Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć długów nie spłaca

Jarosław Sender
Mężczyzna popełnia samobójstwo, jego rodzina jest załamana. Najpierw jego bliscy próbują otrząsnąć się z szoku, potem organizują pogrzeb i starają się pogodzić ze startą. Pytań jest mnóstwo, odpowiedzi niewiele. W końcu po żałobie przychodzi czas na uporządkowanie spraw majątkowych i spłacenie długów. Taki scenariusz przeżył Ryszard Bradke z Kleczkowa z żoną sześć lat temu. Brat pana Ryszarda - 50-letni Stanisław - popełnił samobójstwo. Dlaczego? To pytanie dręczy państwa Bradke do dzisiaj.

- Dopóki matka żyła wszystko było dobrze - mówi pan Ryszard. - Po jej śmierci brat nie mógł pracy znaleźć, zaczęły się problemy. Nie radził sobie. W końcu sięgnął po alkohol.

Pan Ryszard pogodził się już ze stratą brata. Teraz dba o jego mogiłę, przynosi kwiaty na grób zapala znicze. Trudno się dziwić, że chciałby już przestać myśleć o tej tragedii. Niestety koszmar powrócił…

Kilka tygodni temu do pana Ryszarda przyszedł listonosz i przyniósł mu list adresowany do jego nieżyjącego brata. Stanisław również mieszkał w Kleczkowie.

- Wszyscy się tu znamy - opowiada Ryszard. - Po śmierci brata listonosz przynosił mi rachunki i listy, które przychodziły do brata. Stanisław miał kilka długów. Chciałem być w porządku wobec wszystkich, dlatego od ręki je pospłacałem. Byłem pewien, że mój brat już spokojnie spoczywa w grobie...

Nie mają rachunku w systemie

Niestety, okazało się, że pan Ryszard nie spłacił wszystkich długów brata. Nie miał pojęcia, że Stanisław korzystał z usług Telekomunikacji Polskiej. Zalegał z zapłatą rachunku za telefon.

- Po sześciu latach telekomunikacja przypomniała sobie o długu - mówi zdenerwowany Ryszard. - Wcześniej jakoś nikt o tym nie wspominał. Skąd ja miałem wiedzieć, że brat nie płacił za telefon? Żeby, chociaż jakieś pismo wysłali, od razu bym uregulował tę należność. W końcu dostawałem listy brata. Dług wynosił 262,57 zł, nie jest to jakaś wygórowana kwota. Przez te sześć lat to pewnie odsetki większe narosły. Jestem uczciwym człowiekiem, nie chcę zalegać z jakimiś opłatami. Próbowałem już wyjaśniać tę sprawę, ale z telekomunikacją nie da się rozmawiać. Poszedłem do nich i chciałem po prostu zapłacić całą sumę, liczyłem się także z tym, że będę musiał zapłacić odsetki. Ale w telekomunikacji powiedziano mi, że oni takiego długu nie mają w systemie i nie mogę go spłacić. Przecież to paranoja!

Sprzedali dług firmie

Skontaktowaliśmy się z Wojciechem Jabczyńskim, rzecznikiem prasowym TP.

- Sytuacja jest lekko skomplikowana, gdyż Telekomunikacja Polska nie jest wierzycielem - wyjaśnia Jabczyński. - W 2004 roku sprzedaliśmy dług firmie Intrum Justitia Debt Finance. Podstawą prawną do dokonania cesji zadłużenia jest Kodeks Cywilny. Wierzyciel może bez zgody dłu¬żnika przenieść wierzytelność na osobę trzecią (przelew), chyba że sprze-ciwiałoby się to ustawie, zastrzeżeniu umownemu albo właściwości zobowiązania. Wraz z wierzytelnością przechodzą na nabywcę wszelkie związane z nią prawa, w szczególności roszczenie o zaległe odsetki. W celu wyjaśnienia wszelkich wątpliwości, pan Ryszard powinien kontaktować się bezpośrednio z firmą windykacyjną.

Dłużnik żyje czy nie?

- Niestety, w sprawach dotyczących konkretnego zadłużenia, rozmowy możemy prowadzić tylko z osobą zadłużoną, ewentualnie z ustanowionym pełnomocnikiem - poinformowała nas Katarzyna Nadaj, specjalista ds. marketingu w firmie Intrum. - Nie mamy możliwości informowania o długu osób postronnych, tak stanowi prawo. Jednocześnie radziłabym, aby pan Bradke osobiście skontaktował się z Intrum, mogę zapewnić, że uzyska odpowiedzi na wszelkie pytania.

Na pytanie, dlaczego dopiero po sześciu latach firma przypomniała sobie o długu pana Bradke, odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Wydawałoby się, że z firmą nie ma żadnej polemiki. Jest dług i ktoś go musi spłacić. To, że dłużnik nie żyje, nie ma większego znaczenia. Jednak ku mojemu zdziwieniu, za dwa dni otrzymałam kolejne wyjaśnienie z firmy Intrum. Tym razem napisała do mnie pani Anna Wasilewska, która zajmuje się sprawą długu Stanisława.

- Informuję, że na podstawie cesji wierzytelności sprawa zadłużenia pana Stanisława Bradke została sprzedana do firmy Intrum Justitia 11 czerwca 2004 roku. Dłużnik o istniejącym zadłużeniu informowany był pisemnie w dniach: 28 września 2004 r., 9 listopada 2005 r., 15 grudnia 2006 r., 25 czerwca 2007 r., 27 sierpnia 2008 r. oraz 12 lipca 2010, jednakże powiadomienia odsyłane były z adnotacją "dłużnik zmarł", co jest widoczną nieprawdą, ponieważ zgłosił się on osobiście do pani.

Najwyraźniej dla firmy windykacyjnej nie ma znaczenia, czy zgłosił się do mnie pan Ryszard czy nieżyjący pan Stanisław. Natychmiast wysłałam wyjaśnienie tej sytuacji. Oddzwoniła do mnie zdenerwowana pani Nadaj.
- Nie możemy pani nic powiedzieć na ten temat - powiedziała powtarzając się. - Skoro dłużnik nie żyje dług może przejść na jego rodzinę, szczególnie jeśli rodzina przejęła spadek po zmarłym. Być może sprawa uległa przedawnieniu. Pan Ryszard powinien się jak najszybciej skontaktować z naszą firmą.

Ma dwa wyjścia

Zadzwoniłam do pana Ryszarda prosząc go, żeby się skontaktował jak najszybciej z panią, która zajmuje się sprawą jego brata.

- Nie wiem sam co mam zrobić - stwierdził zrezygnowany pan Ryszard po rozmowie z panią z firmy windykacyjnej. - Mam dwa wyjścia, albo mogę spłacić ten dług i mieć święty spokój, albo będę ciągał się jeszcze z nimi co najmniej kilka miesięcy po sądach. Problem w tym, że nawet jeśli spłacę dług, to nikt mi nie zagwarantuje, że za pięć lat znowu nie dostanę pisma z firmy windykacyjnej. Chcę tę sprawę jak najszybciej wyjaśnić. W firmie zapewniono mnie, że ponownie zajmą się sprawą tego długu i ustalą jak najszybciej, czy mam obowiązek go spłacić.

Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki