Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcą pracować za darmo

Aldona Rusinek
Odeszli z zakładu po 20 latach pracy
Odeszli z zakładu po 20 latach pracy A. Rusinek
O MGT Bolt, ostatniej z istniejących jeszcze większych makowskich firm (120 zatrudnionych) pisaliśmy w grudniu ubiegłego roku pod wpływem alarmów pracowników, którzy nie otrzymywali płacy za pracę.

Współwłaściciel firmy Eugeniusz Panek uspokajał wówczas, że Bolt wychodzi z dołka i w nowym roku sytuacja firmy, a przy tym pracowników, powinna się poprawić. Jak się jednak okazuje, ludzie nadal nie otrzymują na czas zapłaty za pracę, a opóźnienia w wypłacaniu pensji są coraz większe.

Żądają wypłat

"Dlaczego, mimo obietnic, wciąż nie dostajemy wynagrodzenia za pracę? Czym mamy nakarmić rodziny? Czy mamy zaprowadzić głodne dzieci do właścicieli firmy? - podobnych telefonów otrzymaliśmy ostatnio kilka.
Niektórym zbrzydło pracowanie za darmo. W lutym tego roku 11 osób z winy pracodawcy rozwiązało umowy o pracę.
Stanowiska opuścili m.in. wszyscy pracownicy działu handlu: Hanna Lesińska, Józef Miszczuk i Stanisław Olkowski, zastępca kierownika tego działu. Z funkcji zrezygnował także Ryszard Stępień, dyrektor zakładu od 1998 roku. Jak nam powiedział, z przyczyn osobistych.
- Głównym powodem wypowiedzenia umowy o pracę było to, że od listopada nie otrzymałam poborów - mówi Hanna Lesińska. - Za grudzień dotarło do mnie sto złotych. Za styczeń nic.
W podobnej sytuacji była Ewa Drewelus, dawniej pracownica księgowości. Ostatnio pracowała w dziale obróbki skrawaniem na automatach tokarskich. W styczniu zarobiła 580 złotych. Pieniędzy do dziś nie zobaczyła.
- W poprzednim artykule była mowa o tym, jak to zakład stara się płacić na czas przynajmniej rodzinom wielodzietnym - mówi. - Ja mam troje dzieci, więc jestem rodziną wielodzietną. W dodatku dzieci są alergiczne, astmatyczne. Potrzebują konsultacji lekarzy. Za co mam je leczyć, jeżeli nie dostaję wynagrodzenia? O jakiejkolwiek innej pomocy w ogóle nie ma mowy. Jak pójdę na zasiłek dla bezrobotnych, to przynajmniej na czas dostanę, w dodatku niewiele mniej, niż zarabiałam w Bolcie.
Stanisław Olkowski nie może dojść, ile firma zalega mu z zarobkami.
- Wynagrodzenia spływały ratami, nigdy nie było wiadomo, ile i kiedy wpłynie na konto. Na wyciągu bankowym z 15 lutego dostrzegłem wpłatę 100 złotych za listopad - twierdzi. - Nie można przecież pracować za darmo.
Józef Miszczuk (wyższe wykształcenie, 25 lat pracy w zakładzie) zarabiał w Bolcie 750 złotych.
- To upokarzające zarobki, a jeszcze bardziej upokarzające było ciągłe upominanie się w kasie o pieniądze - mówi. - Kasjerka bezradnie rozkładała ręce, tłumacząc wściekłym ludziom, że kasa jest pusta.
Eugeniusz Panek przyznaje, że w tej chwili kłopoty z płatnością wynagrodzeń są jeszcze większe niż przed nowym rokiem.
- Zaległości sięgają dwóch miesięcy. Czekamy na kredyt, by je uregulować. Kredyt został nam przyznany, ale warunkiem jego odbioru jest wpis zabezpieczający na hipotece zakładu. A tego wpisu od trzech miesięcy, ze względu bałagan w sądach, nie możemy się doprosić. Jeżeli tylko otrzymamy kredyt, uregulujemy wszystkie zaległości w wynagrodzeniach, a także inne płatności - zapewnia Eugeniusz Panek.
W grudniu w Bolcie kontrolę przeprowadziła Państwowa Inspekcja Pracy. Złożyła do Prokuratury Rejonowej w Przasnyszu doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez właścicieli zakładu, polegające na naruszeniu praw pracowników (niepłaceniu wynagrodzeń).
Prokuratura jednak odmówiła wszczęcia dochodzenia, uzasadniając to tym, że postępowanie pracodawców nie wynika ze złej woli, złośliwości czy celowego uchylania się od powinności, lecz z obiektywnie trudnej sytuacji firmy. Niewypłacanie wynagrodzeń - jak informuje prokurator rejonowy - pozostaje wykroczeniem, do ścigania którego uprawniony jest Państwowy Inspektorat Pracy.

Żal o brak zaufania

Byłych pracowników bolało również to, że nowi szefowie nie obdarzali doświadczonej załogi zaufaniem.
- Jako pracownicy ważnego wydziału, od którego zależał zbyt na nasze produkty nie mieliśmy żadnych kompetencji, nie mogliśmy podejmować żadnych decyzji w kontaktach z klientami - mówi Józef Miszczuk. - Jak mieliśmy pracować, jak zdobywać klienta? A przecież nam na tej firmie zależało nie mniej, niż nowym właścicielom. Człowiek starał się więc wytrwać, bo miał nadzieję, że właściciele rzeczywiście chcą ratować firmę. Gołym okiem jednak widać, że im na tym nie zależy, albo po prostu nie są w stanie kierować większą firmą.
- Ja jestem z Boltem związana rodzinnie - dodaje Hanna Lesińska. - Tu pracowali moi rodzice, mój brat. A prezes Komorowski potrafił mi przy ludziach wykrzyczeć, że ja zakład lekceważę.
- Zrobił to zresztą w takich słowach, które wstyd powtarzać - dopowiada Stanisław Olkowski, cytując wulgarne zdanie, jakim szef potraktował Lesińską.
Eugeniusz Panek tłumaczy, że od pracowników działu marketingu oczekiwano przede wszystkim dostosowania się do wymogów ISO, który właśnie jest wdrażany.
- Nie wszyscy jednak potrafili przystosować się do zmian, więc rzeczywiście zdarzały się sytuacje konfliktowe - mówi. - Ale bardzo mi żal, że niektórzy pracownicy opuścili zakład. Pana Miszczuka wielokrotnie prosiłem o pozostanie.

Dyscyplinowanie naganami

Byli pracownicy, i nie tylko oni, mówią o braku szacunku dla ludzi i atmosferze zastraszenia. O systemie upomnień i nagan, które otrzymuje się za cokolwiek.
- Dostałam naganę za to, że podałam klientowi numer telefonu do prezesa - wspomina Lesińska. - A co miałam zrobić, jak prezes do firmy wpada z Warszawy rzadko, a klient chciał się z nim koniecznie skontaktować.
Stanisław Olkowski w kwietniu ubiegłego roku otrzymał naganę za opuszczenie pracy przed godz. 17.00. Pokazuje umowę o pracę.
- Mam tu zapisane, że obowiązuje mnie ośmiogodzinny dzień pracy, czyli do godz. 15.00, więc jakiego przewinienia sią dopuściłem? - pyta.
Pokazuje ostatnią naganę, z 14 lutego "za niewykonanie poleceń bezpośredniego przełożonego, przez co naraził pracodawcę na straty".
- Próbowałem wyjaśnić o jakie polecenia chodziło i na jakie straty naraziłem pracodawcę, ale skończyło się to tylko awanturą i niczego się nie dowiedziałem - twierdzi.
Eugeniusz Panek odpowiada na to, że Olkowski był pracownikiem "konfliktowym".
Nagany otrzymywali pracownicy także za niewykonanie norm produkcji.
- A jak można było wyrobić normy, kiedy ciągle brakowało materiału? - pyta Ireneusz Fronczak z działu obróbki plastycznej. - Otrzymywałem plan produkcji na trzy maszyny, a chodziła tylko jedna, bo tylko tyle dostawałem drutu na wkręty (potwierdzają to inni pracownicy).
On także w lutym złożył wypowiedzenie z pracy. Wcześniej otrzymał naganę, jak mówi Eugeniusz Panek, za nieodpowiedzialne zachowanie w czasie kontroli z koncernu motoryzacyjnego Valeo, dla którego Bolt wykonuje wkręty.
- Okazało się, że wkręty robi nie tak jak trzeba, a pracuje niezgodnie z przepisami bhp, choć był w tym zakresie przeszkolony - wyjaśnia Eugeniusz Panek.
Eugeniusz Panek wbrew stwierdzeniom pracowników zaprzecza, żeby ktokolwiek otrzymał naganę za niewykonanie normy w sytuacji, gdy brakowało materiału. Ale przyznaje, że nagany są udzielane.
- Jeżeli zakład ma prosperować, musimy egzekwować solidną i wydajną pracę - mówi jego współwłaściciel.

Pójdą do sądu
Pracownicy domagają się od pracodawcy wypłaty zaległych wynagrodzeń wraz z odsetkami, bieżącego wynagrodzenia, wynagrodzenia za godziny nadliczbowe, ekwiwalentu za pranie odzieży i odpraw zagwarantowanych w pakiecie socjalnym. Jeżeli pracodawca nie wywiąże się z tych zobowiązań, skierują sprawy do sądu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki