Ich dopiero co wydaną (24 marca) płytę tworzy dziesięć utworów. W każdym z nich na pierwszy plan wysuwają się ostre riffy gitarowe, których autorem jest Michał, i charyzmatyczny wokal Dolly. Tokyo Taboo szuka drogi pośredniej pomiędzy melodyjnością, a ambitniejszym przekazem. I udaje się im ją znaleźć.
- Wiele zyskaliśmy dzięki naszemu producentowi - mówi Dolly. - Doszliśmy do porozumienia na bardzo osobistym, emocjonalnym poziomie.
- Nigdy nie spotkaliśmy człowieka, który podszedłby tak całościowo do końcowego produktu - nie może się go nachwalić Michał. - Wszystko zrealizowaliśmy w miesiąc. Naszym zdaniem to najlepsze brzmienie, jakie do tej pory osiągnęliśmy. Nie wszystkim krytykom ono pasuje.
- Niektórzy uważają, że jest ono niezbyt dojrzałe, że nie jest „na czasie” - opowiada Dolly, dodając jednak, że z takimi głosami się nie zgadza.
- Wszyscy chwalą nas natomiast za przesłanie - wtrąca ostrołęczanin.
Bo też piosenki nie są o byle czym. Już samo otwarcie płyty, „Make it out alive”, to protest song przeciwko wysyłaniu wojsk do Syrii.
- Jestem pacyfistką i boli mnie, gdy widzę, że rząd, wydając ogromne pieniądze, angażuje się gdzieś w wojnę - opowiada Dolly. - Moje teksty piszę też o problemach osobistych. O ludziach o osobowościach narcystycznych, o ludziach-pijawkach wysysających energię, wykorzystujących słabości innych. Moje ulubione utwory na płycie to „Self sabotage”, napisany w dzień po śmierci Davida Bowiego, i „Drowning”: pierwszy jest o nieustannym samokrytycyzmie, drugi o zmaganiu się z depresją. „Drowning” to nasza najwolniejsza piosenka, świetnie sprawdza się podczas koncertów.
„Self sabotage” miało nie być na płycie. A to dzięki temu kawałkowi Tokyo Taboo osiągnął największy kasowy sukces.
- Zależało mi na tym, żeby się znalazł, bo śpiewam w refrenie wysokie dźwięki! - śmieje się Dolly.
Ulubionym utworem Michała jest za to żywiołowe „Bubbilicious”.
- Piosenka oparta jest na bardzo prostym, ale konkretnym riffie - mówi Michał. - Sam teledysk do niej był dziwaczny, kręcony na pustyni, gdzie wszystko wyglądało jak z innego świata.
Niektóre z klipów wzbudzają kontrowersje, jak na przykład najnowszy do piosenki „Pussy power”. Czemu? Dolly śpiewa w kościele. W pewnym momencie pojawiają się tańczące topless czy w bieliźnie kobiety, mają założone maski goryli. A na sukni weselnej, którą ma na sobie Brytyjka, w okolicach intymnych, pojawia się krew.
- Chcieliśmy razem z producentem teledysku pokazać ten cały bałagan, chaos związany z byciem kobietą - mówi Dolly, mając na myśli zagubienie w rolach społecznych (np. matki, żony), patriarchalizm, wulgarną seksualność otaczającą nas wokół.
Dla kogo jest ich muzyka?
- Dla ludzi, którzy nie pasują do dzisiejszego świata - odpowiada, po namyśle, wokalistka Tokyo Taboo. - Myślę, że nikt tak naprawdę nie pasuje, choć wszystkim wydaje się, że są normalni.
Teraz Tokyo chciałoby na żywo wystąpić przed ostrołęczanami. Taki koncert jest w planach, rozmawiali o jego organizacji podczas pobytu w naszym mieście. Choć główną przyczyną wizyty są sprawy osobiste. Dolly i Michał w czerwcu biorą ślub i muszą załatwić formalności. Uroczystość będzie kameralna, małżeństwem zostaną na małej wyspie w Chorwacji. Dla Dolly to była druga wizyta w Ostrołęce. Michał stara się być tu dwa-trzy razy do roku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?