Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ta rodzina potrzebuje pomocy. Nie zostawiajmy ich samych!

Redakcja
Anna i Piotr Wiśniccy z Kadzidła oraz ich trójka dzieci w pożarze stracili wszystko.

Straty po pożarze u Wiśnickich

Niewielka, drewniana chatka przy ul. Targowej w Kadzidle straszy swoim wyglądem. Z domu bez dachu wystaje samotny, murowany komin. Pokoje z dziurawymi sufitami, mają nadpalone ściany.
Pożar, który wybuchł w poniedziałek, 23 lipca zmienił całe dotychczasowe życie tej pięcioosobowej rodziny. Tego dnia, tuż przed północą Anna i Piotr usłyszeli wystrzały jak z petard i huk. Pomyśleli, że to może ktoś we wsi robi imprezę. Ale kiedy na dachu domu zobaczyli rozprzestrzeniający się ogień, zrozumieli, że rzeczywistość nie jest tak prosta i kolorowa.

"Ja chcę swój domek"
Ogień, który pojawił się w wyniku zwarcia przewodów elektrycznych, palił się wolno. Noc była bezwietrzna. Mimo to drewniany, stary dom szybko się zajmował.
Wiśniccy bez chwili namysłu rzucili się do ucieczki.
- Wzięłam Mikołaja na ręce - matka opowiada z przejęciem. - Starszym dzieciom kazaliśmy szybko wychodzić z łóżek i uciekać przed dom. Uciekaliśmy tak, jak staliśmy.
Kiedy dzieci były już bezpieczne na zewnątrz, rodzice próbowali jeszcze ratować dobytek. Dym był jednak za gęsty.
Niedługo dom zaczęli gasić strażacy. Do pomocy przyszli także sąsiedzi i inni ludzie z Kadzidła.
- Kiedy przyjechali strażacy? Nie pamiętamy. Dla nas każda minuta patrzenia na pożar była jak wieczność - Piotr przyznaje smutno.
- Kiedy strażacy gasili ogień, Mikołaj krzyczał do nich, żeby nie psuli mu domku - jego żona wspomina przez łzy. - Mówił, że chce taki domek, jaki miał. Następnego dnia wziął szczotkę i sam zamiatał osmolone schody...

Pozostał tylko ból serca
Rodzina mieszka w przyczepie kempingowej. Sąsiedzi użyczyli im prądu. Znajomi i rodzina pomagają jak mogą.
- Chcielibyśmy bardzo podziękować wszystkim dobrym ludziom za dotychczasową pomoc - mówi gospodyni. - Opieka społeczna zachowała się wspaniale. Od razu dostaliśmy zapomogę. Zaproponowano nam też mieszkanie zastępcze w Szkole Podstawowej w Jazgarce. Ale to dla nas za daleko. Mąż musiałby dojeżdżać do pracy. Dojazdy by nas zjadły. Dzieci chodzą tu do szkoły i tu chcemy zostać.

Sytuacja rodziny wciąż jest dramatyczna.
- Siostra nie ma gdzie Mikołajowi nawet mleka zagotować - Jolanta Zera skarży się prze łzy. - Ostatnio kąpała go na dworze. Na szczęście na razie jest ciepło. A co będzie potem? Poza tym nie mają się nawet gdzie załatwić. Chodzą do ubikacji spalonego domu. Nie mają innego wyjścia, a przecież to niebezpieczne. Co będzie jak ten nadpalony komin się przewróci?
Rodzina jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Jedynym żywicielem rodziny jest Piotr, który pracuje jako dozorca w skansenie kurpiowskim. Nie zarabia kokosów.
- Trzy lata temu rzuciłem palenie. Nie piję. Szykowaliśmy pomału ten dom. Bardzo się staraliśmy. Niedługo zamierzaliśmy wyremontować łazienkę - opowiada Piotr. -_ A teraz co mamy? Tylko kupę nerwów, stresu i ból serca.

Rodzina Wiśnickich potrzebuje pomocy. Przyda im się wszystko - począwszy od ubrań, po materiały budowlane. Nie pozostańmy obojętni na ich krzywdę!

Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu TO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki