Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąsiedzi uratowali chorego dziadka. Reszta spłonęła doszczętnie (wideo, zdjęcia)

(md) / (mb)
– Byliśmy w tym czasie poza domem – opowiada ze łzami w oczach Stanisław Kalata. – Mama pracowała za stodołą, dzieci bawiły się na podwórku, a ja z żoną wracaliśmy właśnie z pola. Nagle zobaczyliśmy, że nad naszym domem unosi się gęsty dym.
– Byliśmy w tym czasie poza domem – opowiada ze łzami w oczach Stanisław Kalata. – Mama pracowała za stodołą, dzieci bawiły się na podwórku, a ja z żoną wracaliśmy właśnie z pola. Nagle zobaczyliśmy, że nad naszym domem unosi się gęsty dym. Fot. M. Dylewski
Sześcioosobowej rodzinie z Sumiężnego całkowicie spalił się dom. Pomóżmy im!
6-osobowej rodzinie z Sumieznego (gm. Malkinia) spalil sie caly drewniany dom

6-osobowej rodzinie z Sumiężnego (gm. Małkinia) spalił sie c...

Wynieśli z płonącego domu chorego dziadka. Potem zdążyli uratować kuchenkę gazową i kilka ubrań. Dzieci zdołały zabrać tylko swoje szkolne tornistry. Reszta doszczętnie spłonęła.

Sumiężne koło Małkini, poniedziałek, 26 kwietnia. To najbardziej dramatyczny dzień w życiu rodziny Kalatów. Po godzinie 17.00 w płomieniach stanął ich dom. Mieszkali w nim w sześcioro: rodzice, dziadkowie oraz 9-letni Sebastian i 11-letni Wojtek. Gdy wybuchł pożar, w domu był tylko chory dziadek. Wynieśli go sąsiedzi. Drewniany budynek palił się przez kilkadziesiąt minut. Strażacy mogli tylko dogaszać zgliszcza.

Niewiele udało się uratować

- Byliśmy w tym czasie poza domem - opowiada ze łzami w oczach Stanisław Kalata. - Mama pracowała za stodołą, dzieci bawiły się na podwórku, a ja z żoną wracaliśmy właśnie z pola. Nagle zobaczyliśmy, że nad naszym domem unosi się gęsty dym. Kiedy byliśmy już blisko, zobaczyliśmy też ogień. Paliło się poddasze z tyłu domu. Ogień wraz z wiatrem szedł już po całym dachu. Wpadłem do sieni i złapałem, co było pod ręką, ale niewiele udało się uratować.

Wynieśli tylko trochę ubrań, babcia zdążyła złapać swoje dokumenty i kilka opakowań leków męża. 11-letni Wojtek ratował szkolne tornistry, brata i swój. Wyniósł też kilka książek.
- Ogień zabrał nam wszystko - mówi Małgorzata Kalata. - Nie mamy w co się ubrać i gdzie spać. Nie mamy dokumentów, rodzice pozostali bez leków. Nie ma szklanek, sztućców, talerzy. Nie mamy nic. Całe szczęście, że nikomu z rodziny nic się nie stało. Młodszy Sebastian tak się wystraszył ognia, że uciekł za stodołę. Starszy syn był bardzo odważny i chciał z tatą ratować, co się dało.

Sąsiedzi pomagają

Życzliwi sąsiedzi od razu zaoferowali im swoją pomoc. U jednych spędzili pierwszą noc, inni już we wtorek zaczęli organizować zbiórkę pieniędzy. Wszyscy chcą jakoś pomóc.

- W tej chwili najbardziej potrzebne są nam ubrania i buty dla dzieci - mówią poszkodowani w kilka godzin po dramacie. - Nie mają właściwie nic. Młodszy w maju będzie miał komunię świętą, ale na szczęście alba i garniturek mu się nie spaliły, bo były w tym czasie u krawcowej na poprawkach. Ale reszta spłonęła.

Chłopcy chodzą do drugiej i czwartej klasy szkoły podstawowej. Po pożarze schronili się u rodziny w sąsiedniej wsi. Do szkoły mieli iść dopiero wtedy, gdy ochłoną i będą mieli w co się ubrać.

Więcej na ten temat przeczytacie w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki