Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po kolędzie

Rozmawiał Jacek Pawłowski
Ten obraz Matki Boskiej Częstochowskiej wędruje z księdzem Bardłowskim po wszystkich parafiach
Ten obraz Matki Boskiej Częstochowskiej wędruje z księdzem Bardłowskim po wszystkich parafiach J. Pawłowski
Ofiarność biednych ludzi bardzo mnie onieśmiela, czuję się wtedy nieswojo - mówi chodzący po kolędzie ksiądz Antoni Bardłowski. Problemy są te same od kilku lat, one się nie zmieniły. Są to warunki życia, sytuacja ekonomiczna rodzin, bo tego reklamowanego w mediach zielonego światła dla wsi w rzeczywistości jest coraz mniej. Obserwuję to na przykładzie mojej parafii, że polska wieś się wyludnia, starzeje i wymiera... Prawie, że na stojąco... Coraz więcej jest ludzi starych, którzy potrzebują pomocy. Ci, którzy są w sile wieku, narzekają na biedę; na brak perspektyw dla swoich dzieci; na to, że ich dorosłe dzieci nie mają pracy.

Jak wygląda dzień kolędującego kapłana?
- Księża chodzą po kolędzie w okresie bożonarodzeniowym. Jest to część roku liturgicznego następująca po świętach Bożego Narodzenia. W parafii Baranowo rozpoczynamy kolędę zwykle 2 stycznia tuż po Nowym Roku. Dzień księdza wygląda następująco: jeśli nie ma zajęć w szkole, to zaczyna się ten dzień kolędowy od godziny dziewiątej. Ponieważ parafia nasza jest typowo wiejska, możemy sobie pozwolić na kolędowanie od rana. W naszej parafii księdza po kolędzie przyjmują wszyscy wierni, chyba że akurat są w pracy, to umawiają się na wizytę duszpasterską w innym terminie.
Czy pojęcie wszyscy wierni w przypadku parafii Baranowo oznacza wszystkich mieszkańców?
- Tak, nasza parafia jest jednorodna. Nie ma tu innowierców ani ateistów. Księdza po kolędzie przyjmują wszyscy.
W mieście zapewne jest inaczej.
- Z mojego ponad dwudziestoletniego doświadczenia duszpasterskiego wynika następująca zależność: im większa jest wspólnota parafialna, tym większa anonimowość i większe prawdopodobieństwo natrafienia na kogoś, kto jest niewierzący, wyznaje inną religię lub jest wierzący, a po prostu nie chce przyjąć księdza. Gdy w pierwszej połowie lat 80. byłem wikariuszem w parafii św. Antoniego w Ostrołęce, zdarzały się na drodze kolędującego kapłana bloki, gdzie ponad połowa mieszkańców nie chciała przyjmować księdza.
Jak wygląda wizyta duszpasterza w domach wiernych? Czy coś się zmieniło na przestrzeni ostatnich lat?
- W przebiegu wizyty od dawna nic się nie zmieniło. Jest piękny zwyczaj szczególnie na wsi, że ludzie oczekują księdza, wychodzą naprzeciw, odprowadzają po zakończeniu wizyty. Można powiedzieć, że ksiądz jest przekazywany od sąsiada do sąsiada. Gdy wieś jest bardziej rozległa, to wierni księdza podwożą do następnego domu. Jak się nie da samochodem, to ciągnikiem. W tym roku przecież zima zasypała wiele wsi i zdarzyło już mi się, że byłem, wyciągany z zaspy.
Czy również wszyscy wierni odprowadzają i przyprowadzają Księdza, czy są tacy, do których trzeba kołatać?
- Jeśli już, to są ludzie w podeszłym wieku, którzy boją się upadku na śniegu czy lodzie. Ale czymże byłby duszpasterz, gdyby nie potrafił dotrzeć do wszystkich? A wracając do przebiegu wizyty duszpasterskiej, to najpierw jest wspólna modlitwa, jest błogosławieństwo, którego kapłan udziela rodzinie, później jest bardzo osobista rozmowa na różne tematy. Zazwyczaj te tematy podejmuję ja.
O czym Ksiądz rozmawia ze swoimi parafianami?
- Jeżeli o mnie chodzi, to pytam ludzi jakie mają problemy w codziennym życiu. Pytam też o kwestie związane z wiarą.
Jakie problemy mają Księdza parafianie?
- Problemy są te same od kilku lat, one się nie zmieniły. Są to warunki życia, sytuacja ekonomiczna rodzin, bo tego reklamowanego w mediach zielonego światła dla wsi w rzeczywistości jest coraz mniej. Obserwuję to na przykładzie mojej parafii, że polska wieś się wyludnia, starzeje i wymiera... Prawie, że na stojąco... Coraz więcej jest ludzi starych, którzy potrzebują pomocy. Ci, którzy są w sile wieku, narzekają na biedę; na brak perspektyw dla swoich dzieci; na to, że ich dorosłe dzieci nie mają pracy.
Ale przecież ksiądz nie zapewni pracy wszystkim potrzebującym i nie wydźwignie sam wszystkich swoich parafian z biedy. Czemu więc służyć ma taka rozmowa?
- Ludzie potrzebują, żeby ktoś ich uważnie i cierpliwie wysłuchał i przede wszystkim zrozumiał. Dla człowieka pogrążonego w smutku to bardzo ważne. Dla nas jako duszpasterzy, niedostatek, który cierpi wielu wiernych, jest czymś zrozumiałym, ale jednocześnie bardzo bolesnym. Nie prowadzę niestety zakrojonej na szeroką skalę działalności gospodarczej, dzięki której mógłbym dać zarobek wszystkim oczekującym tego parafianom.
A ogląda Ksiądz serial ?Plebania"?
- Rzadko. Nie mam czasu na telewizję.
A tam niedawno była taka scena, jak na serial bardzo prawdziwa, a jednocześnie uderzająca i wyciskająca łzy. Samotna matka kilkorga dzieci odsyła dzieci na stronę, a sama częstuje księdza ukrytym wysoko w szafie przed dziećmi ciastkiem, bo wie, że księdza należy godnie podjąć, ale nie chce, żeby dzieci to ciastko widziały, bo ona nie ma pieniędzy na osiem ciastek, na jedno ledwie uzbierała... Czy zdarzają się w czasie kolędy sytuacje, że z jednej strony bieda, a z drugiej nadzwyczajna ofiarność ludzi wprawiają Księdza w zakłopotanie?
- Dokładnie takiej sytuacji nigdy nie miałem. Oczywiście moi parafianie są bardzo gościnni, przyjmują księdza tym, czym mają i za to im należy dziękować. Natomiast rzeczywiście ludzie biedni są bardzo ofiarni. Ta ofiarność mnie onieśmiela, jest dla mnie bardzo zaskakująca, czuję się nieswojo. Ja takiej ofiarności od ludzi, którzy cierpią niedostatek, nie oczekuję. Oni jednak traktują te swoje ofiary jako przejaw wielkiej odpowiedzialności za Kościół, za parafię, w której mieszkają.
Parafia musi się z czegoś utrzymywać a parafianie są i bogaci, i biedni.
- Oczywiście. Wcale nie ukrywam, że co roku przed każdą kolędą planuje się pewne wydatki i parafialne inwestycje.
Prymas Glemp zwykł mawiać, że Kościół jest bogaty ofiarnością wiernych, ale jednocześnie Ksiądz mówi, że z roku na rok obserwuje pogłębiające się ubóstwo wsi. Czy w ciągu ostatnich lat ofiarność wiernych zmieniła się na korzyść lub niekorzyść Kościoła?
- To są indywidualne sprawy i inaczej to wygląda w każdej rodzinie. Owszem spotykam się z rodzinami, które mówią w czasie kolędy: ?proszę księdza, teraz nie mamy pieniędzy, ale jak będziemy mieli, to natychmiast przyjdziemy z pomocą". Inni, zwłaszcza starsi ludzie, są skłonni do większych wyrzeczeń, bo sami jak twierdzą już niewiele potrzebują. Bywa jednak, że i ci starsi nie mogą się poświęcić dla Kościoła, bo utrzymują swoje dzieci i wnuki, ponieważ ci nie mają pracy.
Czy niedostatek, który cierpi wiele rodzin wpływa na ich stan psychiczny? Czy podchodzą do tego ze spokojem, czy pogrążają się w beznadziei?
- Ludzie mają jeszcze cień nadziei, bo człowiek wierzący zawsze powinien go mieć, ale jest to tylko cień. Wyczuwa się jednak ze strony wielu ludzi niemalże kompletną rezygnację, zwłaszcza u tych, którzy stracili pracę i długo nie mogą znaleźć nowej. Martwią się o swoje dzieci, o swoje wnuki, o ich przyszłość. Uważam, że to sytuacja niezdrowa dla społeczeństwa, bo ludzie obserwują niemoc. Nie mogą znaleźć pracy, ale też nie mają do kogo się zwrócić o pomoc. Ludzie chcą pracować, chcieliby z siebie dawać to, co mają najlepsze, czyli swoje umiejętności, wiedzę, entuzjazm i okazuje się, że tego nikt od nich nie potrzebuje. Oni więc czują się niepotrzebni, a człowiek nie może czuć się niepotrzebny. Ta sytuacja dla nas księży też jest nieprzyjemna. Osobiście wolę kiedy ktoś ze mną dzieli się swoją radością, jakimiś sukcesami. Oczywiście, moim zadaniem jest wysłuchać jakie ludzie mają problemy, wesprzeć duchowo. Wszystkie problemy moich parafian bardzo przeżywam i często z kolędy wracam bardzo zmęczony. Zmęczony tym, że ludzie mają tak dużo problemów. Oczywiście bieda to nie jedyny problem, ludzie skarżą się na choroby, sprawy rodzinne, alkoholizm, przemoc...
Czy stan materialny wiernych ma jakiś wpływ na poziom ich religijności?
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jakość religijność ludzi zależy od wielu czynników: od wieku, wykształcenia, miejsca w którym się mieszka, od poziomu zamożności również. Rzeczywiście pauperyzacja, czyli ubożenie ludzi wpływa na to, że są bardziej refleksyjni, częściej popadają w zadumanie nad swoim losem. Trudno tu jednak generalizować, że im człowiek biedniejszy tym pobożniejszy, a im bardziej zamożny, tym ta pobożność jest mniejsza. W dzisiejszych czasach dużo mówi się o osłabieniu wiary, a ja myślę, że to zjawisko nie ma miejsca, przynajmniej w mojej parafii i parafiach, które znam. Pomocą dla nas są media katolickie, Radio Maryja, prasa którą wierni kupują po niedzielnych mszach.
A w parafii Baranowo kupują?
- Kupują.
A czytają?
- Tego nie wiem. Mam nadzieję, że tak.
A jak Ksiądz chodzi po domach wiernych, to co częściej u nich widzi ?Niedzielę", czy ?Tele Tydzień" albo kolorowe magazyny?
- Program telewizyjny ludzie mają, bo telewizja też jest dla ludzi, tylko trzeba z niej umiejętnie korzystać. Jeżeli chodzi o kolorowe magazyny, to trzeba wiedzieć, że ludzie na wsi często nie mają pieniędzy na gazety, a w kościele jak ktoś nie ma pieniędzy, to zawsze może sobie to czy inne pismo po prostu wziąć.
Czy liczba wiernych na niedzielnych mszach zmieniła się jakoś w ostatnich latach?
- W parafii Baranowo jestem dopiero od trzech lat, ale mogę powiedzieć, że liczba wiernych przychodzących w niedzielę do kościoła nie zmieniła się, a nawet obserwuję lekki wzrost. To ciekawe zjawisko bo parafia jest rozległa, niektórzy mają do kościoła i dwanaście kilometrów. Na szczęście kilku naszych parafian ma prywatne autobusy i wożą ludzi do kościoła. Nie robią tego oczywiście za darmo, ale czynią to za znacznie niższą kwotę niż publiczny przewoźnik i jeżdżą w niedziele, w czasie gdy przez tę czy inną wieś przejeżdża jeden pekaes dziennie.
Gdzie się łatwiej, trudniej, ciekawiej kolęduje? Na wsi czy w mieście?
- W mieście ksiądz czuje się bardziej anonimowo, bo parafie są liczniejsze i trudno jest poznać wszystkich parafian. To trudność dla kapłana, który idzie z wizytą do danej rodziny. Ludzi poznaje się w miarę upływu lat, ale i ludzie potrzebują czasu, by poznać księdza. Na wsi to wzajemne poznawanie odbywa się szybciej niż w mieście. Poznaję ludzi przy okazji różnych uroczystości, prac społecznych w kościele i później tych ludzi spotykam w domach. Kiedy ludzie znają już księdza, zupełnie inaczej przyjmują go w domu, są bardziej otwarci i serdeczni. W mieście trudno poznać jest wszystkich parafian. Kiedy pracowałem w Ostrołęce i były tylko cztery parafie w mieście, było po prostu niemożliwe poznanie wszystkich wiernych. Bardzo nad tym ubolewałem. Lepiej się bowiem księdzu pracuje jak zna środowisko.
W mieście też chyba trudno poznać ludzi w czasie kolędy, bo żeby zdążyć wszystkich obejść, trzeba się bardzo spieszyć.
- To prawda, w małych parafiach ksiądz ma więcej czasu dla ludzi, do których przychodzi z wizytą.
Ile przeciętnie trwa taka wizyta na wsi?
- Ok. 15-20 minut, a ja zdaję sobie sprawę, że wierni odczuwają niedosyt, bo chcieliby ze swoim księdzem dłużej porozmawiać, bo się przygotowywali do tej kolędy. My, księża chcielibyśmy mieć jak najwięcej czasu dla swoich wiernych, znać ich ziemskie problemy, ale też musimy zachować proporcje. Kolęda wszak to głównie spotkanie religijne, duszpasterskie, mające służyć umocnieniu wiary, a nie tylko wizyta dla samej wizyty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki