Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Remontowali dom. Stanął w ogniu

Robert Majkowski
Grucele, gm. troszyn. Dom rodziny Perzanowskich nie ma dachu i części podłóg, pomieszczenia są osmalone. Płonął, gdy w środku była matka z dwójką dzieci

- To było o 3 w nocy, 1 lutego - opowiada Katarzyna Perzanowska. - Mąż akurat pracował. Córka obudziła mnie i mówi: mamo, jest dużo dymu w mieszkaniu. Myślałam, że piecyk się zapchał, dlatego dymi. Kiedy otworzyłam drzwi do przedpokoju, buchnęły na mnie płomienie. Już wiedziałam, że się palimy.

Dzieci rzucić przez okno

W domu była z nią 7-letnia Ola i 10-miesięczny Filip. Pierwszą reakcją było zatrzaśniecie drzwi od przedpokoju, gdzie stoi piec centralnego ogrzewania. Potem kobieta chwyciła za telefon i zaczęła wykręcać numer do brata, który miesza obok. Początkowo nie odbierał, bo, jak potem powiedział, myślał, że się jej coś przypomniało i chciała mu powiedzieć. To się zdarza, bo pani Katarzyna pracuje na zmiany i czasem nie może zasnąć. Gdy w końcu odebrał, usłyszał tylko: palimy się, chodź po dzieci, ale nie otwieraj drzwi! Dopiero potem gospodyni oprzytomniała na tyle, żeby wybrać numer do straży pożarnej.

- Siostra była w pokoju, bo tam ogień nie dotarł. Krzyczała, żebym zabrał dzieci i podała mi je przez okno. Sama stała i nie ruszała się.

Gospodyni pamięta, dlaczego tak zamarła w bezruchu.
- Do tej chwili myślałam o bezpieczeństwie dzieci. Gdy Mariusz je wziął, stałam i myślałam: co zabrać? To nawet nie chodziło o rzeczy dzieci czy dokumenty. Dziwne, ale nie o tym myślałam. Patrzyłam na drzwi, bo niedawno wymieniliśmy, w styczniu poszła pierwsza rata… Przykro było zostawiać. Potem jeszcze się wróciłam po psa.

Ocalone rybki

Pokazuje spalony dach. Na ręku ma bandaż, bo się poparzyła, ale tego nie pamięta. Po 20 minutach od wezwania przyjechała straż, najpierw z Ostrołęki, bo samochód z Troszyna utknął w zaspie. Dojechał po 45 minutach. Dom Perzanowskich to niewielka oficyna, przy zabudowaniach gospodarczych.

Właśnie byli w trakcie remontu. Pożar i gaszenie płomieni spowodowały zniszczenie dachu, krokwi i stropu. Wypalił się wzięty na raty bojler, podłoga w łazience spłonęła niemal do ziemi, ściany i armatura są osmalone. Tak samo ściany w przedpokoju, częściowo też w kuchni. Namoknięte płyty gipsowe wypaczyły się. Co jest pod glazurą i panelami, nie wiadomo. Trzeba tam zajrzeć, bo być może ściany wyżarzyły się wewnątrz. Płytki i panele muszą zostać skute.

Na szczęście nic nie uległo zniszczeniu w głównym pomieszczeniu domu, czyli pokoju. Ocalały nawet delikatne rybki akwariowe, pielęgnice. Gospodyni wspominała, że te ryby to była jedna z jej pierwszych myśli na drugi dzień: żeby szybko prąd założyć, bo bez filtrowania wody i grzałki poginą.

Trwa remont. Na czas doprowadzenia domku do porządku, Perzanowscy zamieszkali w domu obok, u rodziny, w siedem osób we dwóch pokojach. Bez dzieci. One trafiły do drugich dziadków, bo mały Filip ma dusznicę, nie może przebywać ani w wilgoci ani wśród kurzu.

Remont od początku

Gdy przyjechaliśmy na miejsce, gospodyni wołała na obiad. Ekipa remontowa to w większości ludzie przysłani do pomocy przez gminę. Od gminy dostali też wsparcie materialne: zwrot kosztów pokrycia dachowego nad pokojem i gotówkę na bieżące potrzeby. Jest ich sporo, bo ekipę trzeba karmić, dokupić wszystkie rzeczy, które się spaliły, jak kontakty, drzwi, kable, bojler. O tym, że trzeba będzie kupić i nową terakotę, glazurę i panele, nawet nie chcą myśleć. Biorą "na zeszyt".

- Na szczęście w łazience ocalała wanna i sedes, tego przynajmniej nie trzeba kupować - wzdycha gospodarz, Krzysztof.

Jest strażakiem. Z goryczą mówi o remizie, która stoi kilkaset metrów od jego domu a jednak straż musiała dojeżdżać z Troszyna i Ostrołęki. W Grucelach do dyspozycji jest tylko stary żuk. Wody się nim nie przywiezie.

- Grucele od Troszyna niedaleko, ale źle odgarnięta ze śniegu droga zatrzymała straż. Może jakby szybciej dojechali, to nie spaliłby się nam cały dach. A tak to dopiero po naszym pożarze przejechał pług.

Poszycie dachowe zostało zniszczone niemal doszczętnie. Gdy robotnicy chodzą po stropie, sufit się ugina. Widać wybrzuszenie, w miejscu, gdzie ktoś stanął. Trzeba kłaść nowe krokwie, potem dach.

- My sobie radzimy, ale dzieci szkoda, zwłaszcza małego - mówi pani Katarzyna. - Raczkuje, nie możemy go tu zabierać. Odwiedzamy tylko. Cieszę się, że nie zniszczył się jego inhalator, nawet pampersy ocalały. Tylko mleka już nie mam.

Mleko dla Filipa to Bebilon Pepti 2. Może ktoś kupił za dużo i ma niepotrzebny zapas? Poza nim rodzina potrzebuje trwałych produktów żywnościowych (na posiłki dla ekipy remontowej), płytek podłogowych, paneli ściennych i podłogowych, glazury, gniazdek, przewodów elektrycznych, płyt gipsowo-kartonowych oraz drzwi wewnętrznych: jednych szerokości 70 cm i dwóch szerokości 80 cm. Osoby chętne do udzielenia pomocy prosimy o kontakt z redakcją. Nr telefonu autorki tekstu: 695-119-709.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki