Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poród w ostrołęckim szpitalu. Towarzyszyliśmy w narodzinach Asi (imię zmienione - red.)

Agnieszka Białobrzewska
Szpital w Ostrołęce
Szpital w Ostrołęce Fot. Tygodnik Ostrołęcki
Katarzyna i Marek (imiona zmienione - red.) są małżeństwem od czterech lat. Mieszkają w Ostrołęce. Mają trzyletniego synka. Katarzyna do ostrołęckiego szpitala trafiła na kilka dni przed planowanym terminem porodu, w 39. tygodniu ciąży.

Jest niedziela, kilka minut po godzinie 5 rano. Na oddziale ginekologiczno-położniczym zaczyna się codzienne krzątanie: mierzenie ciśnienia, temperatury i tętna dzieci. Na sali razem z Kasią leżą dwie przyszłe mamy: Mirka, oczekująca bliźniaków i Milena.

Kasia tęskni za synkiem, zastanawia się, co teraz robi. Dzwoni do męża, pyta o syna, co zjadł, jak się czuje. Chłopczyk od kilku dni wydaje się być na mamę obrażony. Widać to także podczas odwiedzin. Trzyma się taty, nie chce się przytulić do Kasi. Nieufnie rozgląda się po pokoju, obserwuje leżące kobiety.

- To dla niego nowa i stresująca sytuacja - tłumaczy zachowanie syna Marek. - W domu jednak ciągle pyta, gdzie jest mama, kiedy do nas wróci.

Fałszywy alarm

Do Mileny przyjeżdżają rodzice i mąż. Do porodu zostały jej jeszcze dwa tygodnie, lekarze jednak w trosce o bezpieczeństwo maleństwa wolą, aby ten czas spędziła w szpitalu. To pierwsze dziecko Mileny.

- Nie martw się córeczko, jeśli będzie ciężki poród, to przyjadziem ciągnikiem i wyciągniem - żartuje wesoły przyszły dziadek.

Mirka ma jeszcze kilka tygodni do rozwiązania. To upragniona ciąża po kilkunastu latach starania się o dziecko. USG wykazało, że urodzi dwie dziewczynki. W domu czeka na bliźnięta nastoletni syn. Mirka tyle przeszła, że perspektywa porodu i bólu nie przeraża ją tak, jak leżącą obok Milenę.

Do Kasi przychodzi mama i teściowa. Dopytują o samopoczucie i ruchy maleństwa. Kasia ma ochotę na lody i Marek na kilka minut znika, wracając z litrowym pudełkiem karmelowej słodkości.

Powoli kończy się dzień, Kasia wieczorem dostaje skurczów. Lekarz słucha tętna dziecka i uspokaja:

- Rodzimy jutro, wszystko jest w porządku.

Po godzinie 22 skurcze są co 10 minut. Kasia jest wyciszona, przygotowuje się duchowo do jutrzejszego przyjścia na świat drugiego dziecka. Pakuje swoje rzeczy z szafki, do torby stojącej pod łóżkiem. W pewnym momencie wyjmuje małe, zielone śpioszki, ukradkiem je przytula do ust, chowa na wierzch torby.

Marek często dzwoni, jednak to fałszywy alarm, skurcze ustępują.

Musi boleć

W poniedziałek rano widać, że Kasia trochę się denerwuje. Po obchodzie i badaniu lekarskim pójdzie na porodówkę. Nie powinna nic jeść, tymczasem zaczyna być głodna. Dzwoni do Marka, uspokaja go.

- Teraz mi się przypomina, jak rodziłam synka - mówi. - To cierpienie, ale dla kogoś. Kobieta wiele przejdzie, aby przytulić maleństwo.

Około godziny 11.00 Kasia idzie do sali porodów rodzinnych. Syna też rodzili wspólnie. Te przeżycia zbliżają małżonków, sprawiają, że więzi między nimi są silniejsze.

Kasia zostaje podłączona pod kroplówkę z oksytocyną, która ma przyspieszyć poród. Położna po badaniu dokładnie tłumaczy, jak będzie wyglądała pierwsza faza porodu, czego można się spodziewać.

- Rozwarcie jest na 4 centymetry, to dobry start - mówi łagodnym głosem położna Bożena Baczewska. - Proszę się nie denerwować, może pani chodzić, siedzieć, leżeć, robić to, na co pani ma ochotę. Jeśli będzie bardzo bolało, proszę powiedzieć, może pani dostać znieczulenie.

Kasia nie chce znieczulenia, chce te chwile przeżyć z pełną świadomością, także z bólem. Skurcze są co kilka minut, ale nie są bardzo bolesne. Tętno dziecka jest prawidłowe. Rozwarcie nadal to samo.

Najgorsza jest bezradność

Jest 12.50, Kasia dostaje SMS-a, a po chwili dzwoni telefon. Koleżanka z pracy nie wie, że Kasia właśnie rodzi. Krótka rozmowa, bo nadchodzi kolejny, silniejszy skurcz. Kasia kuca, stara się oddychać przeponą, tak jak sugeruje położna. Marek podtrzymuje żonę, masuje jej kręgosłup. Widać, ze ból jest coraz silniejszy, jednak Kasia się uśmiecha, z zamkniętymi oczami, do siebie. Kiedy skurcz mija, może się wyprostować, stanąć. Pozycja w kucki sprawia, że rozwarcie się powiększa i przyspiesza poród.

- Nie rysuj mi proszę kwiatków i serduszek - strofuje masującego cały czas jej plecy Marka. Masuj od góry do dołu. Jaka jestem głodna! Marzy mi się tort, albo te wczorajsze karmelowe lody - mówi.

Jest 13.20, położna znowu zwiększa dawkę leku przyspieszającego poród. Kasia zastanawia się, czy urodzi chłopca, czy dziewczynkę. Po trzech badaniach USG to wciąż niespodzianka.

- Oby było całe i zdrowe - kwituje. Marek wychodzi na chwilę z pokoju, ma zadzwonić do mamy Kasi poinformować o coraz silniejszych skurczach. W efekcie dzwoni do Kasi, której telefon leży na stoliku przy łóżku. Widać zdenerwowanie i napięcie na twarzach przyszłych rodziców. Kolejny skurcz, cisza i jęk Kasi:

- Ojjjjj, jak boli...

Marek podaje chusteczki do otarcia potu z twarzy żony. Masuje plecy, podtrzymuje kucającą Kasię. Skurcze są już co dwie minuty, bolesne, z krzyża. Rozwarcie także się powiększa.

Oboje w przerwach patrzą na wiszący na ścianie zegar z bocianem.

- Jak ten czas wolno płynie.

Kasia obserwuje widok za oknem, wejście do szpitala. Na zewnątrz jest piękna słoneczna pogoda, świergot wróbli, zielona wiosna. W pokoju napięcie, ciepło, cisza i lekki półmrok.

Jest 14.45 skurcze zlewają się w jeden ból, który widać na twarzy przyszłej mamy. Kasia i Marek mocno się przytulają, milczą. Kasia płacze z bólu, jednak po chwili sama się mobilizuje: - Nie, nie mogę tracić sił, muszę je mieć dla maleństwa. Oddychanie przeponą mi pomaga. Jezuuu, jak boli!

Kasia chodzi, na tyle, na ile pozwala jej przewód od kroplówki. Siada na wielkiej gumowej piłce, położna pokazuje jak najlepiej się usadowić, aby zwiększyć rozwarcie. Tętno dziecka jest prawidłowe. Po badaniu okazuje się, że główka dziecka jest już w kanale przygotowana do rodzenia.

Godzina 15.30 i jest 7 centymetrów rozwarcia, Kasia siedzi cały czas na dmuchanej piłce przytulona do Marka, widać, że jest osłabiona skurczami. Nie ma siły sama wstać z piłki na kolejne badanie.

Położna Irena Miłońska tłumaczy, jak należy oddychać i uspokaja.

- Trzeba pomyśleć o czymś miłym, o synku w domu. Człowiek od razu zakochuje się w maleństwie, nie pamięta o porodzie, który jest ciężką fizyczną pracą - zapewnia.

Po 16.00 Kasię bada lekarz Piotr Pawełek, przebija pęcherz, odchodzą wody płodowe. Zaczyna się druga faza porodu, ta krótsza. Położne są cały czas przy rodzącej.

- Musimy jednak czekać na pełne rozwarcie - mówi spokojnym, cichym głosem lekarz. Jest dobrze, wszystko przebiega wzorcowo.

Kasia kładzie się na łóżku, są pierwsze bóle parte.

Jest 17.10 W pokoju robi się zamieszanie. Pojawiają się pielęgniarki z noworodkowego, jest lekarz i trzy położne. Kasia jest dziś jedyną rodzącą.

Położna mówi jak przeć. Marek trzyma za rękę żonę, przytula się. Kasia prze, zamyka oczy. Po kilku minutach rodzi się dziecko.

Witamy Asię

To dziewczynka. Wszystko szybko po sobie następuje. Odessanie śluzu z dróg oddechowych małej, przecięcie pępowiny przez Marka i dziecko już leży na piersiach Kasi.

Jest 17.23, na świecie pojawiła się Asia - zdrowa, czarnowłosa dziewczynka.

- Jaka śliczna, malusia - płacze patrząc na córkę Kasia.

Siwe małe stópki wystają z zielonej szpitalnej chusty. Kasia kilka minut temu zdawała się być zupełnie bez sił, teraz tuli mocno córkę, głaszcze ją po główce, pokazuje dziecko Markowi, który szczęśliwy przytula je obie do siebie.

W tym czasie lekarz sprawdza, czy łożysko jest całe, zszywa nacięcia. Marek wybiega z porodówki do czekającej za drzwiami mamy i siostry Kasi. Babcia za chwilę widzi swoją wnuczkę. Łzy i wzruszenie.

- Jaka mała, śliczna!

Jeszcze przez dwie godziny Asia i jej rodzice będą w sympatycznym, żółtym pokoiku. Cieszą się sobą. Mała leży przy piersi, uczy się ssać pierś. Po kilku próbach udaje się. Potem trafiają na oddział, gdzie leżą mamy ze swoimi nowonarodzonymi pociechami.

Asia waży 3700 gramów i ma 57 cm wzrostu, to typowe wymiary noworodka.

Trzeci dzień po porodzie, zastaję Kasię płaczącą - Asia ma żółtaczkę fizjologiczną, nie wyjdą dziś do domu.

Po pięciu dniach pobytu w szpitalu Katarzyna i zdrowa już Asia wychodzą do domu.

Dzień Matki, był dla nas jak co roku szczególnym dniem. Odwiedziliśmy swoje mamy, daliśmy kwiaty, prezenty. Mamy z łezką w oku wspominały nasze pierwsze chwile na tym świecie. Opowiadały, jak wyglądały te minuty. Prawie nie pamiętają o bólu, który towarzyszył narodzinom, a o ogromnej miłości, jaka je wtedy przepełniała. Dawniej w czasie porodu towarzyszyła kobiecie akuszerka, położna, rzadziej lekarz. Tata czekał gdzieś za drzwiami, nerwowo odliczając każdą minutę. Teraz może rodzić razem, rodzinnie.
W Ostrołęce od kilku lat wiele par korzysta z możliwości porodów rodzinnych, mając do dyspozycji kameralny pokój i intymność. Jednemu z małżeństw towarzyszyłam w tym szczególnym czasie oczekiwania na przyjście na świat dziecka.

Granatowa kanapa i fotele, telewizor, zdjęcia na kolorowych ścianach, wielka gumowa piłka - sala wygląda jak pokój w domu, a nie jak miejsce do porodu. Stoi wprawdzie wielki wyściełany ginekologiczny fotel, ale wygląda jak taki, w którym można oglądać telewizję.

- Sala porodów rodzinnych jest coraz popularniejsza - mówi Jerzy Piątek, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego. - Nasz oddział ma bardzo dobry sprzęt. Fizjologia porodu jest połączona z bólem. Ważne jest nastawienie psychiczne przyszłej mamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki