Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sabina Malinowska - wieloletnia wicedyrektorka Miejskiej Biblioteki Publicznej w Ostrołęce odeszła na emeryturę. Przeczytaj wywiad

Piotr Ossowski
Piotr Ossowski
Sabina Malinowska
Sabina Malinowska Piotr Ossowski
O bibliotece, książkach i ostrołęckim środowisku literackim… Rozmawiamy z Sabiną Malinowską - wieloletnią wicedyrektorką Miejskiej Biblioteki Publicznej w Ostrołęce, prezeską Stowarzyszenia Przyjaciół Biblioteki i Książki; opiekunką i dobrym duchem ostrołęckiego środowiska literackiego.

Niedawno, po prawie pół wieku pracy w bibliotece, odeszła Pani na emeryturę. Wielokrotnie powtarzała Pani, że odchodzi, ale się nie żegna. Zanim jednak porozmawiamy o przyszłości, chciałbym spytać: Jak to się zaczęło?

Dokładnie 46 i pół roku temu… przez przypadek. Skończyłam filologię polską i bibliotekoznawstwo, ale o kierunku pedagogicznym, tak więc naturalnym wyborem po tych studiach była praca w szkole, być może w szkolnej bibliotece. Okazało się, że w szkołach w Ostrołęce nie ma dla mnie etatu. Pamiętam, że miałam możliwość podjęcia pracy w Czerwinie czy Piskach, ale nie chciałam dojeżdżać. Zupełnie przez przypadek dowiedziałam się, że w nowo powstałej Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej; bo właśnie powstało województwo ostrołęckie, dyrektor Izabela Majewska-Chałat ma dziesięć wolnych etatów. Pomyślałam, że pójdę do biblioteki „na chwilę”, załapię się na jakąś pracę po studiach i dalej będę szukać pracy w szkole. Ta „chwila” zmieniła się w pół wieku…

Szmat czasu. Nie tylko przecież w życiu człowieka, ale także w historii...

Tak, przeżyłam w tej bibliotece naprawdę różne chwile, w różnych czasach. Można chyba nawet powiedzieć: w różnych epokach. Zaczynaliśmy na ul. Szpitalnej, gdzie nie było centralnego ogrzewania i bieżącej wody. Przeżyliśmy i zimę stulecia i powódź, podczas której nasze zbiory były poważnie zagrożone, bo przecież byliśmy bardzo blisko rzeki. Potem było powstanie „Solidarności”, byłam przewodniczącą komisji zakładowej. Na szczęście w Ostrołęce nikogo „z kultury” nie internowano. Z tego powodu, że - jak się później okazało - dyrektorzy po prostu nie donieśli na swoich pracowników. Potem był stan wojenny, trudne lata 80. Myślę, że najtrudniejszy czas dla biblioteki przyszedł jednak zaraz po zmianie ustrojowej, w latach 1990-1992. To był generalnie trudny czas dla kultury. Myślenie wówczas było takie, że najpierw gospodarka musi stanąć na nogi, a dopiero potem można myśleć o kulturze. Nie zdawano sobie sprawy, że w dziedzinie kultury nie da się zrobić przerwy, zawiesić jakiejś działalności na dwa trzy lata, bo się jej po prostu nie da odbudować. W naszej bibliotece też nie było łatwo. W tamtym okresie trzeba było rozstać się z pewnie jedną trzecią załogi. Udało się, rozkładając to w czasie, w miarę bezboleśnie przejść przez ten okres.

A co się przez ten czas nie zmieniło?

To co najważniejsze - nasi czytelnicy i książka jako taka. Przez te wszystkie lata mówiło się wiele razy o zagrożeniach dla książki. Począwszy od telewizji, przez komputery, po książkę elektroniczną. To wszystko miało odciągnąć ludzi od tradycyjnych książek. Nie odciągnęło…

Biblioteka to jednak nie tylko książki. To także miejsce integracji środowiska literackiego. Pani od początku była z tym środowiskiem związana.

Kiedy przyszłam do pracy, to już Klub Literacki Narew istniał. Jego twórcą i liderem był oczywiście Dionizy Maliszewski, tworzyli go tacy giganci, nie boję się dziś takich słów, jak właśnie Dionizy, Edward Kupiszewski czy Alfred Sierzputowski. Od początku ja temu środowisku w pewnym sensie asystowałam, zaprzyjaźniłam się z tym środowiskiem. Potem, kiedy już zostałam wicedyrektorką biblioteki, ta współpraca była bardziej formalna. I choć Klub Literacki Narew, po śmierci Dionizego Maliszewskiego, został formalnie rozwiązany w 1989 roku, to oczywiście środowisko nie przestało istnieć. Mimo że nie było klubu, że zabrakło Dionizego, staraliśmy się działać, pracować. W 1993 roku powołaliśmy do życia Ogólnopolski Konkurs Literacki im. Dionizego Maliszewskiego, reaktywowaliśmy Spotkania Literackie na Kurpiach. To wszystko spowodowało, że dziś mamy, choć nieformalną, to jednak zasłużoną i prężnie działającą grupę Ostrołęka Literacka, której liderem jest Karol Samsel. Wcześniej mieliśmy kilka prób utworzenia bardziej formalnych grup, ale jak to zwykle bywa w takich razach, przy zetknięciu się różnych osobowości, różnych wizji, różnych pomysłów, kończyło się to prędzej czy później rozwiązaniem takiej grupy. Jej nieformalny charakter, z nieformalnym, ale też niekwestionowanym przywództwem jest chyba lepszy, bo grupa ma się dobrze.

Nie miałaby się, gdyby nie Pani. Jest Pani, choć skromność nie pozwala Pani tego podkreślać, jedną z najważniejszych osób… Jak Pani się widzi w tej grupie? Kim Pani właściwie jest? Opiekunką, powierniczką?

Mimo że sama nie piszę, staram się być jedną z nich. Na pewno mamy bardzo dobre relacje, to jest tak trochę jak w rodzinie. Często nasi literaci dzwonią do mnie z różnymi problemami, z prośbą o radę. Czasem ze sprawami wydawałoby się błahymi, ale dla nich bardzo ważnymi. Czasem, jak to mówię, trzeba ich i pogłaskać, i wysłuchać. Być w pewnym sensie powiernikiem, ale też nierzadko pierwszym czytelnikiem, pierwszym recenzentem. Nawet krytycznym, ale zawsze życzliwym. Poza tym jest cała praca organizacyjna i wydawnicza. Nie byłoby środowiska literackiego, gdyby te osoby nie miały możliwości wydawania książek, czy to tomików wierszy, czy innych form. Takim najważniejszym, bo stałym wydawnictwem jest nasz rocznik literacki „Przydroża” pod redakcją Karola Samsela. W tym roku ukazał się już dziewiąty numer. Ważną dziedziną naszej działalności jest też wydawanie tomików poezji młodych twórców, często debiutantów. To dla nich szansa zaistnienia, pokazania się.

Czy można jakoś porównać obecne środowisko literackie w Ostrołęce z tym dawnym, z czasów Klubu Literackiego Narew czy potem Grupy Literackiej Narew?

Przede wszystkim tamto środowisko, cała grupa, to było od początku dzieło Dionizego Maliszewskiego. On postanowił stworzyć grupę literacką, co na tamte czasy było ewenementem, bo wówczas pisarz musiał mieszkać w dużym mieście. Nie było lokalnych grup literackich. Tak więc z jednej strony to była rewolucja, ale z drugiej strony było łatwiej, bo Dionizy mógł ściągać ludzi z zewnątrz, załatwiając pracę, pomagając w uzyskaniu mieszkania. Poza tym odnajdował też miejscowych, którzy gdzieś pisali do szuflady. Tamto środowisko to też była w dużej mierze grupa kolegów, nie było między nimi różnic pokoleniowych. Nie zapominajmy też, że choć w tamtym systemie była cenzura, to jednak jak już ktoś mógł wydawać książki, to miał na to pieniądze. Były „etaty w kulturze”, grupa literacka miała swoje lokum. To były zupełnie inne czasy.

Wróćmy jeszcze do tego, że jest Pani „niepiszącą członkinią środowiska literackiego”. Podobno to się ma zmienić. A może od dawna pisze Pani do szuflady…

Nie, nie piszę do szuflady (śmiech). Oczywiście zdarzało mi się pisać jakieś eseje czy wspomnienia, także do przywoływanych już „Przydroży”, ale nie były to większe formy. Teraz na emeryturze mam nadzieję znaleźć więcej czasu i stać się „piszącą członkinią środowiska literackiego”.

Co to będzie?

To będą opowieści związane z Ostrołęką, z historycznymi wydarzeniami, ale ubarwione także fikcją literacką, nawet elementami legend. To w pewnym sensie będzie też pokłosie organizowanych od wielu lat spotkań z cyklu „Ulicami wspomnień”. Jednocześnie będzie to opowieść rodowa, bo moja rodzina z Ostrołęką związana jest od 200 lat, nieskromnie powiem, że moi przodkowie wpisali się jakoś w historię naszego miasta. Myślę, że w przyszłym roku będę już mogła zaprosić na jakieś spotkanie autorskie ze mną, choć oczywiście to są jeszcze dopiero plany, a plany mają to do siebie, że mogą się zmienić.

Podczas różnych pożegnań związanych z Pani odejściem na emeryturę, podkreślała Pani, że nie żegna się i dalej będzie działać jako prezeska Stowarzyszenia Przyjaciół Biblioteki i Książki. Jakie są zatem najbliższe plany?

Chwilowo mamy problemy lokalowe, ale mam nadzieję, że szybko uda nam się je rozwiązać. Oczywiście nadal będziemy prowadzili działalność. Już dostaliśmy pieniądze na tegoroczne edycje naszych sztandarowych projektów, czyli Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Dionizego Maliszewskiego i „Dionizji”. Będziemy wydawać 10. numer „Przydroży”, mam nadzieję, że kolejne książki, organizować spotkania, warsztaty.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki