. Odbyło się tzw. wesele Baranka, a nowożeńcy ogłosili się Prawdziwymi Rodzicami. Sam Moon wraz z żoną dobiera, a następnie "błogosławi" pary małżeńskie, zwykle wielu narodowości. Po takim "ślubie", który jest jednocześnie formą inicjacji wiążącą z sektą, każdy członek sekty jest zobowiązany do całkowitego posłuszeństwa i dozgonnej wierności Moonowi. Ale zanim to nastąpi, każdy członek musi najpierw zasłużyć na odpowiednią żonę poprzez ciężką i nieodpłatną pracę na rzecz sekty.

"Święty biznesmen" - jak nazywa się często Moona - jest jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Swojej fortuny dorobił się m.in. na handlu bronią, narkotykami czy oszustwach podatkowych. Obecnie sekta ta została uznana za niebezpieczną przez Parlament Europejski. W wielu krajach jej działalność jest zabroniona, a wiele rządów nie wpuściło Moona do swojego kraju.

W Polsce Kościół Zjednoczenia został zarejestrowany w 1990 roku. Sekta ta ma w Polsce ok. 80 duchownych i blisko 120 misjonarzy. Posiada trzy zamknięte ośrodki: w Krakowie, w Glanowie pod Krakowem i Izabelinie. Działają pod postacią różnych fasadowych organizacji, jak: Akademickie Stowarzyszenie Urzeczywistniania Wartości Uniwersalnych, Federacja Kobiet na Rzecz Światowego Pokoju, Zjednoczenie Uczonych dla Pokoju, Polska Federacja Rodzin na Rzecz Światowego Pokoju itd. Sekta ukrywa się pod szyldami różnych stowarzyszeń, fundacji i spółek handlowych.
Członków tej sekty możemy niejednokrotnie spotkać na ulicach naszych miast. Są to najczęściej młodzi ludzie, dobrze ubrani, wyglądający na inteligentnych. Członkowie sekty rekrutowani są najczęściej w wieku reprodukcyjnym (20-30 lat). W pełni zaangażowani zbierają pieniądze, głoszą nauki Moona, wprowadzają do ruchu nowe osoby. W czasie pracy sprzedają pocztówki, świece, obrazki, chodzą po domach oferując swoje produkty i jednocześnie nauczają.

Na Zachodzie spory procent moonistów zatrudnionych jest w przedsiębiorstwach i fabrykach należących do ruchu. Każdego obowiązuje przekazanie na organizację 10 proc. swoich dochodów. Mooniści prowadzić mają intensywne życie duchowe. Gdy jeden ze współmałżonków nie chce przystąpić do organizacji, zaleca się porzucenie rodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki