To nie jest tak, że uparł się na samotną podróż.
- W towarzystwie i raźniej, i bezpieczniej - podkreśla. - I w sumie myślałem, że tym razem będę miał towarzystwo. Któregoś dnia pojechałem do warsztatu samochodowego. I tam zauważyłem dwa piękne rowery. Zapytałem ich właściciela, czy nie wybrałby się ze mną do Częstochowy. W pierwszej chwili podszedł do tej propozycji bardzo entuzjastycznie, ale mieliśmy się jeszcze skontaktować w połowie lipca. Podjechałem więc, zgodnie z uzgodnieniami, a on wtedy powiedział, że chyba jednak nie pojedzie. Ale był jego kolega i on stwierdził, że może jednak obaj pojadą. Ostatecznie, tydzień przed wyjazdem, rozmyślili się.
1 sierpnia wyruszył. Przez kilka kilometrów (do Rzekunia) towarzyszył pieszej pielgrzymce. A rodzina dowiedziała się o wyprawie... kilka godzin później.
- Jak dojechałem do Góry Kalwarii zadzwoniłem do syna, a on do mojej żony. Miałem trochę problemów na Moście Siekierkowskim w Warszawie, bo niektóre ścieżki rowerowe były pozamykane i trzeba było szukać objazdów, a potem, 60 km przed Częstochową miałem mały kryzys. To było wczesnym rankiem, 2 sierpnia. Szukałem otwartego sklepu gdzieś na wsi, bo było ciężko. Namierzyłem taki sklep, akurat była dostawa świeżego pieczywa, posiliłem się i ruszyłem w drogę. W Częstochowie byłem o godz. 10.00, przejechawszy 417 kilometrów - opowiada.
Jechał 24 godziny. W Częstochowie spędził weekend.
- Zaczynam poszukiwania osób, które pojadą ze mną na rowerach w przyszłym roku do Częstochowy (gdyby ktoś miał ochotę na taką szybką podróż, prosimy o kontakt z redakcją, przekażemy panu Zdzisławowi).
https://to.com.pl/zdzislaw-piotrowski-to-przygoda-zycia/ar/10535473
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?