Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nur łupiła Bona, a zniszczyli Szwedzi

Opracował Andrzej Mierzwiński
Nurskie legendy opowiada naszym czytelnikom Lucyna Domanowska, emerytowana bibliotekarka

Na wyniosłym prawym brzegu Bugu rozłożył się Nur, niewielka i niezbyt dzisiaj znana miejscowość, licząca niewiele ponad 800 mieszkańców. Jego historia sięga jednak zamierzchłej przeszłości.
Pierwsi osadnicy pojawili się tutaj, o czym świadczą wykopaliska, już ok. 1000 r. p.n.e. W średniowieczu istniał tu obronny kasztel, będący ważnym ogniwem systemu obronnego Księstwa Mazowieckiego. Dogodne położenie nad dużą, spławną rzeką sprawiało, że był on także znanym i prężnym ośrodkiem handlowym. Prawa miejskie nurska osada otrzymała już na początku XV wieku między rokiem 1410 a 1425, czyli znacznie wcześniej niż Ostrów. Był też Nur przez długie dziesięciolecia stolicą Ziemi Nurskiej, w skład której wchodził cały dzisiejszy powiat ostrowski oraz część powiatów: zambrowskiego, ostrołęckiego i wyszkowskiego.
Największy rozkwit osiągnął w wieku XVI i w pierwszej połowie XVII, kiedy to zamieszkiwało w nim dwukrotnie więcej mieszkańców niż obecnie. Zagładę miastu przyniósł potop szwedzki, po którym Nur już nigdy nie odzyskał dawnego znaczenia. Po powstaniu styczniowym utracił także prawa miejskie i dzisiaj w niczym nie przypomina świetnego ongiś grodu nad Bugiem, tym bardziej że nie zachowały się żadne materialne pamiątki z przeszłości. Pozostała jednak pamięć, która przechowała podania i legendy o dawnym Nurze.
Już sama nazwa miejscowości ma dwa źródła, jedno naukowe, drugie legendarne. Etymolodzy uważają, że pochodzi ona od aryjskiego prasłowa "nero", oznaczającego wodę. Według starych przekazów, nazwa Nur wywodzi się podobno od pradawnych rybaków - nurów, mieszkających tu przed wiekami w domostwach zbudowanych na palach wbitych w dno rzeki. Nie jest to jedyna nurska legenda.
Prawdziwą skarbnicą wiadomości o historii Nura i jego dawnej świetności jest, zakochana w swojej miejscowości, emerytowana bibliotekarka Lucyna Domanowska. O Nurze może ona opowiadać całymi godzinami. Oddajmy więc głos pani Lucynie.

Kramice królowej Bony

Spacerując dzisiaj sennymi uliczkami Nura, trudno sobie wyobrazić, że kilka wieków temu tętniło tutaj ożywione życie, zjeżdżała się szlachta z całej Nurskiej Ziemi, kwitł handel. Do portu nad Bugiem zawijały tratwy i szkuty z dalekiego Gdańska i wschodnich kresów Rzeczypospolitej, rozbrzmiewała mowa polska, ruska, niemiecka, litewska. Do Gdańska wysyłano stąd głównie zboże i drewno, a znad Bałtyku przywożono cenne tkaniny, sprzęty, a także.... solone śledzie.
Przy dzisiejszej drodze do Kossaków, nad brzegiem rzeki rozłożyły się wielkie składy z towarami, z których największe i najbogatsze tzw. kramice miały należeć do królowej Bony. Zgarniała ona do swej szkatuły lwią część zysków z handlu, z wyraźną szkodą dla miejscowych. Delegacja szlachty i kupców udała się wówczas do Krakowa i padłszy na kolana przed królewskim majestatem, poskarżyła się na królową, że ta odbiera im dochody. Gdy król nakazał Bonie zaniechania takich praktyk, rozzłoszczona Włoszka zamknęła kramice, w których było jeszcze wiele drogich towarów i opuściła Nur. Przed wyjazdem schowała klucze od kramic pod potężnym głazem leżącym na brzegu rzeki. Mijały lata, Bug zmienił koryto i woda zakryła kamień. Jedynie w czasie suszy, gdy poziom rzeki opada, z jej nurtów wyłania się wielki głaz strzegący kluczy królowej Bony. Niektórzy mówią, że gdyby je dzisiaj wydostać, może Nur wróciłby do dawnego znaczenia i bogactwa.

Skarb w Białym Jeziorze i góra Ostrożna

Po latach świetności nad Nur nadciągnęły czarne chmury. Polskę zalały siejące śmierć i spustoszenie wojska szwedzkie.
Pewnego razu na drugim brzegu Bugu pojawiły się oddziały polskich żołnierzy spieszące do przeprawy na rzece. Kilka dni wcześniej zostali oni pokonani przez Szwedów i teraz zamierzali przeprawić się na drugi brzeg Bugu, aby stamtąd stawić opór podążającym tuż za nimi zastępom najeźdźców. Niewielki, trzymający się na uboczu oddziałek otaczał wóz, na którym spoczywała wielka okuta skrzynia. Gdy niemal dotarli już do rzeki, na której drugim brzegu widać było na wzgórzu zabudowania Nura, nagle w pobliżu niedużego jeziorka kopyta końskie zaczęły grzęznąć w trzęsawisku, a ciężki wóz zapadł się aż po osie. Nie pomogło zaprzęganie dodatkowych koni, wóz grzązł coraz głębiej. Z tyłu rozległy się muszkietowe salwy, do których wkrótce dołączył huk armat. To Szwedzi dopędzili tylną straż. Polski dowódca znalazł się w rozterce. Skrzynia pełna złota i kosztowności przeznaczonych na zaciąg wojska, nie mogła wpaść w szwedzkie ręce. Nie można też było jej przewieźć na drugi brzeg. Żołnierze z eskorty ścięli kilka olch, przerzucili je przez bagno aż do brzegu jeziora i po tym zaimprowizowanym pomoście zsunęli ciężką skrzynię w głębię. Woda z pluskiem zamknęła się nad powierzonym jej skarbem, a Polacy przeszli brodem na drugi brzeg i zajęli pozycje w zabudowaniach Nura. Nadciągających Szwedów powitał gęsty i celny ogień, szwedzkie armaty nie mogły razić znajdujących się na wysokim brzegu obrońców gdyż stały za nisko.
Wówczas Szwedzi przystąpili do sypania ziemnego nasypu. Do pracy zapędzili również chłopów z okolicznych wiosek i na płaskim dotychczas brzegu zaczęła rosnąć wysoka góra. Pewnego ranka obrońcy Nura dostrzegli na jej szczycie połyskujące złowrogo spiżowe cielska armat, które wkrótce zasypały miasto gradem kul i granatów. Tym razem szwedzki ogień był celny i skuteczny. Drewniane zabudowania Nura rychło ogarnęła pożoga i niebawem ze świetnego do niedawna grodu, pozostały jedynie zgliszcza.
Czy wszystko w tych opowieściach jest legendą? Wszak podczas szwedzkiego potopu Nur rzeczywiście został całkowicie zniszczony. Do dzisiaj też na przeciwległym brzegu wznosi się wysokie, usypane ponoć przez ludzi, porośnięte lasem wzgórze, które miejscowi nazywają górą Ostrożną. Przez długi czas krążyły o niej opowieści, że jest to złe miejsce, okoliczna ludność starała się jej unikać i np. nie zbierano tam grzybów.
Istnieje też po drugiej stronie Bugu naprzeciwko Nura nieduże jezioro zwane Białym, w którego głębiach, jak wieść niesie, spoczywa ogromny skarb. Jest to niezwykle urokliwy zakątek. Otoczony dębami i olchami, z brzegami porośniętymi dziką czeremchą i tatarakiem, z pływającymi po powierzchni wody nenufarami, potrafi swą dziką urodą urzec każdego, kto tam zawędruje. A jednak od tej malowniczej toni ciągnie jakiś dziwny chłód i złowrogi niepokój, które sprawiają, że odwiedzający samotnie to miejsce czują się nieswojo i z ulgą stamtąd odchodzą. Dzieje się tak podobno dlatego, że jak mówili starzy, głębię wód zamieszkują złe moce, strzegące złotego skarbu. Biada śmiałkowi, który poważyłby się wyciągnąć po niego rękę. Pierwszym, który zapragnął złota z Białego Jeziora, był wnuk żołnierza z czasów wojen szwedzkich. Przybył on nad Bug i kierując się opowiadaniami dziada, który brał udział w zatopieniu skarbu, próbował go wydobyć. Jezioro jednak zazdrośnie strzegło powierzonego mu złota i młody junak chęć łatwego wzbogacenia się przypłacił życiem. Nie był on jedyną ofiarą tej zdradzieckiej toni. Zła sława jeziora dotrwała niemal do czasów współczesnych i podobno nawet dzisiaj można jeszcze spotkać ludzi, którzy zwłaszcza o zmroku wolą trzymać się od niego z daleka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki