Serduszko Kamila bije coraz słabiej. Potrzeba 160 tys. zł na operację
- Na oddziale kardiologii, na którym leżał nasz siostrzeniec, przy łóżku każdego dziecka był rodzic. Łóżko Kamila, przy którym nie było nikogo, było po prostu przerażające. My i nasi bliscy opiekowaliśmy się nim i widzieliśmy, jak bardzo on tego potrzebuje, jaki ma deficyt miłości, czułości i troski – wspomina wyszkowianin Adam Berkowski.
- Nie mieliśmy jeszcze wtedy własnego dziecka – mówi - marzyliśmy o nim od dwóch lat. Czuliśmy, że los nieprzypadkowo połączył nas z Kamilem. Pokochaliśmy go bardzo szybko. Od początku było dla nas jasne, że go tak w tym szpitalu, samemu sobie, nie zostawimy.
Pierwsze formalności, pierwsze odwiedziny w Ośrodku i… pierwsze święta Bożego Narodzenia spędzone razem. Kamil już pod koniec stycznia następnego roku zamieszkał z nowymi rodzicami, którzy od razu zajęli się jego leczeniem. Miał wtedy 10 miesięcy. Adoptując Kamila, Adam i Olga wiedzieli, na co się decydują. Już po urodzeniu był on dzieckiem bez większych rokowań. Ale okazał się na tyle silny, że pokonał wszelkie przeciwności losu, przeszedł jedną operację, potem drugą. Dzięki temu, jak również rehabilitacji i zajęciom wspomagającym, chłopiec nadrobił opóźnienia psychofizyczne. Ale nagle, z dnia na dzień, stan zdrowia Kamila zaczął się pogarszać.